niedziela, 2 listopada 2014

OS. 3 - Un momento sólo para nosotros - 365 dni na Blogerze

      Wolnym krokiem szła przez czerwony dywan ciągnąc za sobą śnieżny tiul ślicznej, białej sukienki obszytej koronkową siateczką. Po obydwu stronach jej drogi stały najbliższe im osoby, dodawały otuchy. Jedni płakali, drudzy klaskali, inni uśmiechali się i gwizdali. Wszyscy cieszyli się ich szczęściem. Byli tam tylko i wyłącznie dla nich. Wzięła niezauważalny wdech. Wreszcie go zobaczyła. Wyglądał wspaniale ubrany w czarny, dopasowany garnitur i równo zapiętą białą koszulę. Wyciągnął w jej stronę rękę, w którą włożyła swoją kruchą dłoń. Delikatnie zacisnął palce na drobnych kostkach i spojrzał prosto w jej karmelowe oczy.
         – Całe życie czekałem na ten moment – Mówił tylko do niej. To nie były słowa rzucone na wiatr. Wyrwały się prosto z jego serca, nie mogąc dłużej się ukrywać. Uniósł lekko kąciki ust.
                Podeszła bliżej i zatopiła się w miłości bijącej od zielonych tęczówek.
            – Ja też. – Dwa banalne słowa oznaczały ni więcej ni mniej jak potwierdzenie.
            Ale nie byle czego.
Uśmiechnęli się i razem weszli na małe podwyższenie. Głośnie oklaski nie ucichły nawet, kiedy stanęli  naprzeciwko siebie i byli gotowi.
             To ten moment.
         Nachylił się w jej kierunku, tak samo, jak robił to wiele razy. Ona podniosła dłoń do jego policzka i delikatnie oparła palce na brzegu kości, tym samym zmniejszając odległość jeszcze bardziej. Wraz z nadejściem wyczekiwanego pocałunku, świat zwolnił, a serca przyśpieszyły.
Gwałtownie podniosła się na łóżku i otworzyła oczy. To był tylko sen. Przetarła czoło i ponownie położyła głowię na poduszkę. Potrzebuję całego ciebie. Mocno zacisnęła powieki powstrzymując łzy cisnące się jej do oczu.
– Nie ważne czy jesteś przy mnie, czy nie. Zawsze będziesz w moich snach…

– Dlaczego go nie zaprosiłaś?  – zapytała Francesca, siadając na łóżku i oglądając porozrzucane sukienki.
       – Nie wiem, Fran, naprawdę nie wiem. – Zamknęła oczy i zakryła twarz dłońmi. – Może wydawało mi się zbyt oczywiste, że powinien przyjść. Może bałam się kolejnego odrzucenia z jego strony. Może jestem po prostu głupia.– Wzięła głęboki wdech i starała powstrzymać się szloch. – Wszystko zepsułam. Mogłam mu nie wypominać odejścia ze Studia, mogłam nie mówić tych wszystkich smutnych słów. Tak bardzo go kocham, tak bardzo go teraz potrzebuję… – Po jej policzkach spłynęły łzy. Opadała na łóżko i przygarnęła do siebie poduszkę w różowe kwiaty.
– Violu… – Francesca podeszła do przyjaciółki i mocno ją objęła. – Będzie dobrze, musicie dać sobie po prostu trochę czasu. –  Dziewczyna lekko kiwnęła głową w stronę Camili siedzącej po drugiej stronie łóżka.
– Jesteście dla siebie stworzeni – potwierdziła rudowłosa i także przyłączyła się do grupowego uścisku.
– Będziemy cię wspierać, na dobre i na gorsze, pamiętaj o tym – zapewniła Włoszka.
Pokój wypełnił szczery śmiech Violi i Cami, bez problemu rozmywający wszystkie problemy.
– Dziękuję. Wspaniale jest mieć przy sobie tak wspaniałe przyjaciółki jak wy – szepnęła Violetta i mocnej wtuliła się w ramiona dziewczyn.


