czwartek, 20 lutego 2014

6. Caer

            Kim on będzie? Niebieskookim blondynem? Szatynem z kocim wzrokiem? A może brunetem o szarych tęczówkach? Na pewno przy nim muszę czuć się inaczej… 
Jak widać, pewna dziewczyna rozmyśla właśnie o swoim księciu. Nowym księciu, bo poprzedni okazał się raczej złym smokiem, zamienionym w uroczego młodzieńca. Usunął się przed wakacjami, „zupełnie przypadkiem” przedstawiając jej swoją nową dziewczynę. Wspaniały bohater, nieprawdaż? Ale dlaczego Ona tęskni? Przecież ją zranił, powinna go nienawidzić. Zaraz znów się zakocha, na świecie jest przecież milion innych przystojniaków, prawda? On był niczym niewyróżniającym się brązowookim brunetem, czyli nikim nadzwyczajnym, ma rację? A jednak musiał mieć w sobie coś wyjątkowego, coś co pomogło mu choć na chwilę zawładnąć myślami i zapanować nad nieokiełznaną duszą tej wybuchowej dziewczyny. Sprawił, że zakochała się bez opamiętania. W jej głowie był tylko on.
I znów zaczęła wspominać te niesamowite pocałunki, romantyczne piosenki, kwiaty i czekoladki, podarowane przez niego. Joy dał jej wszystko czego potrzebowała. Wszystko oprócz swojego serca, które zastąpił cichym i niezauważalnym złudzeniem. Przez miesiąc co noc o nim śniła. Przez miesiąc co ranek budziła się z myślą, że znów go zobaczy. Przez miesiąc każdego dnia był jej światem. Przez tylko miesiąc byli razem. Potem bajka prysła. Czar, którym ją omamił, stracił swoją siłę dużo później, więc zdążył jeszcze wymienić jej zahipnotyzowane serce na coś nowszego i innego. Kiedyś ona była jedyna. Kiedyś ona była niezastąpiona. Kiedyś czuła się magicznie. Teraz się obudziła, jak księżniczka z tamtej opowieści, którą jako mała dziewczynka tak uwielbiała. Niestety, kiedy otworzyła oczy, po długiej podróży między Królestwem Miłości, a Krainą Złudzeń, nie zobaczyła nad sobą tego jedynego. Widziała tylko wielką, smutną pustkę po nim. Pewnie wtedy był na randce ze swoją nową dziewczyną, albo już podrywał kolejną. Złośliwe myśli mściły się nad nią, za to, że pozwoliła mu się oczarować, że słuchała tylko naiwnego serca, nie zawracając najmniejszej uwagi na rozsądek, który co chwila podpowiadał jej jakim Joy jest podrywaczem. Już nigdy więcej go nie zobaczy, a on jej nie skrzywdzi, bo dwa miesiące temu ukończył naukę w Studiu, w dodatku z wyróżnieniem.
Większość wakacyjnych dni spędziła w swoim pokoju, oddając się setce pytań kłębiących się w jej głowie. Dopiero niedawno z powrotem otworzyła się na świat, zaczynając żyć tak jak wcześniej, czyli pełnią i jeszcze cząstką życia. Na szczęście mama tej z lekka zagubionej przez chwilę nastolatki, wiedziała, iż nie może nic zrobić i nie próbowała na siłę jej pomóc. Zawody miłosne trzeba przeżyć po swojemu, nie ma na nie ściśle opracowanej metody. Jest tylko jedna wskazówka, dla tych, którzy wierzą, że są z tą właściwą osobą: kochaj całym sercem, bo prawdziwa miłość nie zna granic i zawsze odpłaci się tym samym.
Teraz uśmiechnięta i zamyślona, idzie odebrać młodszego brata od kolegi. Przez cały czas obraca w palcach mały breloczek z misiem, prezent od Maxiego na poprawę humoru. Kiedy doszła pod odpowiedni adres, otworzyła zieloną furtkę i weszła na teren posesji. Dwoma krokami przeskoczyła parostopniowe schodki i zapukała do drzwi, nadal bawiąc się maskotką. Po chwili mały pluszowy przyjaciel wypadł jej z dłoni i wylądował tuż przed nią. Kiedy schylała się by go ponieść, poczuła nagły ból głowy, a już moment później całego ciała. Okazało się, że wreszcie ktoś łaskawie raczył otworzyć te przeklęte drzwi.
- Wszystko w porządku? - zapytał jakiś głos podnoszący ją z ziemi.
- Trzydzieści sekund temu przez ciebie obiłam sobie moje cztery litery, wcześniej spadając ze schodów. Oczywiście, nic się nie stało - sarknęła otrzepując z piasku ulubione szorty.
- Humorek jest, czyli żyjesz. Chociaż wydaje mi się, że świat wiele by nie stracił, gdybyś przez kilka dni pożartowała sobie w szpitalu.
- Cami! - krzyknął Nico podbiegając do siostry, tym samym na ułamek sekundy przerywając walkę na nienawistne spojrzenia dwojga porywczych nastolatków. - Ja nie chcę wracać, chcę zbudować jeszcze jedną fortecę.
- O, czyli poturbowana ma na imię Camila. Nie przedstawię ci się, bo sądzę, że mnie znasz - powiedział dumnie „ten idiota”, jak zapewne w myślach nazwała go nasza wybuchowa bohaterka.
- Nie Nico, obiecałam mamie, że odstawię cię przed obiadem i nie, nie wydaje mi się żebyśmy się znali chłoptasiu. - powiedziała pewnie, nie zwracając najmniejszej uwagi na protesty obojga "wielbicieli klocków".
- To nie możliwe, każdy mnie zna. Nie ma lepszego i bardziej wyjątkowego człowieka na całym świecie. Jestem przecież idolem setek dziewczyn takich jak ty, a nawet jeszcze bardziej… 
- Wybuchowych? Nieprzewidywalnych? Pyskatych? - zgadywała z udawaną ciekawością.
- ...denerwujących - podsumował nieznajomy-znajomy. - Chociaż z tym ostatnim też bym się zgodził. Czekaj, a to Ty nie jesteś przypadkiem tą fanką, która nie podeszła do mnie po autograf? - zapytał, uważniej przypatrując się gniewnym płomyczkom w oczach rudej.
- Niemożliwe, taka wielka gwiazda jak ty mnie pamięta. Oh, chyba umrę z wrażenia - westchnęła  teatralnie. - Nico, idziemy. Pożegnaj się ze swoim kolegą.
Do widzenia Wielki Władco Klocków! - krzyknął chłopiec machając rączką w stronę swojego przyjaciela.
- Pa młody! Przyjdź jutro ze swoją siostrzyczką! - zawołał ciekawy reakcji nowej nemezis . Niestety nie doczekał się żadnego, choćby maleńkiego gestu z jej strony. Odeszła, zostawiając po sobie trwały ślad w jego głowie. A może i w sercu?...

