wtorek, 24 grudnia 2013

Świąteczny czas

     Moi Drodzy!
     W ten wyjątkowy czas grudniowego wieczoru, chcę Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Życzę Wam spełnienia marzeń i snów, dużo miłości i szczęścia w nowym roku. Zdrowie jest również jednym z kluczy życia. Mimo, że u mnie za oknem śnieg nie prószy, a na dachu nie czekają sanie Świętego Mikołaja zaprzęgnięte w renifery, wiem, że to już dziś. Dziś będziemy po raz kolejny celebrować narodziny Dzieciątka Jezus, otoczeni naszymi bliskimi śpiewając kolędy, pałaszując przepyszne wigilijne dania i będąc po prostu razem. Kiedy to Wy będziecie składać życzenia swoim rodzinom, pamiętajcie, że najpiękniejsze i najcenniejsze są te szczere prosto z serca.
Jeszcze raz Wesołych Świąt!

Pierniczki mojej babci

piątek, 13 grudnia 2013

4. "Estoy en una nueva vida"

         Przez korytarz na zmianę przechodzi Ramon i tata, mama krząta się w kuchni przygotowując kanapki, a babcia chodząc za swoim synem i jego sąsiadem przez cały czas przypomina im o obrazie wiszącym w salonie. Tylko mały Tutti leży spokojne na łóżku swojej pani, nieświadomy zmian jakie niesie za sobą dzisiejszy dzień.
Właśnie zapakowałam ostatni karton :) - dziewczyna spoglądając smutno na ekran telefonu nacisnęła klawisz „Tweetnij. Z głośniczka wydobył się krótki sygnał dźwiękowy, a ona bezradnie opadła na łóżko, tak, jakby razem z tym niepozornym dźwiękiem uszło z niej powietrze. Uśmiechnięta buźka raczej nie była dobrą metaforą jej samopoczucia. Każdy popełnia błędy - skwitowała w myślach. Niestety czas na ociąganie się i odpoczynek już minął. Trzeba przecież działać, pracować… choć trochę. Dziewczyna chwyciła karton i postawiła go na stertę innych pudeł, które wyglądały zza jej drzwi. Każde na wieczku ma własne „imię” napisane różowym markerem. Teraz, kiedy już wyniosła wszystkie rzeczy, odczuła pustkę. Taka sama pustka opanowała jej pokój. Żywo zielone, zazwyczaj optymistycznie nastawione na świat ściany, straciły swoją soczystość, a meble owinięte w przeźroczyste folie dodały atmosfery jak z nawiedzonego domu. Tylko jeden laptop leżał tam gdzie zawsze, na swoim miejscu pod oknem, wygrzewając się w porannych promieniach słońca. To jest to!... Szybkim krokiem przemierzyła pomieszczenie i już siedziała po turecku, oparta o szybę, a na kolanach spoczywał jej powiernik. Podniosła ekran i paroma kliknięciami znalazła się  w domu. Niby brzmi to z lekka absurdalnie, ale… tam znajdują się jej wszystkie myśli, sekrety i przeżycia. Nie jest to jakiś zakopany pomiędzy folderami dokument, czy skrzynka mailowa. To blog. Jej mały kącik w wielkim świecie nieskończonych granic Internetu. Właśnie tutaj przelewała swoje myśli i wspomnienia. Jeżeli ktoś zacznie ją zaczepiać lub grozić, może po prostu usunąć konto. Ale wie, że tego nie zrobi. Nigdy nie będzie potrafiła sobie odebrać tego jedynego miejsca, gdzie czuje się o wiele bezpieczniej i pewniej niż w codziennym życiu. Niby wszystko jest OK, ma rodziców, dom, przyjaciółki… No może z tym ostatnim to nie do końca prawda. Bo przecież przyjaciółki mówią sobie o wszystkim, a ona nie potrafi zaufać ludziom, boi się, że znów ją zranią…
