piątek, 29 sierpnia 2014

OS. 02. - Nuestro vida sin nosotros

Dedykacja dla Diany, bo jest z nami już od roku i kilkunastu dni,
 i Sophie, za ciepłe słowa :*
– Witamy państwa w programie „Mundo de las Estrellas”! Tego wieczoru gościmy jedne z naszych najmłodszych śpiewających gwiazd! Podczas dzisiejszego wywiadu, zadamy im kilka pytań dotyczących ich związku, życia oraz pracy, licząc na szczere odpowiedzi!
Głos Susany jest jak zawsze przesadnie przesłodzony i zbyt donośny; ogarnia całe studio. Oznajmia jeszcze, że wywiad idzie na żywo i pozdrawia wszystkich telewidzów.

Po praz ostatni spogląda w lustro przed sobą. Czy tak właśnie teraz wygląda? Czy jest dwudziestotrzyletnią, szczęśliwą, zakochaną i prawdziwą sobą? Czy zyskała sławę, o której tak bardzo marzyła? Czy to wszystko to prawda?
– Tak, to prawda. – Widzi jego odbicie tuż obok siebie. Posyła mu uśmiech. On jest jej szczęściem, jej miłością, światem i to on sprawia, że jest sobą.
Chwyta dłoń, którą jej podaje i podnosi się. Bladoróżowa, prawie biała, sukienka delikatnie szeleści i ponownie układa się w równe fale. Już czas?
Pierwszy krok. Stąpa niepewnie, boi się, że go zawiedzie. Drugi krok. Mocniej wtula się w jego tors. Trzeci krok. Chce zawrócić, ale już za późno, obiecała. Czwarty krok. Kątem oka zauważa mężczyznę wychylającego się z za ściany. Staje. Patrzy uporczywie w czubki swoich beżowych szpilek i bawi się rąbkiem materiału.
– Czy mógłbyś… – spogląda wymownie w jego oczy i ma nadzieję, że ją zrozumie.
– Zawsze – mówi spokojnie, rozkładając lekko ramiona.
Dziewczyna powoli podchodzi bliżej, niepewnie go obejmuje i mocno przyciera do jego ciała. Pozwala jej się w siebie wtulić, jak wtedy; głaszcze ją delikatnymi ruchami po plecach, a ona przez cały czas słucha równomiernego bicia serca, tuż pod marynarką. Trwa tak jeszcze chwilę w bezpiecznych objęciach, na środku korytarza.
Błysk flesza.
– Już przeszedł. – Cichy szept przerywa beztroski moment. Idą dalej.
Piąty. Nie będzie tak źle. Szósty. On jest ze mną. Siódmy. Zawsze mi pomoże. Ósmy. Damy radę. Dziewiąty. Przeszliśmy razem gorsze chwile. Dziesiąty. Kocham go. Jedenasty.
Razem możemy wszystko. – Obejmuje ją ciaśniej i całuje w czubek głowy. Czuje na sobie spojrzenie kilku ludzi pracujących przy kamerach.
Dwunasty
– Jesteście gotowi ich przywitać?! Proszę o wielkie oklaski, przed wami Violetta Castillo i Leon Verdas!
Trzynasty – ten pechowy. Ostatni krok starej drogi i pierwszy nowej.
Idą powoli, przez cały czas trzymają się za ręce i posyłają krzyczącym fanom ciepłe uśmiechy. Doskonali. Siadają na małej sofie, najpierw ona, potem on. Uroczy. Czeka aż wygonie się usadowi, po czym ponownie wtula się w jego ramię i splata ich palce. Kochający. Czuje jego obecność. Teraz już jest pewna, że da radę. Prawdziwi.
Susana poprawia się w fotelu na przeciw nich i zaczyna przedstawienie.
Przesadnie wesoły szczebiot znów ogarnia wszystkich zgromadzonych. To będzie trudna godzina. Dalej następuje wymiana uprzejmości, wstępne opisanie toku rozmowy i kilka nieszczerych śmiechów. W końcu nadchodzi ostateczny czas.
– Zaczynajmy. Jak się poznaliście?
Dziewczyna patrzy na chłopaka i z uśmiechem kiwa głową.
– To był 1 lipca 2012 roku. Razem z uczniami Studio byłem na koncercie Rafy Palmera. Kiedy wracaliśmy do busa, zobaczyłem ją. Była taka… niewinna. Piękna i niesamowita. – Lekko się peszy, nigdy nikomu nie mówił co wtedy czuł. – Przechodziła zamyślona przez jezdnię, ale nie zauważyła skaterów jadących w jej kierunku. Po prostu, podbiegłem do niej i chwytając ją lekko za ramię odciągnąłem w tył – kończy, zupełnie tak, jakby to co zrobił było całkowicie normalnym zachowaniem.
