Kim on będzie? Niebieskookim blondynem?
Szatynem z kocim wzrokiem? A może brunetem o szarych tęczówkach? Na pewno przy
nim muszę czuć się inaczej…
Jak widać, pewna dziewczyna
rozmyśla właśnie o swoim księciu. Nowym księciu, bo poprzedni okazał się raczej
złym smokiem, zamienionym w uroczego młodzieńca. Usunął się przed wakacjami, „zupełnie
przypadkiem” przedstawiając jej swoją nową
dziewczynę. Wspaniały bohater, nieprawdaż? Ale dlaczego Ona tęskni? Przecież ją zranił, powinna go nienawidzić. Zaraz
znów się zakocha, na świecie jest przecież milion innych przystojniaków,
prawda? On był niczym niewyróżniającym
się brązowookim brunetem, czyli nikim nadzwyczajnym, ma rację? A jednak musiał
mieć w sobie coś wyjątkowego, coś co pomogło mu choć na chwilę zawładnąć myślami
i zapanować nad nieokiełznaną duszą tej wybuchowej dziewczyny. Sprawił, że
zakochała się bez opamiętania. W jej głowie był tylko on.
I znów zaczęła wspominać te
niesamowite pocałunki, romantyczne piosenki, kwiaty i czekoladki, podarowane
przez niego. Joy dał jej wszystko czego potrzebowała. Wszystko oprócz swojego
serca, które zastąpił cichym i niezauważalnym złudzeniem. Przez miesiąc co noc
o nim śniła. Przez miesiąc co ranek budziła się z myślą, że znów go zobaczy.
Przez miesiąc każdego dnia był jej światem. Przez tylko miesiąc byli razem. Potem
bajka prysła. Czar, którym ją omamił, stracił swoją siłę dużo później, więc
zdążył jeszcze wymienić jej zahipnotyzowane serce na coś nowszego i innego. Kiedyś ona była jedyna. Kiedyś ona była niezastąpiona. Kiedyś czuła się magicznie. Teraz się obudziła, jak księżniczka z
tamtej opowieści, którą jako mała dziewczynka tak uwielbiała. Niestety, kiedy
otworzyła oczy, po długiej podróży między Królestwem Miłości, a Krainą Złudzeń,
nie zobaczyła nad sobą tego jedynego.
Widziała tylko wielką, smutną pustkę po
nim. Pewnie wtedy był na randce ze
swoją nową dziewczyną, albo już podrywał kolejną. Złośliwe myśli mściły się
nad nią, za to, że pozwoliła mu się oczarować, że słuchała tylko naiwnego
serca, nie zawracając najmniejszej uwagi na rozsądek, który co chwila
podpowiadał jej jakim Joy jest podrywaczem. Już nigdy więcej go nie zobaczy, a
on jej nie skrzywdzi, bo dwa miesiące temu ukończył naukę w Studiu, w dodatku z
wyróżnieniem.
Większość wakacyjnych dni spędziła
w swoim pokoju, oddając się setce pytań kłębiących się w jej głowie. Dopiero
niedawno z powrotem otworzyła się na świat, zaczynając żyć tak jak wcześniej,
czyli pełnią i jeszcze cząstką życia. Na szczęście mama tej z lekka zagubionej
przez chwilę nastolatki, wiedziała, iż nie może nic zrobić i nie próbowała na
siłę jej pomóc. Zawody miłosne trzeba przeżyć po swojemu, nie ma na nie ściśle
opracowanej metody. Jest tylko jedna wskazówka, dla tych, którzy wierzą, że są
z tą właściwą osobą: kochaj całym
sercem, bo prawdziwa miłość nie zna granic i zawsze odpłaci się tym samym.
Teraz uśmiechnięta i zamyślona,
idzie odebrać młodszego brata od kolegi. Przez cały czas obraca w palcach mały
breloczek z misiem, prezent od Maxiego na poprawę humoru. Kiedy doszła pod
odpowiedni adres, otworzyła zieloną furtkę i weszła na teren posesji. Dwoma
krokami przeskoczyła parostopniowe schodki i zapukała do drzwi, nadal bawiąc
się maskotką. Po chwili mały pluszowy przyjaciel wypadł jej z dłoni i wylądował
tuż przed nią. Kiedy schylała się by go ponieść, poczuła nagły ból głowy, a już
moment później całego ciała. Okazało się, że wreszcie ktoś łaskawie raczył
otworzyć te przeklęte drzwi.
- Wszystko w porządku? - zapytał
jakiś głos podnoszący ją z ziemi.
- Trzydzieści sekund temu przez
ciebie obiłam sobie moje cztery litery, wcześniej spadając ze schodów.
Oczywiście, nic się nie stało - sarknęła otrzepując z piasku ulubione szorty.
- Humorek jest, czyli żyjesz.
Chociaż wydaje mi się, że świat wiele by nie stracił, gdybyś przez kilka dni
pożartowała sobie w szpitalu.