W podstawówce była najlepszą uczennicą, reprezentowała szkołę w wielu konkursach i zdobywała rozmaite wyróżnienia. Była lubiana przez nauczycieli, bo zawsze ich szanowała w przeciwieństwie do swoich kolegów, którzy nie mieli wobec niej przyjaznego nastawienia. Czy to normalne, że w wieku dwunastu lat jest się uzależnionym od papierosów, czasami bez zupełnej wiedzy rodziców ma się przekuty pępek, rzuca się przekleństwami co drugie słowo nawet wobec dorosłych? A ona była inna, nie potrafiła kląć czy wyzywać, przez co wyśmiewali ją od kujonów i lizusów. Zawsze jak była w tylko jedna pozytywna ocena każdy wskazywał placem właśnie ją.  Mia Soledad* Fuego**. W szkole używali jej drugiego imienia. Adekwatnie, co? Bo jak żyć w grupie, z przyjaciółmi, skoro  wołają do ciebie „Hej, Soledad!”? Miała kiedyś przyjaciółki, Ines i Lilię, niestety wyprowadziły się, a ich kontakt znikł, zmył się z powierzchni świata i z pamięci obu dziewczyn.
Ale to już za dużo wspomnień. Koniec użalania się nad tym co było. Nie warto. Teraz trzeba coś napisać. Jej opuszki palców już sprawnie poruszały się po klawiaturze wystukując na niej odpowiednie litery, później słowa. Wszystko płynęło z jej serca.
Uciekam. 
Uciekam do tego życia.
Wyjeżdżam. 
Wyjeżdżam zostawiając tu moje problemy i troski.
Chcę zapomnieć. 
Chcę zapomnieć o tym wszystkim co rani i sprawia ból.
Boję się. 
Boję się wyjechać, ale to jedyna szansa, by uciec i zacząć od początku.
Muszę. Bo nie potrafię zostać…
Tu się zatrzymała Nie zrobię im tego. Oni nie mogę poczuć mojego strachu. Nie chcę ich obciążać. I miała rację. Czyta ją dziesięć osób. Ma dziesięciu wirtualnych przyjaciół, którym ufa, i którzy ufają jej. Z nimi potrafi rozmawiać, oni podnoszą ją na duchu, kiedy coś jest nie tak jak powinno. Oni ją rozumieją, pomagają jej z wyboru, nie przymusu. Oni po prostu są. Nigdy nie widziała nikogo z nich na oczy, ale rozumieją ją jak nikt. Paradoks. W ich oczach jest zupełnie kimś innym - charyzmatyczną dziewczyną z marzeniami, nieprzejmującą się ludźmi, którzy lekceważą świat, jest kimś śmiałym i pogodnym. Taką Mię poznała tylko Ines i Lilia, no i może jeszcze jeden ktoś, bardzo ważny ktoś, ale o nim później. Czytelnicy miesiąc temu podsunęli pomysł z Twitterem, dzięki czemu mają stały kontakt. Co około godzinę lud dwie, Mia wysyła tweet co u niej nowego, jak się czuje, wstawia zdjęcie.
I tak toczy się jej życie. Pisze bloga, czyta, spaceruje, ale wyłączne w parku dwadzieścia minut drogi od domu. Czasami tylko mama jest zbyt uciążliwa i za bardzo próbuje wtrącić nos w nieswoje sprawy.
Teraz Mia próbuje zacząć od nowa, ale tym razem z uwagą waży każde słowo.
Co tam u Was? Ja już spakowana, za godzinę wyjazd :) Żegnaj Lincoln, witaj Buenos Aires… Musicie mi wierzyć, ilość kartonów mnie z lekka przeraża. Nie wiedziałam, że mam tyle rzeczy w domu :P Jak na razie siedzę tam gdzie zawsze i spoglądam na meble owinięte w białą folię, przypominają mi te z nawiedzonego domu. Ktoś pamięta jaki mamy dziś wyjątkowy dzień?
To chyba tyle, w czasie drogi postaram się wrzucić jakieś zdjęcie z podróży.
Całusy,
Mia
Opublikowano. A co dalej? Dalej są gorące pożegnania z rodziną i przyjaciółmi rodziców. Ale ona stara się uniknąć duszenia przez znajome swojej mamy, szybko kierując się w stronę auta. Kiedy naciskała klamkę zatrzymał ją znajomy głos.
- Naprawdę masz tyle mebli w pokoju? - zapytał kpiąco
- Tak. Jak widać tak - ucięła. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, a z nim jakoś w szczególności. Ramon to pomocnik w taty i ich sąsiad, jest dość wysoki i gra w siatkówkę. Mia sięga mu do połowy ramienia, mimo swojego metra siedemdziesiąt wzrostu, chociaż między nimi są tylko trzy lata różnicy - Zapakowaliście już z tatą wszystkie kartony i meble?
- Tak, zaraz wyruszacie. Ciężarówka pojedzie za wami.