Pamięta ten dotyk.
– Udało się? Został twoim bohaterem? – To pytanie kieruje w stronę dziewczyny, kurczowo trzymającej się ramienna swojego ukochanego.
– Tak, oczywiście, że tak. Uratował mnie wtedy po raz pierwszy. Kiedy spojrzałam jego w oczy, byłam pewna, że chcę go jeszcze zobaczyć. Teraz też w nie spoglądam i nadal widzę tą samą miłość i troskę – mówi szczerze.
– Po raz pierwszy? Zrobił to jeszcze w przyszłości? – Susana jakby ignoruje resztę wypowiedzi i skupia się na pierwszej części sekretów.
– Tak i to nie raz. Ale gdyby wtedy nie zareagował, to… Nie wiem, po prostu nie wiem jak by się to dalej potoczyło. – Nie potrafi znaleźć odpowiednich słów, które wytłumaczyłyby co działo się tamtego wieczoru w jej myślach. Czuje mocniejszy uścisk na swojej dłoni.
– Byłem wtedy, jestem teraz, będę zawsze – szepcze cicho do jej ucha. Ma mikrofon tuż przy kołnierzyku. 
Wszyscy słyszą?
Coś w środku się w niej ściska.
Przez publiczność przechodzi przeciągnięte westchnienie, a rozmowa toczy się dalej.
– Jakie były początki waszej znajomości?
Tym razem to Violetta zabiera głos.
– Były… przyjacielskie. Zobaczyliśmy się po raz drugi, kiedy przyszłam zapisać się na zajęcia gry na fortepianie w Studiu. Oprowadził mnie i opowiedział trochę o szkole. Kiedy zapisałam się na stałe, dostaliśmy pracę za zajęcia, mieliśmy wspólnie skomponować piosenkę
W tej historii wszystko jest przeciwne?
– I jak Wam poszło?
– Wspaniale. To był pierwszy utwór, który dla niej napisałem. I również wtedy po raz pierwszy razem zaśpiewaliśmy. To było coś… niesamowitego. Byliśmy w sali razem z nauczycielką i resztą uczniów, ale ja czułem jak razem unosimy się gdzieś daleko, tam gdzie istnieje tylko miłość i muzyka. Liczyliśmy się tylko my dwoje.
Czuje ukłucie, w sercu?
– Wtedy się w sobie zakochaliście?
Spoglądają na siebie nieco zmieszani. Doskonale. W końcu Violetta odpowiada. Mówi spokojnie i zdecydowanie.
– Nie do końca. Jeszcze wtedy nie byliśmy pewni co z nami będzie. Wiedziałam, że Leon jest dla mnie bardzo ważny i on również czuł coś między nami. Ale…
– Ale to wszystko nie poszło tak szybko. Zaczęliśmy od przyjaźni, stworzyliśmy między nami silną więź, którą budowaliśmy przez długi czas. Uczyliśmy się sobie ufać, pomagać i poznawać siebie nawzajem. Stopniowo nasza relacja się pogłębiała, a my zaczynaliśmy uświadamiać sobie, że możemy wytrwać jednego dnia bez rozmowy. – Spogląda jej w oczy i uśmiecha się. Jak zawsze wie, co powiedzieć. Uratował ją, znowu?
– Od kiedy jesteście razem?
– Zostaliśmy parą po naszym pierwszym pocałunku – odpowiada chłopak, nie zważając na mocniejsze ściśnięcie dłoni. 
To był też mój pierwszy.
– Naprawdę? To tak bardzo romantyczne! Opowiedzcie więcej! – Oczy jej błyszczą, a gdyby mogła zapewne zatarłaby teraz ręce. Obdziera ludzi z ostatnich, najintymniejszych, sekretów. Za to jej płacą.
Przełomowa chwila wtedy i teraz?
– Zabrał mnie nad jezioro. Usiedliśmy na naszej, ławce i powiedział mi… – urywa, zamykając oczy i próbując odtworzyć myślach ten magiczny moment. Zatraca się we wspomnieniu i zapomina o tym wszystkim.
– Pomyśl, że to miejsce idealne i gra idealna muzyka. A teraz brakuje już tylko jednego... – Nachyla się i delikatnie całuje jej usta.
Przez widownię przechodzi fala głośnych gwizdów i owacji.
Otwiera oczy i widzi jego twarz opartą o swoje czoło. Uśmiecha się.
Będę zawsze blisko Ciebie.
Chcę patrzeć na Ciebie, chcę śnić o Tobie, chcę przeżyć z Tobą każdą chwilę – nuci patrząc w jej oczy.
Chcę Cię przytulać, chcę Cię całować, chcę Cię mieć zawsze blisko mnie – śpiewa dalej wpatrując się jego tak uroczy uśmiech.