- Cami! - krzyknął Nico
podbiegając do siostry, tym samym na ułamek sekundy przerywając walkę na
nienawistne spojrzenia dwojga porywczych nastolatków. - Ja nie chcę wracać,
chcę zbudować jeszcze jedną fortecę.
- O, czyli poturbowana ma na
imię Camila. Nie przedstawię ci się, bo sądzę, że mnie znasz - powiedział
dumnie „ten idiota”, jak zapewne w myślach nazwała go nasza wybuchowa
bohaterka.
- Nie Nico, obiecałam
mamie, że odstawię cię przed obiadem i nie, nie wydaje mi się żebyśmy
się znali chłoptasiu. - powiedziała pewnie, nie zwracając najmniejszej uwagi na protesty obojga "wielbicieli klocków".
- To nie możliwe, każdy mnie
zna. Nie ma lepszego i bardziej wyjątkowego człowieka na całym świecie. Jestem
przecież idolem setek dziewczyn takich jak ty, a nawet jeszcze bardziej…
- Wybuchowych?
Nieprzewidywalnych? Pyskatych? - zgadywała z udawaną ciekawością.
- ...denerwujących - podsumował
nieznajomy-znajomy. - Chociaż z tym ostatnim też bym się zgodził. Czekaj, a to
Ty nie jesteś przypadkiem tą fanką, która nie podeszła do mnie po autograf? -
zapytał, uważniej przypatrując się gniewnym płomyczkom w oczach rudej.
- Niemożliwe, taka wielka
gwiazda jak ty mnie pamięta. Oh, chyba umrę z wrażenia - westchnęła teatralnie. - Nico, idziemy. Pożegnaj się ze swoim kolegą.
- Do widzenia Wielki Władco
Klocków! - krzyknął chłopiec machając rączką w stronę swojego przyjaciela.
- Pa młody! Przyjdź jutro ze
swoją siostrzyczką! - zawołał ciekawy reakcji nowej nemezis . Niestety nie doczekał się żadnego, choćby maleńkiego
gestu z jej strony. Odeszła, zostawiając po sobie trwały ślad w jego głowie. A
może i w sercu?...
Zatrzymaj mnie
Cienie jak we
mgle
Nie daj mi odejść
Jak znajdę drogę
- Ludmiła, ktoś do ciebie!
Pewne
to znowu on. Nie może sam napisać tej piosenki?!
Kolejny, ściślej mówiąc drugi
dzień, on znów przypałętał się do jej domu. Jego jedynym wytłumaczeniem
zakłócania spokoju i odpoczynku Ludmiły Ferro jest jakaś głupia piosenka, którą
Pablo kazał mu skomponować pod jej okiem. Ma to niby pomóc „w początkowej integracji nowego ucznia z resztą grupy”, jeżeliby dokładne
cytować wyjaśnienia nauczyciela, kiedy Lu zadzwoniła zapytać o co chodzi.
Oczywiście po skończonej rozmowie wróciła do swojego podopiecznego „grzecznie”
wypychając go za drzwi i wypowiedziała przy tym tylko jedno zdanie w dodatku z wymuszonym
uśmiechem: Dasz rade! Miała nadzieję,
że się odczepi, pomyśli jak każdy inny normalny
człowiek, że jej nie należy się narzucać, i odejdzie w siną dal na zawsze
pozostawiając ją w spokoju. Niestety ten egzemplarz brzydszej płci jest chyba z
lekka odmienny od reszty gatunku. Stanowczo jeszcze nie poznał swojej pozycji,
a ten błąd trzeba naprawić natychmiast. Jednym uśmiechem zdjęła poprzednią
maskę i nałożyła kolejną.
- Czego znowu chcesz? -
zapytała schodząc po schodach głośno stukając obcasami swoich różowych szpilek.
- Tego co poprzednio: pomocy w
napisaniu piosenki.
- Oczywiście, w pewnym sensie
schlebia mi, że nie potrafisz sobie beze mnie posadzić… Ale nie możesz po
prostu zrobić tego sam, powiedzieć Pablo, że ci pomogłam i zostawić mnie w
spokoju? Wtedy każdy będzie szczęśliwy.
- Nie każdy. Ja na przykład, bo
nie kłamię - odpowiedział dumnie prostując plecy.
Ludmiła parsknęła śmiechem.
- Nie kłamiesz? - zaciągnęła teatralnie zmieniają minę. - Z jakiej
planety się urwałeś? - Tym razem przesłodzono cukierkowym tonem zbija go z tropu, by po chwili znów powrócić do trującego jadu. - Każdy kłamie, życie bez kłamstwa jest jak woja bez broni.
Nie potrafisz łgać - padasz jako pierwszy, jesteś mistrzem iluzji - wygrywasz
bitwę.
- Naprawdę tak myślisz? Szkoda,
miałem nadzieję, że jednak pod tą wytapetowaną maską kryje się jakaś wrażliwa
dusza.
Przesadził. Wiedział o tym, ale
w tej chwili, właśnie przez nią, nie potrafił przeprosić. Zablokowała go swoją
pewnością siebie.
