Dla Marci.
Wiesz za co <3
Wiesz za co <3
Biologia. Od początku lekcji czekam na jej koniec. Ile mogą trwać wywody nad układem pokarmowym jakiegoś zwierzęcia? Nie powiem wam o czym mowa, bo nazwa jest tak skomplikowana, że od ponad 30 minut paplaniny na ten temat, ja nadal nie mogę jej zapamiętać. W dodatku, jak na złość, co około minutę za moimi plecami rozlega się głośne kichnięcie. Andres ma alergię na kurz, a nasze panie sprzątające nie przepadają za salą, w której przechowywane są różne części wszelakich stworzeń żyjących. Możemy chyba pominąć fakt, że w tym przypadku są już (najczęściej) uśmiercone.
Jak ja nie cierpię biologii. A
szczególnie tego nauczyciela. To sztuczny, narcystyczny i próżny fanatyk wnętrzności zwierząt z niezłym
tupetem. Nie mój typ. Mówi tak monotonnie, że jego głos dosłownie mnie usypia,
co potwierdza odrobinę niedyskretne ziewnięcie. Szybko zamykam usta.
– Mogłabym go słuchać całe życie – szepce
Cami, delikatnie obracając głowę w moim kierunku. Natrafia na moje
powątpiewające spojrzenie. Na serio?
– No co? Nie można zachwycać się nauczycielem? Myślałam, że właśnie tego wymaga
od nas szkoła; być zadowolonym ze sposobu nauczania. Mnie się podoba i on, i jego głos,
którym wpaja nam wiedzę, czyli zachowuję się prawidłowo. Poza tym, z taką barwą
nawet gdyby mówił alfabet brzmiałby jak książę z bajki – kończy swój nieco przydługi, jak na środek
lekcji monolog, a jej usta wyginają się w zwycięskim półuśmiechu.
No tak. Chyba zapomniałam
wspomnieć, iż nasz szanowny profesor kilka miesięcy temu skończył studia, jest
wysokim, niebieskookim, dobrze zbudowanym złotowłosym blondynem, a swoim
uśmiechem potrafi oczarować 99,99% procenta dziewcząt w szkole. Wiecie kto jest
tą 0,01%? Podpowiem: to ta, która zawsze siedzi w przedostatniej ławce koło
okna, chorobliwie boi się rozmów z chłopcami i właśnie pisze to wszystko z tyłu
trawiasto zielonego zeszytu. Tak, to ja. Ta najniższa, najbardziej skryta i najcichsza
dziewczyna w klasie. Mogę jeszcze dodać, że zakochana. No dobrze, szaleńczo,
ale i skrycie zakochana. On jest taki zabawny, czarujący, pogodny, ma w sobie
tyle empatii i uroku osobistego. Czasami zachowuje się trochę niezdarnie, ale
ja przecież też taka jestem. Ostatnio zaczęliśmy rozmawiać i chyba nie idzie mi
najgorzej, a przynajmniej lepiej niż kiedy spotkałam go po raz pierwszy. Teraz nie zacinam się tak
bardzo, choć i tak to on zazwyczaj mówi. Rozmawiamy o muzyce, pogodzie,
zadaniach ze szkoły, nawet wczoraj wspomniał coś o komedii romantycznej granej
w pobliskim kinie. Wydawało mi się, że Lena była na niej ostatnio z
przyjaciółkami i narzekała na zbytnią banalność i romantyczność głównego
bohatera. Biorąc pod uwagę, iż moja siostrzyczka ma zupełnie inny charakter i
zupełnie inaczej postrzega pojęcie romantyczności, fabuła nie powinna być taka
zła. Gdyby mnie zaprosił, byłabym najszczęśliwsza na świecie, może nawet…
– Co robisz? – Jego głos mnie
płoszy. Z trzaskiem zamykam notatnik, odrobinę zbyt głośno, bo aż sama podskakuję
na krześle.