Dziewczyna siedzi już w samochodzie wsłuchując się w swoje ulubione piosenki. Słuchawki okazały się dobrą ochroną do nerwowego głosu mamy, który bez przerwy naruszał informacje nadawane w radiu. W czasie wymiany zdań pomiędzy jej rodzicielką a prezenterem radiowym Mia pisała nowy tweet.
„Dzisiaj mija rok, odkąd prowadzę bloga :) Z tej okazji życzę Wam dużo uśmiechu i radości w życiu. Jak obiecałam dodaję zdjęcie z podróży :* - tweet wysłany.

         Jest dziewiętnasta, według niektórych życie dopiero się rozkręca. Ale nie dla niej. Po długiej, czterogodzinnej podróży, i późniejszym wyładowywaniu wszelkich pudeł i mebli, ma prawo do marzenia o krainie Morfeusza, swojego dobrego przyjaciela.

            „Jestem w nowym życiu. Dobranoc :*”

* Soledad - samotność/samotna
** Fuego - ogień
###

Serducho przy centrum handlowym w Poznaniu.

Napisane! Wreszcie skończyłam bazgrać w Wordzie i publikuje kolejną część. Przedstawiam Wam dziś moją nową postać -  Mię Soledad Fuego, zagubioną nastolatkę o wielkim sercu, która nadal nieświadomie szuka wejścia do świata, od którego sama się odcięła. 
Ten rozdział dedykuję Ag., za to, że jest, że pisze, i że czyta również mnie. Jestem naprawdę zdziwiona i zaszczycona gestem jaki spotkał mnie ze strony Aguni. Mianowicie Amor alas znalazło się w pośród dziewięciu innych jakże wspaniałych i niezwykłych blogów, które podziwiam i cenię, w "linkach" na blogu Ag.!
Na początku nie mogła uwierzyć i pięć razy sprawdzałam listę, czy się nie pomyliłam, czy może po prostu Agnieszka nie zdążyła  dodać reszty opowiadań. Ale sami zobaczcie:   
Dziękuję  również Lady Godivie, Mai Pasquarelli-Wilczek i korneli80. 
Dodatkowo za nami już miesiąc. Amor alas w tym czasie zdobyło ponad 1500 wyświetleń, czterech obserwatorów i 23 komentarze nie wliczając moich :)
Kiedy zaczynałam pisać, nie spodziewałam się takich sukcesów. Dziękuje Wam, bo gdyby nie Wy, to wszystko by nigdy nie istniało.
Zapraszam jeszcze na pewnego One Parta :*

sobota, 30 listopada 2013

3. Crepes duelces

Buenos Aires - piękne, tętniące życiem miasto, kolorowe parki, śpiewające ptaki i ludzie uśmiechający się na każdym kroku, są obrazem niezwykłej atmosfery. Dla niej było to wymarzone miejsce, jednak po męczącej podróży, pragnęła tylko położyć się pod miękką kołderką i zasnąć, z nadzieją, że znów przyśni jej się on.
Niestety, często nadzieja jest matką głupich jak i tym razem rozpłynęła się w powietrzu.