Przecież miłość jest tym co czuję, jest dla mnie wszystkim – kończą już razem.
Słychać krzyki zachwytu i wielkie oklaski, na cześć zakochanych?
Obraca się w stronę, z której dochodzi hałas i macha w stronę fanów. Czuje jak od tyłu mocno obejmuje ją obiema rękoma i opiera brodę o jej nagie ramię. Dawno nie czuła tak silnego ciepła. Znajduje jego dłonie i delikatnie okrywa je swoimi.
Są momenty, które wydają się prawdziwe.
– Pięknie razem brzmicie. I ta piosenka, kto ją napisał? Nie kojarzę jej z radia.
Cicho się śmieją, pierwszy raz od tak dawna szczerze i bez przymusu. Spoglądają na siebie, tak ciepło, jak wtedy?
Jedno spojrzenie, gest nieodparty.
– My – odpowiadają razem. – Jakoś tak wyszło, że my – prostuje Leon. Nie uważa, że powinni opowiadać jak było naprawdę. Sny są zbyt intymną częścią ich związku. – To była nasza… trzecia wspólna piosenka? – Patrzy pytająco w jej oczy. Widzi w nich pełne i bezgraniczne szczęście.
– Trzecia? Napisaliście dla siebie trzy piosenki?
– Tak jakby. Leon zazwyczaj tworzył ich większą część, bo to on potrafi malować słowami, ja nie. Pierwsza była na zajęcia do Studia, druga postała jako podsumowanie naszej… miłości, trzecią napisałam kiedy się pokłóciliśmy, czwarta była naszą wzajemną tęsknotą, piątą skomponował na moje osiemnaste urodziny, a szóstą napisałam kiedy mieliśmy problemy przez osobne kariery – ostatnie słowa wypowiada z bólem, przecież go wtedy nie było?
Do Susany podchodzi jakiś człowiek i wręcza jej małą karteczkę, którą kobieta od razu chowa do kieszeni żakietu. Zachowuje się, jakby nic się nie stało.
– Niesamowite. Co było najromantyczniejszą rzeczą, jaką dla Ciebie zrobił? – pyta Violettę.
– Najromantyczniejszą? Mogę wybrać tylko jedną? – Susana kiwa głową. – Chyba nie mogę odpowiedzieć – mówi po dłuższym namyśle. Zapytana dlaczego odpowiada: – Leon jest zbyt romantyczny, bym mogła wybrać tylko jedną chwilę. Już wiecie o wspaniałych piosenkach i pierwszym pocałunku, ale oprócz tego było coś jeszcze. W dzień moich osiemnastych urodzin byliśmy w trasie razem z uczniami Studia. Barcelona, kilka koncertów i powrót do domu. Przyjaciele powiedzieli mi, że będziemy świętować po przyjeździe do Buenos Aires, bo teraz wszyscy są zmęczeni i zabiegani. Leon też od jakiegoś czasu zaczął znikać, nie mówiąc gdzie idzie i częściej rozmawiał przez telefon. Wydawało mi się, że wszyscy o mnie zapomnieli. Francesca, moja najlepsza przyjaciółka, pod pewnym pretekstem zabrała mnie na polanę, gdzie czekał Leon z bukietem moich ulubionych kwiatów.
Chłopak uśmiecha się, przypominając sobie scenę zazdrości, którą Viola pominęła w opowieści.
– Zasłonił mi oczy i zaprowadził na dużą łąkę. Kiedy się obróciliśmy, zobaczyłam niesamowity, kolorowy balon. To on był powodem dziwnego zachowania i częstych telefonów. Mój wspaniały chłopak, chodził na kurs… Nie wiem jak to nazwać, może… coś w rodzaju latania? Niech będzie, w każdym razie spędzi dwa miesiące ucząc się pilotować „to coś” specjalnie dla mnie. Czułam się jak księżniczka, szczególnie wtedy, jak niósł mnie w stronę naszego statku powietrznego. A to był dopiero początek niespodzianek… – opowiada dalej, i dalej, nie mogąc wstrzymać się od napływu emocji.
Słucha jej i nie może przestać się uśmiechać. Nie miał pojęcia, że ten prezent aż tyle dla niej znaczył. I że tak dobrze to wszystko pamięta.
– …kiedy wzlecieliśmy… – przerywa, zastanawiając się co powinna powiedzieć, a czego nie. Decyduje się pominąć te niesamowite słowa które od niego wtedy usłyszała. – …zagrał specjalnie skomponowaną na ten dzień piosenkę. To było jakoś tak…
Miłość wisi w powietrzu, zbliż się do mnie, wybierasz to, co czuję, miłość wisi w powietrzu, zaufaj mi, już widzisz, że czas nie istnieje – przypomina jej pierwsze strofy refrenu.