– Nic – rzucam szybko. Kiedy
ponoszę głowę, widzę jak zasłania sobie usta ręka próbując ukryć swój uśmiech.
Na marne. Brawo, jesteś mistrzynią
rozśmieszania ludzi swoim zachowaniem - szepce jakiś glos wewnątrz mnie. – C-co
tu robisz? – Spokojnie jąkaczko, pięć
wdechów i dziesięć wydechów - powtarza 'to coś' w mojej głowie. O czym ja
myślę?
– Lekcja się już skończyła, a
ty od kilku minut wpatrujesz się tylko w ten zeszycik i coś skrupulatnie
notujesz. Zastanawiam się, czy naprawdę aż tak ciekawi cię układ pokarmowy
dziobaka – oznajmia, odrobinę zbyt poważnie. No tak, to o dziobaku Daniel
nawijał przez całą lekcję. A nazwa oczywiście nie chwytliwa.
– Oczywiście, że nie –
odpowiadam oburzona, czym ponownie go rozbawiam. Włożyłam w to chyba
trochę za dużo emocji. – Mówiłam ci, że on okropnie mnie nudzi. Nie da się go
słuchać – Znów słyszę jego śmiech; on też jest uroczy tak jak jego właściciel.
Spogląda na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami i posyła szczery uśmiech. Po chwili poważnieje i pochyla się przy moim policzku.
– Cami chyba myśli inaczej. –
Przez te kilka sekund czuję jego ciepły oddech koło ucha, a potem to
ja się śmieję. Nie jestem pewna czego to do końca była wina: tego co mi
powiedział czy bardziej przyjemnego łaskotania, które poczułam.
Dalej rozmawiamy jeszcze trochę
o tym, czego nie lubimy. Dyskutujemy o ludziach w zabawnych przebraniach, fast-food'ach, dziwnych reklamach i lodach pistacjowych. Kiedy dochodzimy do holu, mój potajemny ukochany
otwiera przede mną drzwi i przepuszcza przodem. Uderza we mnie ciepło marcowego
wiatru. Wciąż rozmawiamy, tym razem o bezsensownych obietnicach naszych "polityków". Razem
schodzimy po dość długich kamiennych schodach. Czy pamięta to się tu wydarzyło trzy lata temu?
Mieliśmy wtedy po 14 lat.
Tydzień wcześniej przyleciałam z Madrytu i właśnie szłam zapisać się do
miejscowej szkoły. Przez przypadek wpadałam na niego kiedy wchodziłam do budynku placówki. Z moich rąk wysypały się wszystkie dokumenty
tworząc wielki bałagan. Pomógł mi pozbierać papiery i zaprowadził pod właściwy
gabinet, po czym sam odszedł odesłany przez dyrektora przyjaznym skinieniem
głowy. Ledwo zdołałam wydukać ciche „dziękuję”.
Kiedy jesteśmy już prawie na
dole, zatrzymuje się i spogląda wprost w moje oczy. Lekko się peszę odwracając
wzrok.
– Naty, mam do ciebie małe
pytanie – zaczyna nieśmiało. Czeka aż podniosę wzrok, po czym kontynuuje. – Nie
wiem od czego zacząć. Myślałem, czy może… Moglibyśmy…. My… Myślałem, czy
my nie moglibyśmy… – plącze się sam w swoich słowach. Czuję się nieswojo. Gdybym
mogła mu pomóc… Ale coś innego odwraca moją uwagę. Ktoś mnie obserwuje i nie
chodzi o mojego rozmówcę. Przebiegam wzrokiem przez całe podwórze i zatrzymuję
się przy bramie szkoły. Z niedowierzaniem wpatruję się w granatowy, nie
oszczędzony przez czas kabriolet. Obok niego stoi wysoki brunet, który bacznie
mi się przygląda. Nie mogę w to uwierzyć. – Nata, słuchasz mnie?