Violetta obudziła się dość późno, bo kiedy kościelny dzwon wybijał dwunastą. Sobotni, ciepły i kolorowy poranek, a właściwie to już  południe, zachęcał do wyjścia i wkroczenia w zachwycający nastrój nowego dnia. Kiedy dziewczyna przetarła oczy, zobaczyła przy swoim łóżku manekin, na którym wisiała suknia. Była ona dość… oryginalna? Dopiero po chwili przypomniała sobie o przyjęciu. Westchnęła cicho i znów spojrzała w stronę kreacji na ten „wyjątkowy” dzień. Kiedy tylko jej wzrok uchwycił  niebieski,  satynowy materiał, skrojony w bardzo dziwny sposób, jej usta wygięły się w wyrazie niezadowolenia. Ponownie przyjrzała się zbyt dużym "pufkom" na ramionach i opadła z powrotem na łóżko.
- Nie da się z nią nic zrobić. Chyba jedynym wyjściem jest założyć ją na przyjęcie w zestawie ze sztucznym uśmieszkiem - mruknęła pod nosem, po czym nakryła głowę kołdrą, chcąc zapomnieć o zbliżających się urodzinach.
Dziś ma przyjść nowa guwernantka. Violetta ma cichą nadzieję, że będzie ona mniej sztywna, zasadnicza i drętwa od poprzednich nauczycielek. Chciałaby się wreszcie zaprzyjaźnić z osobą, z którą będzie - siłą rzeczy - spędzała dużo czasu. Panna Elsie - poprzednia guwernantka - miała trudny charakter, zupełnie odmienny od oczekiwań jej uczennicy.
Po zakończeniu obowiązkowych, motywujących do wstania rozmyślań, dziewczyna wynurzyła stopy z pod kołderki i wsunęła je w mięciutkie kapciuszki, w których powędrowała do łazienki. Kiedy była już ubrana, umalowana i uczesana w podskokach zeszła na śniadanie. Jako pierwsza powitała ją Olga z talerzem naleśników w ręku. Nie wypadało odmówić sobie takich delicji. Do stołu usiadła sama, reszta domowników już dawno pracowała lub wydawała fortuny w najdroższych butikach.
         - I jak kruszynko, smakują? Pamiętałam, że najbardziej lubisz te ze startym jabłkiem.
        - Pyszne! Już dawno nie jadłam takich delicji, nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam - Violetta podeszła do Olgi chwytając jej ręce. - Za tobą i za twoimi wybornymi kuchennymi czarami - dodała uśmiechając się w stronę gosposi.
    - Mi też ciebie brakowało, słoneczko - odpowiedziała mocno przytulając swoją "małą dziewczynkę". - Ten dom bez ciebie był pusty i zszarzały, mimo że sumiennie go odkurzałam i dbałam o mojego Ramallo. A wiesz, że on nadal na każdy kroku okazuje swoją „przestrzeń osobistą”? - szepnęła zabawnie gestykulując rękoma. - Ale ja wiem jak bardzo mnie kocha, tylko boi się mi o tym powiedzieć.
         - Och Olgo, Olgo, co też pani za niestworzone historie wymyśla. Dzień dobry panienko.