Tylko przeznaczenie, które połączyło na zawsze, na zawsze – Po raz kolejny kończą razem i znów czują tą samą magię.
Na zawsze?
Po kilkudziesięciu minutach i zaledwie kilku pytaniach później, Susanie kończą się tematy wyciąga z kieszeni małą karteczkę i jeszcze raz czyta je zawartość.
– Jedna z waszych fanek, Leila prosi byście zaśpiewali jakąś piosenkę. Co wy na to? – zwraca się do publiczności, nie dając im tym samym żadnego wyboru. Ponowie rozlegają się głośne krzyki i oklaski. Niska dziewczynka w chustce na głowie klaszcze najgłośniej.
Leon wstaje podając Violetcie rękę i prowadzi ją do fortepianu który cudownym trafem nagle znalazł się w studiu. Dziewczyna opiera się lekko o wieko i z uwielbieniem obserwuje sprawne palce muskające klawisze.
Tak dawno nie widziałam jak gra.
Z instrumentu wydobywają się pierwsze dźwięki jej ukochanej piosenki.
Nie jestem ptakiem, aby latać, i obrazu nie umiem namalować. Nie jestem poetą, rzeźbiarzem, tylko jestem jaki jestem. – Jego głos jest ciepły i czarujący.
– Z gwiazd nie umiem czytać, i księżyca nie zniżę. Nie jestem niebem ani słońcem, tylko jestem – anielski śpiew otula całą salę.
To nie jest zwykła piosenka.
Ale są rzeczy, które wiem. Chodź tu, pokażę Tobie, że w twoich oczach mogę zobaczyć je. Możesz też to ujrzeć, spróbuj sobie wyobrazić, że…
Możemy malować kolorami duszy, możemy krzyczeć yeh, możemy latać nie mając skrzydeł, być słowami w mojej piosence i stworzyć mnie w Twoim głosie…
Przez cały czas patrzą w swoje oczy. Mogą malować kolorami duszy, nadając sobie kolejne barwne cechy miłości; mogą latać bez skrzydeł, jak wtedy kiedy unosili się w balonie; mogą być słowami swoich piosenek i już zawsze śpiewać razem; mogą na nowo stworzyć siebie nie tylko w głosie, ale i w sercach.

– To był wspaniały wywiad, moi drodzy. Kiedy usłyszałam te wszystkie wzruszające historie, to… Ach, i jeszcze niebywałe piosenki. Jesteście mistrzami. – Pochwały sypiące się z ust menedżerki nie robią na nich wrażenia. Wiedzą, że jest równie sztuczna, co Susana, ale skuteczna. – Na dole czekają na was limuzyny, oficjalnie Leon jedzie na urodziny ciotecznej siostry, a ty masz umówione ważne spotkanie dotyczące przyszłego wyjazdu. Paparazzi w większości już pojechali, zostało tylko kilku z tych mniejszych magazynów. A, i prawie bym zapomniała: Twitter nie boli, jak wstawicie jakieś wspólne zdjęcie, świat też się nie skończy – woła wychodząc z pokoju. Zostają sami.
– Robisz to wszystko dla niego, prawda? – pyta po dłuższej chwili, wciąż nie odrywając wzroku od drzwi, które chwilę wcześniej się zamknęły.
– Tak, ale…
– Nie musisz nic mówić, rozumiem. Zawsze rozumiałem. I pamiętaj, że zawsze będę, aby ci pomóc. – Niepewnie całuje jej zmarznięty policzek i kieruje się w stronę wyjścia. – Dziękuję, za to co dzisiaj mówiłaś. – Chce coś powiedzieć, ale nie daje jej dojść do słowa. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że to nie było szczere. Ale mimo to dziękuję. To był niezapomniany wieczór – uśmiecha się smutno i zostawia ją samą.
Nie może pozbierać myśli. Z jednej strony próbuje za wszelką cenę nie zakochiwać się w Leonie, bo dobrze wie, że nie powinna tego robić przez to, co łączyło ją z kilkanaście miesięcy temu z jej byłym chłopakiem. Ale z drugiej obiecała mu, że będzie szczęśliwa, bez względu na wszystko. Czuje się winna. Gdyby nie wypadek, nadal byliby szczęśliwą parą, nie spotkałaby Leona i jej menadżerka nie wpadłaby na pomysł z tą cała szopką.
Dlaczego wtedy zginął on, a nie ja?
– Masz być zawsze szczęśliwa, bo to Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze, dobrze?
Pamięta, jak jej tak mówił dzień przed wypadkiem, ponad dwa lata temu.