Nie słucham go. Pędem zbiegam
ze schodów, przeciskam się przez zatłoczony dziedziniec i rzucam na szyję Diego.
On kręci mną dookoła własnej osi, mocno obejmując w pasie swoimi silnymi dłońmi.
Śmieję się i mocniej wtulam w moją własną niespodziankę. Między obrotami migają
mi zdziwione spojrzenia kilku dziewczyn ze starszych klas i mojego tajemnego
ukochanego. Nawet z takiej odległości widzę zdziwienie wymalowane na jego
twarzy. Ale teraz to wszystko straciło znaczenie. Najważniejsze są mocne ręce,
które właśnie postawiły mnie za ziemi.
– Przyjechałeś – szepcę patrząc
w jego roześmiane oczy. Srebrne spojrzenie uważnie przygląda się mojej twarzy, już
kolejny raz w ciągu kilku minut. Ale on może to robić. Ja także błądzę wzrokiem
po jego rysach. Zdecydowanie zmężniały przez ostatnie kilka miesięcy.
– Jak mógłbym nie przyjechać, Naty. Za tydzień masz urodziny, a ja przerwę w zajęciach. Wykładowca się rozchorował,
ale o tym opowiem ci później – puszcza mi oko i znów do siebie przyciąga, ale
tym razem wyraźnie słyszę jego serce. Bije tak mocno jak moje.
Stoimy objęci jeszcze chwilę, beztrosko przytuleni i szczęśliwi. Tak bardzo mi tego brakowało. Tęskniłam za
jego ciepłym uściskiem i zapachem lawendy na koszulkach. Tęskniłam za tym, jak wypowiada moje imię, zabawnie akcentując ostatnią literę. Tęskniłam za nim całym. Od kiedy trzy lata
temu wyjechał na studia, widujemy się bardzo rzadko, wręcz okazyjnie. W wolnym
czasie Diego uwielbia podróżować. Podczas ostatnich wakacji objechał całą
Brazylię, w poprzednie oddał się Meksykowi, a za rok chce odkryć Nowy Jork. Za
każdym razem bardzo za nim tęsknię.
Właśnie jedziemy do domu
słuchając jakiś brazylijskich piosenek, które Diego kupił w Rio. Niesie nas
ciepły głos romantycznej ballady, kiedy pyta mnie o chłopka, z którym
rozmawiałam na schodach. Odpowiadam, że to tylko kolega z klasy. Nie daje się
nabrać.
– Rozumiem, że rozmawiasz tak
beztrosko z każdym „kolegą z klasy”? – pyta windując w powietrzu cudzysłów. – I
nie jesteś już w ogóle nieśmiała? Nie boisz się rozmawiać z chłopakami, ani
przebywania obok nich? – dodaje, unosząc brwi. Oczekuje, że zaprzeczę i właśnie
tak robię.
– No to jak z nim jest, co?
Ile ma lat? Jak długo go znasz? Jak się uczy? Uprawia jakieś niebezpieczne
sporty? Potrafi być uprzejmy? Całowaliście się już? – Cierpliwie słucham całego
tego „przedstawienia”, ale z ostatnim pytaniem to już przesadził.
– Diego! – karcę go błagalnym
spojrzeniem, ale on tylko się uśmiecha i pyta co w tym dziwnego.
– Jako twój starszy brat
powinienem osobiście przeprowadzić z nim tą rozmowę… – spogląda na mnie i napotyka
mój wzrok; wyglądam jak dzikie zwierzę uporczywie czyhające aż ofiara wreszcie podejdzie
wystarczająco blisko... – …ale
wspaniałomyślnie postanawiam jednak pożyć jeszcze kilka lat, więc oszczędzę ci
tej przyjemności – kończy widząc jak głęboko wzdycham.
Jejku, skomentowałabym od razu, ale jestem padnięta.