Zatrzymaj mnie
Cienie jak we mgle
Nie daj mi odejść
Jak znajdę drogę

- Ludmiła, ktoś do ciebie!
Pewne to znowu on. Nie może sam napisać tej piosenki?!
Kolejny, ściślej mówiąc drugi dzień, on znów przypałętał się do jej domu. Jego jedynym wytłumaczeniem zakłócania spokoju i odpoczynku Ludmiły Ferro jest jakaś głupia piosenka, którą Pablo kazał mu skomponować pod jej okiem. Ma to niby pomóc „w początkowej integracji nowego ucznia z resztą grupy”, jeżeliby dokładne cytować wyjaśnienia nauczyciela, kiedy Lu zadzwoniła zapytać o co chodzi. Oczywiście po skończonej rozmowie wróciła do swojego podopiecznego „grzecznie” wypychając go za drzwi i wypowiedziała przy tym tylko jedno zdanie w dodatku z wymuszonym uśmiechem: Dasz rade! Miała nadzieję, że się odczepi, pomyśli jak każdy inny normalny człowiek, że jej nie należy się narzucać, i odejdzie w siną dal na zawsze pozostawiając ją w spokoju. Niestety ten egzemplarz brzydszej płci jest chyba z lekka odmienny od reszty gatunku. Stanowczo jeszcze nie poznał swojej pozycji, a ten błąd trzeba naprawić natychmiast. Jednym uśmiechem zdjęła poprzednią maskę i nałożyła kolejną.
- Czego znowu chcesz? - zapytała schodząc po schodach głośno stukając obcasami swoich różowych szpilek.
- Tego co poprzednio: pomocy w napisaniu piosenki.
- Oczywiście, w pewnym sensie schlebia mi, że nie potrafisz sobie beze mnie posadzić… Ale nie możesz po prostu zrobić tego sam, powiedzieć Pablo, że ci pomogłam i zostawić mnie w spokoju? Wtedy każdy będzie szczęśliwy.
- Nie każdy. Ja na przykład, bo nie kłamię - odpowiedział dumnie prostując plecy.
Ludmiła parsknęła śmiechem.
- Nie kłamiesz? - zaciągnęła teatralnie zmieniają minę. - Z jakiej planety się urwałeś? - Tym razem przesłodzono cukierkowym tonem zbija go z tropu, by po chwili znów powrócić do trującego jadu. - Każdy kłamie, życie bez kłamstwa jest jak woja bez broni. Nie potrafisz łgać - padasz jako pierwszy, jesteś mistrzem iluzji - wygrywasz bitwę.
- Naprawdę tak myślisz? Szkoda, miałem nadzieję, że jednak pod tą wytapetowaną maską kryje się jakaś wrażliwa dusza.
Przesadził. Wiedział o tym, ale w tej chwili, właśnie przez nią, nie potrafił przeprosić. Zablokowała go swoją pewnością siebie.
Mimo, że ona ma na sobie maskę supernowej, te słowa ją zabolały. Były jak cios wymierzony w samo serce. Na chwilę zawiesiła się nad tym jednym celnym strzałem. Bo przecież on ma rację, przez to zachowanie nie jest sobą. Nawet nie wiesz jak bardzo wrażliwa i nieporadna jestem naprawdę. Na szczęście on nie zauważył chwilowego braku jej odpowiedzi, bo sam karcił się w myślach za to co zrobił. Dopiero jak się otrząsnęła z powrotem zaatakowała:
- Po pierwsze: nie tym tonem i takimi słowami. Po drugie: nie wiesz kim jestem więc nie stawiaj nade mną wyroku. Reasumując: nie ta pozycja, darling.
- Ludmiła, czy ci się to podoba, czy nie, musisz mi pomóc. Wczoraj jeszcze raz  rozmawiałem z Pablo i zapytałem się, czy rzeczywiście nie mógłbym napisać tej piosenki sam. Wiesz co odpowiedział? - zapytał spoglądając jej w oczy. - Że jeśli nie umiesz mi pomóc, to masz napisać to razem zemną. Połowę piosenki ty i połowę ja. Potem zaśpiewamy jako duet. Temat do wyboru, ale powiedział, że jeśli napiszemy o miłości mamy szanse na późniejsze wystawienie tego przed większą publicznością.
I znowu to samo. Zawiesiła się. On jest zbyt wygadany i pewny siebie, jak na kogoś kto nie kłamie i nie zachowuje się jak król. Poza tym, miłosny duet? Czy  to jest jakiś żart? W życiu nie zaśpiewam z kimś takim jak on romantycznej piosenki! Wykorzystując brak reakcji, chłopak wygrzebał z torby jakąś teczkę.
- To moja część - powiedział wręczając jej jedną z kartek - Jutro wpadnę około południa, wtedy razem pomyślimy co dalej z tym zrobić. Było by mi miło, gdybyś ty też wysiliła swoje szare komórki i napisała coś od siebie.
Wyszedł. Krzyknął tylko do widzenia w stronę Mirty. A ona nadal stała jak zaklęta i patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał pierwszy człowiek, który jej się postawił. Powiedział nie Wielkiej Ludmile Ferro.