Jest szczęśliwa. Ale tylko wtedy, kiedy jej ukochany śpiewa specjalnie dla niej, całuje ją i przytula. To paradoksalne, że najbezpieczniej czuje się wtedy, kiedy staje na wyimaginowanej scenie i daje kolejne przedstawienia dla nieświadomych widzów.
Przyznaj się, że kochasz go o wiele mocniej, niż za pierwszym razem, potrzebujesz jego ciepła – szepce głos sumienia. – Tomas by tego chciał.
To przeważa szalę.
– Kocham go – uświadamia sobie. – Kocham go całym sercem, jak jeszcze nikogo innego. I dlatego go potrzebuję, potrzebuję jego głosu, jego miłości i jego ramion.
Wstaje i pędem wybiega z garderoby. Pędzi po stromych schodach, śliska się po kafelkach w holu i nadal biegnąc zauważa go na ławce przed budynkiem.
Nie odjechał?
Uspokaja oddech i szybkom krokiem podchodzi do niego, z całej siły wtulając się w jego tors.
Zdziwiony chłopak niepewnie obejmuje jej trzęsące się ciało i opiera głowę na jej, nadal nagim, ramieniu.
– Potrzebuję Cię, bo Cię kocham – szepce tuż obok jego ucha.
Czuje jak z jej serca spada wielki ciężar. Powiedziała to. Po raz pierwszy od tak dawna powiedziała to szczerze, bez żadnych nakazów.
– Kocham Cię, słyszysz? – Wciąż się trzęsąc patrzy w jego ciepłe oczy. – Kocham Cię całą sobą, wszystkimi pięcioma zmysłami. Kocham na Ciebie patrzeć, kocham czuć Twoje ciepło, kocham słuchać Twojego głosu, kocham zapach Twoich perfum, kocham smakować Twoich ust. Nie chcę więcej udawać za każdym razem, kiedy ktoś nas widzi. Ja cie kocham naprawdę – powtarza po raz kolejny, mocno akcentują ostatnie słowo.
Nie wie co powiedzieć. Po prostu spogląda w jej niebywale orzechowe oczy i próbuje to wszystko zrozumieć. Ona mnie kocha.
– Tak długo czekałem, aż znowu to usłyszę – mówi prawie niesłyszalnie i ponownie obejmuje jej kruche, zmarznięte ciało.
Ale ona nie czuje zimna. W środku niej płonie wielki ogień miłości, który nigdy nie zgasł i już zawsze będzie dawać jej siłę do dalszej walki o miłość.
###
Z chusteczki higienicznej, wyszło przez przypadek :)
Hola todos! Jeżeli to czytacie, to znaczy, iż pod poprzednim patrem pojawiły się nowe komentarze! (Szantaż przyjacielem człowieka :)) Podziękowania należą się: Tysi, Lili, i Sophie. Grasias również Marci, która okazała się nad wyraz  cierpliwa :* Tak w ogóle powracam ze zdwojoną siłą, szykuję się na podbój nowej szkoły i mocno kocham WAS WSZYSTKICH. Ten parcik na górze został napisany specjalnie na konkurs Sophie i wykończany wczorajszym (nie aż tak) późnym wieczorem (21:00-23:00 z przerwami, m.in. na samodzielne skręcenie fotela - udało się !). W każdym razie byłam nie do życia, a wszelką winę proszę zarzucić Axelowi (link do muzyki), bo to przy nim tworzyłam tą historią od A do Z. Przepraszam również, jeżeli zapominałam o komentarzach, przypomnijcie się, postaram się wpaść :)
I jeszcze chciałam gorąco polecić te dwa cudeńka: 
Kocham całym serduchem,
Lissa/Alicja/Ala/Alcia :*

piątek, 15 sierpnia 2014

OS 01. Parte 1 - Ojos de plata


Dla Marci.
Wiesz za co <3


Biologia. Od początku lekcji czekam na jej koniec. Ile mogą trwać wywody nad układem pokarmowym jakiegoś zwierzęcia? Nie powiem wam o czym mowa, bo nazwa jest tak skomplikowana, że od ponad 30 minut paplaniny na ten temat, ja nadal nie mogę jej zapamiętać. W dodatku, jak na złość, co około minutę za moimi plecami rozlega się głośne kichnięcie. Andres ma alergię na kurz, a nasze panie sprzątające nie przepadają za salą, w której przechowywane są różne części wszelakich stworzeń żyjących. Możemy chyba pominąć fakt, że w tym przypadku są już (najczęściej) uśmiercone.
Jak ja nie cierpię biologii. A szczególnie tego nauczyciela. To sztuczny, narcystyczny i próżny fanatyk wnętrzności zwierząt z niezłym tupetem. Nie mój typ. Mówi tak monotonnie, że jego głos dosłownie mnie usypia, co potwierdza odrobinę niedyskretne ziewnięcie. Szybko zamykam usta.