Mimo, że ona ma na sobie maskę
supernowej, te słowa ją zabolały. Były jak cios wymierzony w samo serce. Na
chwilę zawiesiła się nad tym jednym celnym strzałem. Bo przecież on ma rację,
przez to zachowanie nie jest sobą. Nawet
nie wiesz jak bardzo wrażliwa i nieporadna jestem naprawdę. Na szczęście on
nie zauważył chwilowego braku jej odpowiedzi, bo sam karcił się w myślach za to
co zrobił. Dopiero jak się otrząsnęła z powrotem zaatakowała:
- Po pierwsze: nie tym tonem i
takimi słowami. Po drugie: nie wiesz kim jestem więc nie stawiaj nade mną
wyroku. Reasumując: nie ta pozycja, darling.
- Ludmiła, czy ci się to
podoba, czy nie, musisz mi pomóc. Wczoraj jeszcze raz rozmawiałem z Pablo i zapytałem się, czy
rzeczywiście nie mógłbym napisać tej piosenki sam. Wiesz co odpowiedział? -
zapytał spoglądając jej w oczy. - Że jeśli nie umiesz mi pomóc, to masz napisać
to razem zemną. Połowę piosenki ty i połowę ja. Potem zaśpiewamy jako duet.
Temat do wyboru, ale powiedział, że jeśli napiszemy o miłości mamy szanse na
późniejsze wystawienie tego przed większą publicznością.
I znowu to samo. Zawiesiła się.
On jest zbyt wygadany i pewny siebie, jak na kogoś kto nie kłamie i nie
zachowuje się jak król. Poza tym, miłosny
duet? Czy to jest jakiś żart? W życiu nie zaśpiewam z
kimś takim jak on romantycznej piosenki! Wykorzystując brak reakcji,
chłopak wygrzebał z torby jakąś teczkę.
- To moja część - powiedział
wręczając jej jedną z kartek - Jutro wpadnę około południa, wtedy razem
pomyślimy co dalej z tym zrobić. Było by mi miło, gdybyś ty też wysiliła swoje
szare komórki i napisała coś od siebie.
Wyszedł. Krzyknął tylko do widzenia w stronę Mirty. A ona nadal
stała jak zaklęta i patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał pierwszy
człowiek, który jej się postawił. Powiedział nie Wielkiej Ludmile Ferro.
Powiedz mi kim
jesteś
Gdzie teraz jesteś
Czego ode mnie chcesz?
Czego ode mnie
pragniesz?
Jest ciepły wieczór. Ona stoi
na tarasie wpatrując się w leniwie falujące morze. Dostrzega w nim odbicie
srebrnego Księżyca otoczonego setkami gwiazd. Wiatr lekko rozwiewa jej ciemne
loki, w które już po chwili ktoś szepce ciepłe słowa. On obejmuje ją w pasie, delikatnie przyciskając do siebie. Nadal
czuje jego oddech przy swoim uchu. Mogłaby tak stać całe życie. Teraz On obraca ją w swoją stronę, ale Ona nie
widzi jego oczu, bo od razu wtula się w jego miękką koszulkę. Znów czuje
niesamowite ciepło i jego szybko bijące serce. A może to jej? Ale przecież
słychać tylko jeden rytm. Co się dzieje?
- w tym miejscu bajki zapewne zapyta mała dziewczynka. Nic złego. - odpowie mama. - Oni
po prostu żyją jednym sercem, nie da się ich rozdzielić. I znów to serce
przyśpieszy, bo ich usta się wreszcie spotkały w pocałunku o wadze małego piórka.
Obudziła się. To tylko sen. Kolejny
taki sam sen. Znowu budzi się w tym samym momencie. Znowu nie wie kim On jest. Od początku wakacji co noc
nawiedza właśnie ta scena. Wszystko jest tak bajkowe i idealne, że nie może uwierzyć,
iż to ona jest tą dziewczyną. Przecież to
tylko ja. A on… to spełnienie marzeń.
Zastanawiam się,
czy kiedyś mnie widziałeś, I ja
Zastanawiam się, czy wiesz, że jestem tu
Jeśli spojrzysz w moje oczy, czy zobaczysz co kryję w środku?
Czy jeszcze się zatroszczysz?
###
Serduszko, które zrobiłam na jednym z warsztatów.
Dobrnęłam do końca! Dziś mam dla Was parę niespodzianek. Pierwsza to kilka perspektyw w rozdziale i nowe wątki. Postaram się pisać w taki sposób, aby każdy znalazł coś dla siebie. Jak myślicie, kim są ci niezwykli chłopcy z dzisiejszej części? Czekam na Wasze sugestie :)
Drugą sprawą, o wiele większą i ważniejszą jest Xenia. To właśnie jej chciałabym zadedykować dzisiejszy rozdział. Ta osóbka jest naprawdę niesamowita. Ostatnio obchodziła czternaste urodziny. Nati (jeśli mogę), życzę Tobie dużo radości, miłości, przyjaciół, zdrowia i uśmiechu. Bądź zawsze taka jak teraz :*