         - Witaj Ramallo. - odpowiedziała Violetta.
        - Ja swoje wiem mój drogi Ramallito, nie ucieknie pan przed przeznaczeniem. - mruknęła zadowolona gosposia przybliżając się do swojego wybranka.
         - Przestrzeń osobista, Olgo. Poza tym, jak zapewne doskonale wiesz, moim przeznaczeniem jest praca w tym domu i nic więcej.
         - Jak pan śmie! Ja wyznaje Tobie miłość, a Ty?! I widzisz kruszynko? Miałam rację! Nie kłamałam, nigdy tego nie robię! Niech się pan może ożeni z tą swoją „przestrzenią osobistą” i niech ona o ciebie dba Ramallo! - krzyknęła w furii gosposia. - I wyjdź z mojej kuchni niewdzięczniku! Nie ma tu miejsca dla takich zarozumialców! - dodała trzaskają ścieką w stronę niewinnego mężczyzny.
         A Violetta stała z boku i przyglądała się codziennemu przedstawieniu, do którego scenariusze zawsze były pisane z przymrużeniem oka. Na podstawie tej historii można najlepiej ujrzeć jedną z wielu stron miłości. Przez twarz dziewczyny przemknął figlarny uśmiech. Oczami wyobraźni przywołała wspomnienie z dzieciństwa, które było jednym niewielu związanych z Buenos Aires. Wtedy jako mała czteroletnia dziewczynka bawiła się z Ramallo na pobliskim placu zabaw. Niestety kiedy chciała wsiadać na drewnianego konika, popchnął ją jakiś chłopiec i upadła na ziemię, czego skutkiem było rozbite i obolałe kolano. Doskonale pamięta zdziwioną minę Olgi, kiedy jej ukochany wnosił Violette do domu. Pierwszą reakcją gosposi było oburzenie, że pozwolił komukolwiek naruszyć swoją „przestrzeń osobistą”, następne zaczęła wykład na temat jej niewiarygodnej miłości jaką darzy swego wybranka. Oczywiście uroczysty i dyplomatyczny adwokat próbował na marne wtrącić swoje wyjaśnienie. Dopiero kiedy Violetta zaczęła cichutko pochlipywać, ze względu na coraz bardziej bolącą nogę, Olga zauważyła powód, dla którego Ramallo pozwolił naruszyć swoją „przestrzeń osobistą”.
Miłość jest ślepa, a serce nie sługa. - Kolejny trafny cytat zaplatał się pomiędzy myślami i znów na jej twarzy zagościł promienny uśmiech. Po chwili jednak naszły ją przeróżne obawy. A co jeśli zakocha się bez wzajemności? A co jeśli zakocha się niewłaściwie? A co jeśli… Miłość jej życia pokocha ją tak samo jak ona jego? Ostatnia opcja jest najpiękniejsza - szepnęła lekko wzdychając - I najmniej realna. - dodała. - Bo kto chciałby być blisko mnie? Jestem zwyczajna, przeciętna, nieśmiała i zupełnie odizolowana od świata. - Nawet nie wiedział jak bardzo po raz kolejny może się pomylić… 