–  Mogłabym go słuchać całe życie – ­­­szepce Cami, delikatnie obracając głowę w moim kierunku. Natrafia na moje powątpiewające spojrzenie. Na serio? – No co? Nie można zachwycać się nauczycielem? Myślałam, że właśnie tego wymaga od nas szkoła; być zadowolonym ze sposobu nauczania. Mnie się podoba i on, i jego głos, którym wpaja nam wiedzę, czyli zachowuję się prawidłowo. Poza tym, z taką barwą nawet gdyby mówił alfabet brzmiałby jak książę z bajki –  kończy swój nieco przydługi, jak na środek lekcji monolog, a jej usta wyginają się w zwycięskim półuśmiechu.
No tak. Chyba zapomniałam wspomnieć, iż nasz szanowny profesor kilka miesięcy temu skończył studia, jest wysokim, niebieskookim, dobrze zbudowanym złotowłosym blondynem, a swoim uśmiechem potrafi oczarować 99,99% procenta dziewcząt w szkole. Wiecie kto jest tą 0,01%? Podpowiem: to ta, która zawsze siedzi w przedostatniej ławce koło okna, chorobliwie boi się rozmów z chłopcami i właśnie pisze to wszystko z tyłu trawiasto zielonego zeszytu. Tak, to ja. Ta najniższa, najbardziej skryta i najcichsza dziewczyna w klasie. Mogę jeszcze dodać, że zakochana. No dobrze, szaleńczo, ale i skrycie zakochana. On jest taki zabawny, czarujący, pogodny, ma w sobie tyle empatii i uroku osobistego. Czasami zachowuje się trochę niezdarnie, ale ja przecież też taka jestem. Ostatnio zaczęliśmy rozmawiać i chyba nie idzie mi najgorzej, a przynajmniej lepiej niż kiedy spotkałam go po raz pierwszy. Teraz nie zacinam się tak bardzo, choć i tak to on zazwyczaj mówi. Rozmawiamy o muzyce, pogodzie, zadaniach ze szkoły, nawet wczoraj wspomniał coś o komedii romantycznej granej w pobliskim kinie. Wydawało mi się, że Lena była na niej ostatnio z przyjaciółkami i narzekała na zbytnią banalność i romantyczność głównego bohatera. Biorąc pod uwagę, iż moja siostrzyczka ma zupełnie inny charakter i zupełnie inaczej postrzega pojęcie romantyczności, fabuła nie powinna być taka zła. Gdyby mnie zaprosił, byłabym najszczęśliwsza na świecie, może nawet…
– Co robisz? – Jego głos mnie płoszy. Z trzaskiem zamykam notatnik, odrobinę zbyt głośno, bo aż sama podskakuję na krześle.
– Nic – rzucam szybko. Kiedy ponoszę głowę, widzę jak zasłania sobie usta ręka próbując ukryć swój uśmiech. Na marne. Brawo, jesteś mistrzynią rozśmieszania ludzi swoim zachowaniem - szepce jakiś glos wewnątrz mnie. – C-co tu robisz? – Spokojnie jąkaczko, pięć wdechów i dziesięć wydechów - powtarza 'to coś' w mojej głowie. O czym ja myślę?
– Lekcja się już skończyła, a ty od kilku minut wpatrujesz się tylko w ten zeszycik i coś skrupulatnie notujesz. Zastanawiam się, czy naprawdę aż tak ciekawi cię układ pokarmowy dziobaka – oznajmia, odrobinę zbyt poważnie. No tak, to o dziobaku Daniel nawijał przez całą lekcję. A nazwa oczywiście nie chwytliwa.
– Oczywiście, że nie – odpowiadam oburzona, czym ponownie go rozbawiam. Włożyłam w to chyba trochę za dużo emocji. – Mówiłam ci, że on okropnie mnie nudzi. Nie da się go słuchać – Znów słyszę jego śmiech; on też jest uroczy tak jak jego właściciel. Spogląda na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami i posyła szczery uśmiech. Po chwili poważnieje i pochyla się przy moim policzku.
– Cami chyba myśli inaczej. – Przez te kilka sekund czuję jego ciepły oddech koło ucha, a potem to ja się śmieję. Nie jestem pewna czego to do końca była wina: tego co mi powiedział czy bardziej przyjemnego łaskotania, które poczułam.
Dalej rozmawiamy jeszcze trochę o tym, czego nie lubimy. Dyskutujemy o ludziach w zabawnych przebraniach, fast-food'ach, dziwnych reklamach i lodach pistacjowych. Kiedy dochodzimy do holu, mój potajemny ukochany otwiera przede mną drzwi i przepuszcza przodem. Uderza we mnie ciepło marcowego wiatru. Wciąż rozmawiamy, tym razem o bezsensownych obietnicach naszych "polityków". Razem schodzimy po dość długich kamiennych schodach. Czy pamięta to się tu wydarzyło trzy lata  temu?