– Proszę, Leon, odbierz. Potrzebuje cię. – Kolejny raz próbowała się do niego dodzwonić, ale na próżno, znów słyszała tylko jego głos nagrany na automatyczną sekretarkę.
Przygładziła dłonią złotą sukienkę i poprawiła kwiatowy wianek we włoskach. Mimo tego wszystkiego, tych kłamstw, przykrych słów i oddalenia, ich serca nadal się potrzebują. Nadal potrzebują wspólnej miłości.
Ciche pikanie dochodzące z laptopa przerwało denerwującą ciszę panującą w pokoju. Kiedy włączyła odpowiednią stronę wyskoczyło małe okienko:
Masz wiadomość od:
LEON: Jesteś?
Pamiętaj, pisze do niej, nie do ciebie.
ROXY: Cześć, co u Ciebie?
LEON: Nie najlepiej.
                Ale przecież…?
ROXY: Dlaczego?
LEON: Nie mogę przestać myśleć o przyjaciółce, martwię się czy u niej wszystko w porządku.
                Przyjaciółce…?
ROXY: A dlaczego do niej nie zadzwonisz?
LEON: Nie mogę. Dziś żeni się jej tato. Dobrze, nie żeni się, coś podobnego.
                Wystarczy, gdybyś chociaż odebrał…
ROXY: I dlaczego jej nie towarzyszysz?
LEON: Bo ona nie chce bym z nią był. Zaprosiła wszystkich oprócz mnie.
                Nie tak miało być…
ROXY: Potrzebujesz zaproszenie?
LEON: Jak to?
ROXY: Chciałbyś iść?
LEON: Tak. Bardzo ją kocham i chciałbym jej towarzyszyć.
                Kocha… Jak to pięknie brzmi.
ROXY: To idź i bądź z nią.
                – I? – Angie wyszła już przebrana i umalowana. Aż nazbyt było widać jej zdenerwowanie. – Jak wyglądam, jak leży sukienka? Okropnie, prawda? – kolejne pytania wypowiadała chaotycznie, machając dołem materiału i wygładzając nieistniejące zagięcia.
                – Nie… – Violetta podniosła wzrok z nad monitora, nie do końca oderwana od tamtej rozmowy.
                – Przebiorę się, przebiorę i…
                – Nie, nie, nie! Ja po prostu… – Już chciała powiedzieć o rozmowie z Leonem, ale w porę ugryzła się w język. – Wyglądasz bosko. – powiedziała uspakajająco i uśmiecha się w stronę cioci.
                – Sama nie wiem, już zostaw to wszystko i chodźmy, zaraz będą wszyscy goście.
            – Dobrze, ja za sekundkę zejdę. – Zacisnęła mocniej pace na monitorze i podniosła go do góry.
ROXY: Wybacz, ale muszę kończyć. Zrób to, co czujesz. Tak nigdy nie będzie źle.
               
Ale czy to przez miłość
Wszystko będzie prawdą
Czy to przez miłość
Daję z siebie wszystko
Moje serce
 Jest wszystkim co mam
Wygrałam i przegrałam
 Nigdy się nie poddam
Bo taka jestem