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że wrócę tutaj jakoś niebawem, może jeszcze dzisiaj (jest już po północy)? ;)
Wrócę, obiecuję <3
Jak i obiecałam - jestem. Wiem jednak, że przybywam bardzo późno - przepraszam, bardzo przepraszam. Ale wyleciało mi to zupełnie z głowy. Wybaczysz? :< Mam cichą nadzieję, że jednak tak i mój haniebny czyn pójdzie w zapomnienie. ;)
UsuńKochana, co ja mogę powiedzieć? Nie mam zielonego pojęcia, naprawdę. Twój styl pisania jest po prostu wyjątkowy. Ma w sobie "to coś". Nic dodać, nic ująć. Wszystko jest na swoim miejscu - tam, gdzie być powinno. I cóż więcej? Masz dar do pisania, wkładasz w to dużo pracy, a co najważniejsze - serce. To widać. Twoje historie są wspaniałe. Poprawiają humor, odrywają od szarej, nudnej rzeczywistości. To nesamowite. Ty jesteś niesamowita. Jak zawsze - jestem pod wrażeniem. Tak było i tym razem ten OS jest, przynajmniej jak dla mnie, strzałem w dziesiątkę. Dopracowany każdy szczegół, prosta - ale nie banalna! - historia.
Warto było poświęcić tę chwilę, żeby przeczytać Twoje dzieło. Naprawdę było warto. Jedyne czego mogę żałować to fakt, że skończyła się tak szybko. Tylko tego. To, co wychodzi spod Twoich palców można czytać i czytać. Uśmiech i poprawa nastroju - gwarantowane. :) I oczywiście - miło spędzony czas. Ale co tu się dziwić skoro napisałaś to Ty. Zdolniacha.
Perspektywa Natalii. Coś dla mnie. Uwielbiam ją. W seralu, niestety, poświęcają jej zbyt mało uwagi. Na szczęście w opowiadaniach nie jest tak pomijana. Przedstawiłaś nam ją jako cichą i nieśmiałą, ale przy tym niezwykle uroczą i sympatyczną osobę, co w pełni do niej pasuje. Wspomniana jest również Camila, która najwidoczniej zauroczona jest swoim nauczycielem od biologii. Natomiast Natalka została odporna na jego wdzięki. XD Obdarzyła uczuciem kogoś innego, którego zna już dość długo. Od czternastego roku życia, bodajże. (Mogę się mylić, czytałam to jakis czas temu. Dlaczego komentuje dopiero teraz? O.o Jestem okropna, wybacz. ;_;) I Diego. Taki cudowny, mega pozytywna postać. W dodatku okazuje się być jej bratem. Muszę przyznać, że są przeuroczym rodzeństwem. Przecudownym. <3 Diego taki troskliwy, wszystko musi wiedzieć. Od razu przesłuchanie Natalce zrobił. I on sam też jest zakochany. W Clary.
Zaskoczyłaś mnie tym, że ten OS właściwie nie skupiał się na historii miłosnej, nawet nie na przyjaźni, czy relacji brat-siostra. To był taki zwyczajny, niezwyczajny dzień z życia Natalki. Cudownie. <3 Wszystko w tym OS'cie jest godne uwagi, o przeczytaniu nawet nie wspomnę!, czy pochwał. Ale zdecydowanie najbardziej mnie urzekły ostatnie akapity - spotkanie rodzeństwa. <3
Niby między Natalią a jej ukochanym nie wydarzyło się nic aż tak znaczącego (choć mogę się założyć, że chciał się z nią umówić, wtedy, kiedy się jąkał, ale Diego mu przeszkodził. Ja to wiem! xD), to OS nie tylko na tym ne traci, ale wręcz zyskuje. No i te ostatnie dwa zdania - dają nadzieję, że jednak na Natalkę czeka ta miłość.