Mieliśmy wtedy po 14 lat. Tydzień wcześniej przyleciałam z Madrytu i właśnie szłam zapisać się do miejscowej szkoły. Przez przypadek wpadałam na niego kiedy wchodziłam do budynku placówki. Z moich rąk wysypały się wszystkie dokumenty tworząc wielki bałagan. Pomógł mi pozbierać papiery i zaprowadził pod właściwy gabinet, po czym sam odszedł odesłany przez dyrektora przyjaznym skinieniem głowy. Ledwo zdołałam wydukać ciche „dziękuję”.
Kiedy jesteśmy już prawie na dole, zatrzymuje się i spogląda wprost w moje oczy. Lekko się peszę odwracając wzrok.
– Naty, mam do ciebie małe pytanie – zaczyna nieśmiało. Czeka aż podniosę wzrok, po czym kontynuuje. – Nie wiem od czego zacząć. Myślałem, czy może… Moglibyśmy….  My… Myślałem, czy my nie moglibyśmy… – plącze się sam w swoich słowach. Czuję się nieswojo. Gdybym mogła mu pomóc… Ale coś innego odwraca moją uwagę. Ktoś mnie obserwuje i nie chodzi o mojego rozmówcę. Przebiegam wzrokiem przez całe podwórze i zatrzymuję się przy bramie szkoły. Z niedowierzaniem wpatruję się w granatowy, nie oszczędzony przez czas kabriolet. Obok niego stoi wysoki brunet, który bacznie mi się przygląda. Nie mogę w to uwierzyć. – Nata, słuchasz mnie?
Nie słucham go. Pędem zbiegam ze schodów, przeciskam się przez zatłoczony dziedziniec i rzucam na szyję Diego. On kręci mną dookoła własnej osi, mocno obejmując w pasie swoimi silnymi dłońmi. Śmieję się i mocniej wtulam w moją własną niespodziankę. Między obrotami migają mi zdziwione spojrzenia kilku dziewczyn ze starszych klas i mojego tajemnego ukochanego. Nawet z takiej odległości widzę zdziwienie wymalowane na jego twarzy. Ale teraz to wszystko straciło znaczenie. Najważniejsze są mocne ręce, które właśnie postawiły mnie za ziemi.
– Przyjechałeś – szepcę patrząc w jego roześmiane oczy. Srebrne spojrzenie uważnie przygląda się mojej twarzy, już kolejny raz w ciągu kilku minut. Ale on może to robić. Ja także błądzę wzrokiem po jego rysach. Zdecydowanie zmężniały przez ostatnie kilka miesięcy.
– Jak mógłbym nie przyjechać, Naty. Za tydzień masz urodziny, a ja przerwę w zajęciach. Wykładowca się rozchorował, ale o tym opowiem ci później – puszcza mi oko i znów do siebie przyciąga, ale tym razem wyraźnie słyszę jego serce. Bije tak mocno jak moje.
Stoimy objęci jeszcze chwilę, beztrosko przytuleni i szczęśliwi. Tak bardzo mi tego brakowało. Tęskniłam za jego ciepłym uściskiem i zapachem lawendy na koszulkach. Tęskniłam za tym, jak wypowiada moje imię, zabawnie akcentując ostatnią literę. Tęskniłam za nim całym. Od kiedy trzy lata temu wyjechał na studia, widujemy się bardzo rzadko, wręcz okazyjnie. W wolnym czasie Diego uwielbia podróżować. Podczas ostatnich wakacji objechał całą Brazylię, w poprzednie oddał się Meksykowi, a za rok chce odkryć Nowy Jork. Za każdym razem bardzo za nim tęsknię.

Właśnie jedziemy do domu słuchając jakiś brazylijskich piosenek, które Diego kupił w Rio. Niesie nas ciepły głos romantycznej ballady, kiedy pyta mnie o chłopka, z którym rozmawiałam na schodach. Odpowiadam, że to tylko kolega z klasy. Nie daje się nabrać.
– Rozumiem, że rozmawiasz tak beztrosko z każdym „kolegą z klasy”? – pyta windując w powietrzu cudzysłów. – I nie jesteś już w ogóle nieśmiała? Nie boisz się rozmawiać z chłopakami, ani przebywania obok nich? – dodaje, unosząc brwi. Oczekuje, że zaprzeczę i właśnie tak robię.