                – Dziękuję, bardzo dziękuję wam obydwóm. – Uśmiechnął się do córki i swojej przyszłej pasierbicy, a następnie zwrócił się w stronę zgromadzonych gości. – Po pierwsze chcieliśmy wam podziękować za przyjście, za to, że jesteście z nami.
                – To nie jest formalny ślub, ten związek jest dla nas bardzo ważny – Priscila kolejny raz podkreśliła to samo, słodko uśmiechnęła się do gości i ponownie spojrzała na narzeczonego.
                – Tak ważny, że chcieliśmy zaznaczyć naszą miłość razem z wami wszystkimi, ludźmi, których naprawdę kochamy… – Zrobiło jej się ciepło na sercu, słysząc słowa taty. Przebiegła wzrokiem po zaproszonych gościach, byli wszyscy; Olga, Ramallo, Angie, Francesca, Camila, Natalia, Federico, Diego, Broduey, Maxi, Andres, Alex, nawet Beto i…
Niemożliwe. On…
Szedł niepewnie w kierunku zebranych ludzi, ale kiedy ją zobaczył, wycofał się.
 Nie pozwolę ci odejść.
Spojrzała przelotnie na zaaferowanego przemową ojca i pobiegła za Leonem.
– Przyszedłeś. – Przekroczyła próg kuchni, szczęśliwa, że nadal tu jest.
– Tak, ale już idę. – Odwrócił się i postawił kilka kroków w jej stronę.
– Nie odchodź, zostań.
– Nie zaprosiłaś mnie. – Gorycz w jego głosie zakuła jej serce.
Bo byłam głupia…
– Potrzebujesz zaproszenie?
– Już to dziś słyszałem.
– Kto ci to jeszcze powiedział? – Wiele kosztowały ją te słowa.
Przez jego twarz przewinęły się różne emocje; zdziwienie, zmęczenie, lekka irytacja i… strach? W końcu wzruszył tylko ramionami, chcąc jak najszybciej uciąć temat.
Ja wiem wszystko, nie musisz udawać…
– Leon, wydaje mi się, że będziesz musiał wybrać. – Nie wiedziała, jak przeszło jej to przez gardło.
– Tu jesteśmy tylko ty i ja.
Przestań mną pogrywać…
– Nie. Jesteś ty, jestem ja, i jest ona. – Zrobiła kolejny krok w jego stronę. – Kimkolwiek by nie była, jest ona.
– Przyszedłem jako twój przyjaciel… – zaczął bez przekonania, ale weszła mu w słowo.
– Ja nie chcę być twoją przyjaciółką. Nie potrafię być twoją przyjaciółką. A jeśli myślisz o innej, lepiej, żebyś już poszedł.
 Nie rób tego, nie chciałam…
– Powiedz jedno słowo, a wyjdę.
Nigdy nie popełnię tego samego błędu…
– Nie odchodź… – Gdzieś w sercu zdławiła łzy.
Liczy się teraz, jutra będzie.
– Idziemy? – Spojrzała z nadzieją w jego zielone tęczówki i wiedziała, że nie zniosłaby odmowy.
Zamknął oczy. Po chwili wysunął przed siebie dłoń.
– Idziemy.
Jej serce się uśmiechnęło. Jak we śnie. Wsunęła między jego długie palce swoje i niepewnie się posłała mu uśmiech
Dzisiejszy dzień będzie tylko nasz.

– Mogę prosić? – Delikatnie położył swoją dłoń nad jej talią i ujął jej palce, a muzyka poniosła ich w melodię walca.
Nic nie mówili. Po prostu patrzyli na siebie i cieszyli się z chwili beztroski. Kiedy Leon zaśmiał się i odwrócił wzrok, Violetta nie mogła powstrzymać wrażenia, że bawi go jej taniec.
– Wiem, że nie za dobrze tańczę walca, ale nie na tyle, żebyś śmiał mi się w twarz. – Po raz kolejny uśmiechnęła się i poprawiła rękę na jego ramieniu.
– Nie śmieję się z ciebie.
– Tak, śmiejesz się ze mnie. – Potrząsnęła głową wzburzając loki opadające na jej plecy.
– Nie śmieję się z ciebie, naprawdę.
– A więc co się stało? – Jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a w oczach zagrały chochliki.
– Nie jestem pewien, ale to co się ze mną dzieje to przez ciebie.
Spojrzała na niego na początku lekko wystraszona.
– Przeze mnie, czy dlatego, że myślisz o innej? – zapytała.
Wziął wdech i gwałtowny wydech, jakby sam z siebie się podśmiewając.
– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że teraz rozumiem, co czułaś wybierając pomiędzy mną, a Tomasem. – Przestała tańczyć i wyczekująco spojrzała w jego oczy. – Mam mętlik w głowie.
Zrobiła krok w tył.
To nie może być prawda.
– Co?
– Leon, pozwolisz, że zatańczę z Violą? – Alex pojawił się znikąd, przerywając wyjaśnienia chłopaka.
– Tak… – zaczął, ale jego partnerka weszła mu w słowo.
– Nie. Wybacz, Alex, ale muszę porozmawiać z Leonem.
– Jasne, przyjdę później…  – Francuski akcent nie zrobił na niej wrażenia. O wiele ważniejsze są dla niej słowa wypowiadane z tą jedyną meksykańską nutą.