###

Słodkie naleśnikowe serduszko dostałam do mamy. 

Zdecydowanie za krótkie, za dużo dialogów i... takie nieopowiadające o niczym ciekawym. Nie wiem czy znajdę jakieś sensowne wytłumaczenie tego czego nad tym tekstem.
Dziękuje także moim nowym czytelniczkom za wyczerpujące komentarze :*

sobota, 9 listopada 2013

2. Vestido de verano

Dom. Krótkie, trzyliterowe słowo, mające dwa zupełnie różne znaczenia. Dom - pisany zwyczajnie, jako budynek, w którym mieszkają ludzie, i Dom - z wielkiej litery, jako rodzina, wspólnota, miejsce gdzie każdy jest kochany, ważny i równie potrzebny. W Domu panuje atmosfera miłości, okazywanej na różne sposoby. Mama gotuje ulubiony obiad, tata bawi się z młodszą córeczką, a starsza siostra pomaga bratu w trudnej, dla trzecioklasisty, matematyce. Tak wygląda idealny Dom, gdzie niczego nie brakuje. W bardzo bogatej rodzinie, żeby nie powiedzieć wręcz milionerów, powinno być jeszcze lepiej i wygodniej. Wyobrażenia ludzi, którzy nie posiadają tylu cyferek na koncie kieruje się właśnie w ten sposób. Pieniądze równa się miłość na wieki.
Dla wyjaśnienia, to zwykły mit.
Czasami jednak czegoś zabraknie, w tej nadzwyczajnej willi, i nie chodzi tu o woń niesamowitych potraw, nad którymi mama stała przez całe popołudnie, tylko o coś o wiele ważniejszego. Zabraknie ciepła i miłości.
To, że ktoś posiada więcej dóbr materialnych nie oznacza, że nie potrafi kochać; nie w tym rzecz.
Zdarzają się, ludzie pracujący na utrzymanie wysokiego stanu majątkowego, którzy zapominają jak należy kochać, a jakiekolwiek braki próbują zatrzeć drogimi prezentami. Nic jednak nie zastąpi silnej więzi pomiędzy bliskimi sobie ludźmi. Prawdziwa miłość to wieczna troska i zmartwienie, przeplatające się nawzajem z radością i szczęściem; jest jedyna i wyjątkowa.
Ludmiła wie jak to jest, gdy mamy nie ma, a tata pracuje i wyjeżdża na długi czas. Wtedy zostaje z gosposią, która jest dla niej jak ciocia. Nie babcia czy matula, bo jak na jej trzydzieści sześć lat byłaby trochę za młoda. Pulchna Mirta, zwana przez dziewczynę Tiarą, zawsze wysłucha i zrozumie, potrafi ją również rozweselić i dodać otuchy na trudne dni.
         W Lu kryje się tysiąc osobowości. Zawsze zakłada jedną z wielu różnych, zależnych od sytuacji, masek, z którymi praktycznie nigdy się nie rozstaje. Potrafi być ukochaną córeczką tatusia, pomocną dziewczynką w kuchni, zdolną jak i również egoistyczną artystką oraz divovatą Królową Studio. Niestety najczęściej używa dwóch ostatnich przebrań. Stwarza niewidzialną granicę, budując wokół siebie wysokie, mocne i zarazem sztuczne mury. Odgradza się od swojego prawdziwego „ja” i chowa je gdzieś głęboko w środku serca obkutego grubą warstwą lodowatych pozorów. Łatwiej być wredną i popularną, niż dobrą i niewidzialną - To jej życiowe motto. Lepiej ranić niż pomagać, burzyć niż budować, udawać niż być sobą - kolejne dopiski w kodeksie „bycia” Ludmiły.
Każdy w Studio myśli, że jest bezuczuciową divą i nic ją nie obchodzi prócz czubka własnego, przypudrowanego, nosa. Albo ukrywanie prawdziwych uczuć wychodzi jej mistrzowsko, albo to ich łatwo oszukać. Długonoga blondynka z toną makijażu ubrana w najdroższe marki rządząca przyjaciółką-służącą i kierująca się tylko nienawiścią. Chyba jednak jest mistrzynią w tym co robi. Nikt nie ma pojęcia co się dzieje z Lu kiedy nie dręczy i wyśmiewa innych, czy rozkazuje Natalii. To kim ona jest w domu, pozostaje dla wszystkich wielką tajemnicą…