Jestem zachwycona, co więcej mam powiedzieć? Postarałaś się, ale opłaciło się. Twoja praca nie poszła na marne. Stworzyłaś coś naprawdę wyjątkowego, pięknego i na swój sposób wręcz magicznego. Gratuluję? xD Możesz być z siebie dumna.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Ci weny, dużo weny i czasu na pisanie tych cudów. Czekam już niecierpliwie na kolejne dzieło Twojego autorstwa. <3
Ściskam mocno, podziwiam i pozdrawiam. ;)
Tyśka.
Tysiu, jak mogłabym się gniewać? Najważniejsze, że jesteś <3
UsuńDobra, sztuka małego szantażu poskutkowała chociaż w 50%, a to już coś xD Nie przepuszczałam, że ktoś się tym przejmie. Znając mnie, to i tak... Chyba za bardzo odbiegam od tematu, nie uważasz?
Grzecznie podziękuję za wszystkie miłe słówka, i udam, że łezka zakręciła się w oku tylko przez jakiś niepotrzebny paproch, OK? Teraz poszczycę się resztką podwyższonej samooceny i powiem, iż moim założeniem było stworzyć coś banalnie-niebanalnego (lub na odwrót) i jestem prze-dumna, widząc, że to zauważyłaś :).
Jak dla mnie, to rzeczywiście w serialu nie doceniają Natki, za to w opowiadaniach króluje. I nie, nie mylisz się, od czternastego roku życia trwa w zauroczeniu. Diego miał wyjść na typowego (tego wspaniałego) braciszka i chyba się udało. Ja również jestem najbardziej zadowolona z ich spotkania. Wydaje mi się, że wyszło dość dobrze (ewentualnie błagam o wybaczenie, bo nie posiadam żadnego rodzeństwa). Masz rację, ten 'ukochany' chciał się z nią umówić, ale ja niedobra im przerwałam *złowieszczy śmiech*.
I uwaga, uwaga: ten OS to PIERWSZA CZĘŚĆ, już niedługo przysiadam nad dalszymi losami rodzeństwa i spółki :)
Całusy, Lissa
PS Trzymaj kciuki, żebym niczego nie spaprała ;)
Wrócę niedługo, kochana <3
OdpowiedzUsuńJak ja na to czekałam! Wrócę, jak tylko będę mogła, obiecuję!
OdpowiedzUsuńxx
KJSAIJSDJIASDISAJ *o* Jezu, moja inteligencja jest wybitna.
OdpowiedzUsuńAlciu, kochanie moje, dziś do Ciebie wrócę. Obiecuje!
Ach, jestem poprostu zachwycona!!! Twoja praca jest cudna... Ba, to mało powiedziane! Twój styl pisania ma w sobie TO COŚ niezwykłego, czego strasznie brakuje mi niekiedy w innych opowiadaniach. Cieszę się straaaasznie, że będzie jeszcze jedna część. Stworzyłaś coś magicznego, poprostu, masz talent i to ogromny. Naprawdę, gratuluję ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny :*
Lili
Ps. Zapraszam na mój blog z OS'ami na zamówienie:
pomoz-mi-latac.blogspot.com
Twoja opinia dużo dla mnie znaczy, bo naprawdę świetnie piszesz ;)
Ojeju, jeszcze mnie tutaj nie było?
OdpowiedzUsuńToż to skandal, paskudne zaniedbanie, zgroza i... Właściwie nie wiem co jeszcze. Przede wszystkim zło zemnie wcielone. Ale to już wszyscy wiemy. Przejdźmy jednak do sprawy bardziej oczywistej, czyli Twoich pokładów genialności. :D
Nie od dziś wiadomo, że ze mnie taka fanka Naty i wszystkiego co z nią związane. Dlatego Naxi jako para i Dienaty jako rodzeństwo w pełni mnie uszczęśliwiają. Zresztą każde połączenie w Twoim wykonaniu jest strasznie miłe dla oka. Talent jaki posiadasz jest widoczny już po pierwszym akapicie, wiesz? :)
Jeju, nie wiem co mogę dodać. Uwielbiam się, bardzo bardzo i czekam na dalsze publikacje. <3
Sophie ♥