Od dłuższego czasu siedzieli na długiej huśtawce w zapomnianym kącie ogrodu. On bawił się stokrotką zerwaną z małej kępki przy krzewie róży, a ona machała nogami i próbowała ułożyć w głowie, co chce powiedzieć.
– Kochasz ją? – szepnęła, odrywając stopy od ziemi.
– Co? – Lekko zaskoczony odwrócił głowę w jej stronę. Spodziewał się wrzutów, wypomnień, jak bardzo jest dla niej ważny i wszystkiego innego, oprócz tego.
– Pytam, czy ją kochasz? – Odepchnęła się kolejny raz.
– Ja… chyba tak – wyrzucił po dłuższej chwili.
Zamknęła oczy przestając bujać huśtawką. Odebrał to jako zachętę do dalszego mówienia.
– Prawie jej nie znam, ale jestem pewien, że coś mnie do niej przyciąga. Kiedy patrzę jej w oczy, czuję, jakbym kochał ją już wcześniej. – Postanowił być szczery, ale kiedy zobaczył mocno zaciśnięte oczy Violetty, zrozumiał dlaczego o to zapytała. – Nie zapomniałem o nas, nigdy nie zapomnę, tak samo jak nigdy nie przestanę cię kochać. – zapewnił. – Z doświadczenia doskonale wiem, że to niemożliwe, zawsze będziesz częścią mnie. Chwile, które z tobą przeżyłem, były najpiękniejsze w moim życiu, ale… nie jestem pewien, czy dalibyśmy radę to wszystko na nowo odbudować. Nie chcę, żebyś cierpiała. Wiem, co znaczy czekać na odpowiedź, która może nigdy nie nadejść; jakiś sygnał, że jest się tym jedynym.
Dopiero po kilkunastu sekundach uświadomiła sobie, co znaczyły jego słowa.
Teraz to ja jestem na jego miejscu z przed kilkunastu miesięcy. Najpierw Tomas, później Diego…
Tego wszystkiego było za wiele. Zaręczyny taty, podwójne życie, zauroczenie Leona w jej drugiej twarzy i to wyznanie... Emocje wzięły górę. Zaczęła raptownie brać głębokie wdechy.
– Przepraszam. Przeze mnie cierpiałeś tyle czasu, ale nigdy nie naciskałeś, a ja… Wybacz mi. – Zasłoniła twarz dłońmi, próbując ukryć płynące łzy.
– Hej… Spokojnie… – Odruchowo objął ją ramieniem, a ona z całej siły do niego przylgnęła i zaczęła wypłakiwać łzy tuż przy jego sercu.
Nie potrafiła określić ile czasu spędziła zamknięta w bezpiecznych objęciach, za którymi tak bardzo tęskniła. Powoli starała się uspokoić nagle zszargany oddech i wyrównać go z nim.
– Nie tak to miało zabrzmieć… – szepnął tuż przy jej uchu. – Nie przekreśliłem nas, nic takiego nie powiedziałem. Nie chcę cię oszukiwać, zasługujesz na szczerość, po prostu… To wszystko wydaje mi się takie nierealne… Nie wiem jak to inaczej wyjaśnić.
Mocniej wtuliła się w jego błękitną koszulę i mimo wszystko uśmiechnęła się w duchu.
Wiem zbyt dobrze, co czujesz.
– Znam sposób na odprężenie się. Pamiętasz, co powiedziałeś mi tamtego dnia, rok i dwa lata temu? – Podniosła głowę ukazując mu mieniące się od łez policzki, zaczerwieniony nos i błyszczące ekscytacją oczy.
To były jedne z najpiękniejszych słów…
Zamyślił się, próbując przypomnieć sobie, o co może chodzić dziewczynie.
– Powiedziałeś, żebyśmy w końcu przestali mówić i zaczęli działać…
–… żebyśmy podarowali sobie piękną chwilę – dokończył i otarł zaróżowione policzki. – Wciąż pamiętasz? – zapytał ze zdziwieniem.
– Nie mogłabym zapomnieć jednej z najważniejszych chwil mojego życia. – Znów się uśmiechnęła, tym razem jednak bardziej nieśmiało; spuściła wzrok.
Podniósł jej podbródek i pogłaskał kciukiem kącik jej ust posyłając zachęcające spojrzenie.
– Podarujesz mi kolejne wspaniałe wspomnienia? Zapomnijmy o tym wszystkim co działo się podczas ostatniego miesiąca i żyjmy chwilą, dobrze? – zapytała prawie niesłyszalnie. – Bez zobowiązań, bądźmy ze sobą przez cały czas szczerzy. Po prostu… niech to popołudnie będzie nasze – dodała widząc jego zamyślony wyraz twarzy.
Przez chwilę nic nie mówił, jakby zastanawiał się nad konsekwencjami tej decyzji. Jeżeliby się zgodził, było pewne, że znów poczuje to samo do Violetty, znów pokonają wszystkie przeszkody i będą razem. Czy tego właśnie chce? A co z Roxy?… Nie był do końca pewien, czy to co do niej czuł, było w stanie zastąpić mu uczucie, którym darzył szatynkę. W końcu uśmiechnął się i odpowiedział:
– A mam jakiś wybór? – Ponownie ogarnął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy.