         - Luniu, możesz mi pomóc z tymi zakupami? - zawołała Mirta, dla „Luni” była jednak Tiarą. Zwracała się do Ludmiły w taki sposób tylko jeżeli były w domu same. Gosposia dobrze wiedziała, że jej ukochana Lunia nie lubi jak nazywa się ją w ten sposób w towarzystwie znajomych.
         - Tak, już idę! - odkrzyknęła dziewczyna i szybkim krokiem wyszła ze swojego pokoju kierując się w stronę kuchni.
         Królowa Studio wyglądała zupełnie inaczej. Pojedyncze kosmyki włosów wysuwały się ze spiętego na czubku głowy koka, twarz była pozbawiona jakiegokolwiek makijażu, a luźny dres otulał ciało blondynki. Dodatkowo na nosie spoczywały okulary. Wada wzorku, noszenie idiotycznych szkieł - to nie mieściło się na liście rzeczy dozwolonych Wielkiej Ludmiły; jednym słowem - zupełnie inna Ludmi, o której nie wie nawet Naty.
       - Jak minął dziś Tobie dzień? - zapytała Mirta wykładając zakupy z siatek.
      - Dobrze, byłam z Naty na zakupach. Kupiła nowe botki i wisiorek, ja za to zdobyłam śliczny błękitny sweterek z wełny - pochwaliła się blondynka układając w szafce najróżniejsze przyprawy. Co jak co, ale zakupy są nieodłączną częścią życia każdej nastoletniej dziewczyny.
      - A kiedy zrobimy przegląd szafy z ubraniami Supernowej? - spytała z przekąsem Tiara. Dobrze wiedziała, że Ludmiła nie lubi rozmawiać o swojej drugiej osobowości, ale od czasu do czasu trzeba zrobić porządek.
         - Może jutro? Naty wychodzi gdzieś z mamą, z kolei Leon idzie z Andresem na mecz. Mam wolny dzień - beznamiętnym tonem zaproponowała blondynka. Zazdrościła Natalii. Mama Lu ani razu nie zabrała jej na spacer czy lody. Wyjechała do Europy, gdzie, jak twierdzi, przyda się bardziej jako modelka i projektantka niż matka w Buenos Aires. Do córki odzywa się sporadycznie, częściej wysyła paczki z ciuchami od tamtejszych projektantów.
       - Dobrze, to rano przygotuje parę kartonów. Część będziesz mogła zatrzymać dla Naty, a reszta pójdzie do lumpeksu - zarządziła wesoło Tiara. Po chwili rozległ się dzwonek. - Nie smuć się Lusiu. Jak przyjdę to porozmawiamy, dobrze? - Na twarzy dziewczyny pojawił się nikły uśmiech. Gosposia wyszła, by otworzyć drzwi, a Ludmiła usiadła na krześle w kuchni wpatrując się tępo w widok za oknem. Po paru minutach Mirta wróciła niosąc w rękach dość sporych gabarytów paczkę.
         - Zobacz co tutaj mam dla Ciebie - zaszczebiotała wesoło wchodząc z powrotem do kuchni. - To paczka od mamy - dodała wręczając osłupiałej Lu prezent. Dopiero po chwili, kiedy się otrząsnęła, otworzyła podarunek. W środku znajdowała się śliczna błękitno-zielona letnia sukienka. Kiedy Tiara wyciągała prezent z pudełka wypadła mała karteczka:
- Trochę spóźniony prezent urodzinowy. Szczęśliwej szesnastki Lu :) - przeczytała była jubilatka. Jej urodziny były miesiąc temu. To „trochę” jest dość spore. I tak to sukces, że nie zapomniała. Przecież jest tak zabiegana pokazami mody i najrozmaitszymi galami, że Ludmiła częściej czyta o swojej matce w prasie niż rozmawia z nią osobiście. A jednak pamiętała o swojej Lu…