– No to jak z nim jest, co? Ile ma lat? Jak długo go znasz? Jak się uczy? Uprawia jakieś niebezpieczne sporty? Potrafi być uprzejmy? Całowaliście się już? – Cierpliwie słucham całego tego „przedstawienia”, ale z ostatnim pytaniem to już przesadził.
– Diego! – karcę go błagalnym spojrzeniem, ale on tylko się uśmiecha i pyta co w tym dziwnego.
– Jako twój starszy brat powinienem osobiście przeprowadzić z nim tą rozmowę… – spogląda na mnie i napotyka mój wzrok; wyglądam jak dzikie zwierzę uporczywie czyhające aż ofiara wreszcie podejdzie wystarczająco  blisko... – …ale wspaniałomyślnie postanawiam jednak pożyć jeszcze kilka lat, więc oszczędzę ci tej przyjemności – kończy widząc jak głęboko wzdycham.
– A co u Clary? – Widzę jak jego twarz się odpręża, a przez usta przebiega rozmarzony uśmiech. Zawsze się tak zachowuje, kiedy ktoś o niej mówi. Ja właśnie tak chcę się zakochać; prawdziwie i bezgranicznie. Potencjalnego kandydata już znalazłam...

###
Serduszko z odcisku buta na bałtyckim piasku.

Hej, hej! Szybko publikuję, pozdrawiam i całuję wszystkich z wakacji! Zachęcam do komentowania i klikania "taków" :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Tanto tiempo juntos... - Gracias

Tanto tiempo...
Jesteśmy w tym wszyscy razem
Tylko my wiemy, że jesteśmy
Że wszyscy jesteśmy gwiazdami i my to widzimy
Jesteśmy w tym wszyscy razem
I to widać, kiedy stoimy
Ręka w rękę
Nasze marzenia się spełniają

     Ktoś wie skąd cytat? Wiem, że nie było mnie tu naprawdę długo, ale chcę Was wszystkich za to serdecznie przeprosić. Nie ma dnia, w którym nie myślałabym, jak poprowadzić dalsze losy moich bohaterów. Codziennie zastanawiałam się, w jaki sposób to opisać. Tylko nigdy nie mogłam się zebrać by to wszystko ze sobą skleić i opublikować.
     Nie będę próbowała się wymigiwać, że nie miałam czasu, bo po części tak było.
     2 listopada pojawił się tutaj pierwszy rozdział. 273 dni temu. Ag. skomentowała go jako pierwsza cztery dni później. 20 lutego opublikowałam ostatni rozdział. 136 dni temu. W marcu wciągnęłam się w czytanie "Igrzysk śmierci". Zaczęły rodzić się pierwsze pomysły na parta. W kwietniu pisałam test i obchodziłam -naste urodziny. Znów zatopiłam się w nowej lekturze, tym razem obserwując losy "Niezgodnej" i tak dotrwałam aż do początku maja. Piąty miesiąc był okresem szkoły; koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, jechaliśmy z klasą na naszą ostatnią wspólną wycieczkę, upewniałam się w końcowych ocenach i kontynuowałam tworzenie w mojej głowie kolejnych fragmenty parta, dodając jeszcze inspiracje z "Rywalek", które łyknęłam na początku czerwca. Ostatni miesiąc nauki był bardzo... inny od poprzednich. Wszytko stało się nagle krótkie i ulotne, zupełnie odległe i nieuchwytne. Kiedy nadszedł ostatni dzień chodziłam jak we śnie; nic do mnie nie docierało. Nie mogłam zrozumieć, przyjąć do wiadomości tego, że we wrześniu już się nie zobaczymy. Nie tak jak dawniej. I mimo, że ci wszyscy idioci irytowali mnie i doprowadzali mnie do białej gorączki, będę za nimi tęsknić. Zżyłam się z nimi. Przyzwyczaiłam się, że jeden gada od rzeczy, drugi pyskuje każdemu bez wyjątku, trzeci zawsze rozwiązuje zadania z matematyki do przodu, czwarty jest lekko ciapowaty i zrobi wszystko dla żelków, a piąty, mimo, że najniższy, zawsze potrafi nas rozbawić. Jest ich jeszcze kilkoro. Są też dziewczyny. Kiedyś często skłócone bez powodu, wtedy szanujące siebie nawzajem. Również każda inna.
     Teraz muszę zacząć od nowa. Nie wiem jak to będzie i na razie nie potrafię się w tym odnaleźć. Wszystko się zmieni, ale ja zawsze postaram się być z Wami. Miałam napisane pło rozdziału, ale okazał się czymś innym niż miał wyjść. Zaczęłam też pisać niespodziankę. Premiera już wkrótce.
Jeżeli ktoś dotrwał do końca to niech proszę zostanie jeszcze chwilę i skomentuje. To naprawdę daje nieziemskiego kopa.

Dziękuję Ci, że jesteś.