Leżała oparta głową o jego kolana i obserwowała skupiony wyraz twarzy chłopaka. Od kilku minut bawił się jej włosami owijając je wokół palca ciągle od nowa i od nowa.
– Kiedy wtedy spadałaś, podczas przedostatniego koncertu, cholernie bałem się, że cię stracę – wyznał, nie przestając plątać pasm. – Przestraszyłem się, że nie zdążę podbiec.
Podniosła się i spróbowała spojrzeć w jego oczy. Przez cały czas odwracał spojrzenie unikając jej wzroku. W końcu podciągnęła się, usiadła na jego kolanach i chwyciła go za podbródek.
– Dzięki tobie nic mi się nie stało. Zdążyłeś, a to tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie, że nasza miłość jest o wiele silniejsza i bardziej powiązana, niż moglibyśmy sobie wyobrazić.
W końcu popatrzył jej w oczy i nie zobaczył ani cienia kłamstwa.
– Ty też uratowałaś mi życie, pamiętasz?
Spojrzała na niego lekko zaskoczona; nic takiego nie mogła sobie przypomnieć.
– Nadal nie wiem, jak to zrobiłaś. Mimo wszystko, byłem wtedy najszczęśliwszy, bo to ciebie zobaczyłem jako pierwszą.
Dopiero teraz sobie przypomniała.
– Mam to powtórzyć? – zapytała, poprawiając się niespokojnie na jego kolanach. Powoli kiwnął głową i delikatnie objął ramieniem.
Spojrzała na jego doń i powoli przesunęła ją na talię, a drugą ulokowała odrobinę wyżej. On przez cały czas uważnie obserwował jej ruchy i niepewnie wzmocnił na nowo ułożony uścisk. Uśmiechnęła się i obróciła się ponownie do jego twarzy.
– I obudzę cię pocałunkiem… – szepnęła i leciutko zetknęła jego usta ze swoimi.
Od miesiąca nie byli tak blisko siebie; od miesiąca nie czuli się tak magicznie, jak w tamtym momencie.
– Mam rozumieć, że jestem Śpiącą Królewną, tak? – Jego poważny ton, zupełnie nie pasował do tego, co mówił. Wstał biorąc na ręce Violettę. – W takim razie, w ramach podziękowań za wzbudzenie mnie, zabieram cię na małą przechadzkę po twoim ogrodzie w moich ramionach. I nie przyjmuję domowy.
Zaśmiała się i oparła głowę o jego ramię.  