Powiedz mi kim jesteś
Gdzie teraz jesteś
Czego ode mnie chcesz?
Czego ode mnie pragniesz?

Jest ciepły wieczór. Ona stoi na tarasie wpatrując się w leniwie falujące morze. Dostrzega w nim odbicie srebrnego Księżyca otoczonego setkami gwiazd. Wiatr lekko rozwiewa jej ciemne loki, w które już po chwili ktoś szepce ciepłe słowa. On obejmuje ją w pasie, delikatnie przyciskając do siebie. Nadal czuje jego oddech przy swoim uchu. Mogłaby tak stać całe życie. Teraz On obraca ją w swoją stronę, ale Ona nie widzi jego oczu, bo od razu wtula się w jego miękką koszulkę. Znów czuje niesamowite ciepło i jego szybko bijące serce. A może to jej? Ale przecież słychać tylko jeden rytm. Co się dzieje? - w tym miejscu bajki zapewne zapyta mała dziewczynka. Nic złego. - odpowie mama. - Oni po prostu żyją jednym sercem, nie da się ich rozdzielić. I znów to serce przyśpieszy, bo ich usta się wreszcie spotkały w pocałunku o wadze małego piórka.
Obudziła się. To tylko sen. Kolejny taki sam sen. Znowu budzi się w tym samym momencie. Znowu nie wie kim On jest. Od początku wakacji co noc nawiedza właśnie ta scena. Wszystko jest tak bajkowe i idealne, że nie może uwierzyć, iż to ona jest tą dziewczyną. Przecież to tylko ja. A on… to spełnienie marzeń.

Zastanawiam się, czy kiedyś mnie widziałeś, I ja 
Zastanawiam się, czy wiesz, że jestem tu 
Jeśli spojrzysz w moje oczy, czy zobaczysz co kryję w środku? 
Czy jeszcze się zatroszczysz?

###
Serduszko, które zrobiłam na jednym z warsztatów. 

Dobrnęłam do końca! Dziś mam dla Was parę niespodzianek. Pierwsza to kilka perspektyw w rozdziale i nowe wątki. Postaram się pisać w taki sposób, aby każdy znalazł coś dla siebie. Jak myślicie, kim są ci niezwykli chłopcy z dzisiejszej części? Czekam na Wasze sugestie :) 
Drugą sprawą, o wiele większą i ważniejszą jest Xenia. To właśnie jej chciałabym zadedykować dzisiejszy rozdział. Ta osóbka jest naprawdę niesamowita. Ostatnio obchodziła czternaste urodziny. Nati (jeśli mogę), życzę Tobie dużo radości,  miłości, przyjaciół,  zdrowia i uśmiechu. Bądź zawsze taka jak teraz :*