Po wczorajszym wieczorze wszystko dokładnie przemyślała. Nie będzie już dużej Roxy, zniknie już teraz, ale najpierw powie mu całą prawdę. Powolnym krokiem idzie nad staw, w tak dobrze znane jej miejsce. Miała na sobie różową perukę, różową, skórzaną kurtkę i biały top nasunięty na różowy podkoszulek. Do torby przewieszonej przez ramię schowała miętową sukienkę i pamiętnik.
To zdecydowanie nie jestem ja.
Z roztargnieniem pokręciła głową i w ostatniej chwili przytrzymała zsuwające się zerówki.
Nigdy taka nie będę.
Zauważyła go. Siedział po tej samej stronie, co wtedy; był wyjątkowo spięty. Możesz jeszcze zawrócić, szeptał jakiś głosik w jej głowie. Jeżeli mu to powiesz, nie wybaczy, a jeśli po prostu znikniesz, wszystko wróci do normy. Wzięła głęboki wdech i już chciała obrócić się na pięcie, jak najszybciej odejść, ale usłyszała wołanie. Zamknęła oczy, policzyła do pięciu i z powrotem ruszyła w kierunku brzegu. Uśmiechnęła się do Leona i usiadła na drugim końcu ławki.
– Muszę z tobą porozmawiać –  powiedziała i nerwowo poprawiła torbę na swoich kolanach.–  Zanim zacznę, obiecaj mi, że nie odejdziesz, póki nie wyjaśnię wszystkiego – zastrzegła.
Przybrał dość zaskoczony wyraz twarzy, ale nie odezwał się. Uznała to za powiedzenie. Zamknęła na moment oczy. Otworzyła torbę i wyciągnęła z niej filetowy zeszyt wraz z kluczykiem.
– Skąd masz pamiętnik Violetty? Zabrałaś jej go? – Ostrość w jego głosie gdzieś w środku poruszyła dziewczynę.
Nadal jestem dla niego ważna.
– Nie. Zaraz się wszystkiego dowiesz, tylko proszę, nie odchodź. – Położyła notatnik na jego kolanach i kontynuowała. – Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się u ciebie po raz pierwszy? Powiedziałeś wtedy, że skądś mnie znasz, a ja zaprzeczyłam. – Kiwnął głową, więc mówiła dalej. – Skłamałam. Znasz mnie bardzo dobrze, czasami wydaje mi się, że lepiej niż ja sama.
– Nie rozumiem…
Jedną dłonią chwyciła go za rękę, drugą najpierw powoli ściągnęła okulary, a później, z lekkim wahaniem, pociągnęła za różowe loki, zsuwając perukę z głowy.
Zamarł. Nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Dziewczyna, która go zauroczyła, tak naprawdę była dziewczyną, której nigdy nie przestał kochać.
Przecież to co czuję, to miłość.
– Nie oczekuję od ciebie przebaczenia, czy nawet zrozumienia. To, co zrobiłam na to nie zasługuje. Ale nie możesz zapomnieć, że cię kocham ponad wszystko i nigdy nie będę wstanie przestać.
Czyta mu w myślach?
– W tym pamiętniku są wszystkie sekrety, myśli, wspomnienia i przeżycia, które są dla mnie ważne. Proszę, przeczytaj go w całości. Może to w jakiś sposób… Nie wiem, po prostu go przeczytaj. Ja żałuję. Jeśli miałabym jeszcze jedną szansę, nigdy bym tak nie postąpiła. Ale nie jestem w stanie cofnąć czasu. Przepraszam – skończyła już stojąc. Z wahaniem lekko pocałowała jego policzek i odeszła.

Jak ogień w zimie dajesz ciepło mojemu światu
To miłość bezwarunkowa
Czuję ją
Będąc z Tobą
Powiedz, czy to wszystko jest prawdziwe
Przyszłaś zmienić 
Pocałunkiem moją rzeczywistość
Nie wiem, jak wyrazić słowami, że
Kiedy patrzę w Twoje oczy, wiem, że
Kochałem Cię już tysiąc żyć wcześniej 

Part na podstawie 30/31 odc. 3 sez.

Ayy, estoy tan feliz! Już od 365 dni jestem razem z Wami na Bloggerze i od 365 dni tworzę dla Was moją historię. W ciągu tego roku osiągnęłam 6463 wyświetlenia, 14 obserwatorów i 75 komentarzy. Encerio gracias:

Ag. - bo była jako pierwsza i tchnęła we mnie nadzieję,

Kirenie - najszczersze komentarze,

Mai - bo była na początku i nadal pamięta,
Inolvidable - byłaś jak taki promyczek,
Lady Godivi - ja nadal czekam, wiesz? :),
Dianie - wspaniała pisarka, która niedawno skończyła swoją historię, a którą tak bardzo podziwiam,
Pannie Hazel Xeni Collins (Verdas) - spełniłaś moje Gwiazdkowe marzenie,
Marciakowi - w wakacje trułaś mi głowę i  za to dziękuję oraz za najdłuższy komentarz,
Dulce - kolejny świetlisty promyczek, nie przestawaj wierzyć w swój talent :),
Maddy Parks - wieka legenda, która mnie odwiedziła,
Truskawce - tyle drobnych słów,
Mechi Lambre - :),
Scarlett Walker - :),
Cauvigilia Comello - :),
Fance Violetty - bez Ciebie nic by nie było, dziękuję za tamtą rozmowę,
Lili Ferro - :),
Sophiak - oj, długo by wymieniać, mój misiaczku :*,
Hasy Valler - :)
Oraz wszystkim pozostałym osobom, które były, a nie skomentowały.

Całuję, 
Wasza i tylko Wasza
Lissa