###
Nie każde serce jest idealne, ale każde kocha najmocniej jak potrafi.
To serduszko stanęło po prostu na mojej drodze.

I witam ponownie w nowym rozdziale. Wyszedł taki... nijaki, wręcz jak wycięty ze stałego szablonu; pracujący tata, mama robiąca niesamowitą karierę i ona, zupełnie inna niż się wydaje. Zagubiona w swoich osobowościach i maskach. 
Nie wiem czy się udało, czy nie.
Chcę jeszcze podziękować za niesamowicie motywujące komentarze, które zostawiła Ag., Maja, Kirena i kornelia80. Nie zdawałam sobie sprawy jak dobre słowo motywuje. Dziękuje Wam :* 

sobota, 2 listopada 2013

1. Sueño único y mi mundo

Rozstrzygnięcie konkursu odbywało się w barze. Finaliści stali w rozsypce na podwyższeniu wielkości małej i niskiej sceny. Reszta widowni siedziała lub opierała się o stoliki. Kamery były zamontowane w kilku miejscach sali.
Dziewczyna powoli wycofała się za grupę szczęściarzy, w której była i schowała się z tyłu. Strach przed tak dużą publicznością i świadomość, że wszystko co zrobi, jutro znajdzie się w Internecie paraliżował ją nie na żarty. Do finalistów podszedł jakiś chłopak. Życzył im powodzenia… To on!...,pomyślała. Tylko on ma tak kojący głos. Po tych słowach spojrzał na każdego z uczestników, ale Violetta została pominięta. Nie poczuła na sobie tego wyjątkowego spojrzenia. Jego wzrok padał po kolei wszystkich finalistów. Na nikim się nie zatrzymał, tak jakby nadal kogoś szukał…
Serce dziewczyny waliło jak oszalałe, a po głowie chodziły różne myśli nie mogące się nawzajem znaleźć i ułożyć w logiczny sposób, zapominając o tym, że miłość nigdy nie jest logiczna i rządzi się własnym prawem. Obecność chłopaka zawsze peszyła Violette. Po prostu był jej ideałem. Kiedy znajdowała się w jego ramionach czuła się bezpiecznie. Nie mogła powstrzymać marzeń, które towarzyszyły jej zawsze w jego obecności.
 Może właśnie mnie próbuje znaleźć? - pytała samą siebie. Z nutą smutku znajdowała  odpowiedź - Nie, na pewno nie. To moja wyobraźnia. Po chwili jednak znowu zaczynała rozmyślała, które były zależne od sytuacji w jakiej się znajdowała. On jest dla mnie bardo ważny i wyjątkowy, ale czy ja dla niego też? Przecież tak dużo dla mnie zrobił. Ofiarował mi niejednokrotnie dobre słowo, wsparcie, uśmiech i swoje silne ramiona. Tyle pracy włożył w mój występ.” - To dzisiejsze wnioski. Za każdym razem kiedy on jest obok odgrywa ten sam scenariusz myśli. Przez chwilę chciała wyskoczyć przed wszystkich i mocno go przytulić. Powstrzymały ją kamery. Powoli wysunęła się przed finalistów i delikatnie chwyciła jego ręce. Chłopak obrócił głowę i spojrzał na Violette, a później na dłonie, które nadal trzymała. Lekko, ale szczerze się uśmiechnął. Jego głębokie oczy wyglądały  jakby znalazły to czego szukały. Były wypełnione szczęściem i troską. To przecież w nich się zakochała. Bez słów przyciągnął ją do siebie, i zrobił to, co ona przed chwilą bała się zrobić, a nawet więcej. Zbliżył jej twarz do swojej delikatnie, a zarazem odważnie całując usta Violetty. Dziewczyna nie spodziewała się takiego gestu. Po tej niezwykłej chwili, która dla nich była wiecznością, on zamknął ją w swych silnych i bezpiecznych ramionach. Nie pogardziła uściskiem, wręcz przeciwnie; wtuliła się w jego tors i słuchała spokojnego i kojącego bicia serca chłopka, który skradł jej miłość.
To był sen. Sen w którym był on. Nie zna go, i nie ma pojęcia czy kiedykolwiek pozna. Ona nie wie nic, ale los zaplanował już wszystko. Na pewno zapamięta jego delikatne usta…
Nie ma czasu na dalsze rozmyślania. Musi iść dalej, niezależnie co za sobą zostawia. Tak uczy ją tata. Według niego nie może żyć przeszłością, tylko patrzeć w przyszłość. Jednak ona tak nie potrafi. Czasami udaje przed nim, że zapomniała, ale nie może puścić w niepamięć czegoś co było, jest, i będzie jej życiem i ogląda się za siebie widząc mamę.
Mama. Takie zwyczajne słowo określające niezwykłą osobę. Większość normalnych nastolatek narzeka, że rodzicielka nimi rządzi, zabrani im wszystkiego; nie potrafią się cieszyć, że mają się do kogo przytulić, opowiedzieć co się dzieje w ich świecie. Chociaż mama Violetty zmarła, gdy dziewczynka miała pięć lat i nie pamięta jej doskonale, to zawsze jest w jej sercu.  German po prostu myśli, że jak jego córka zapomni to będzie dla niej lepiej. Teraz to on jest dla Violi jedyną rodziną. Nie ma nikogo innego… Jest trzymana w domu, pod kloszem, z dala od rówieśników. Nigdy nie chodziła do szkoły; od zawsze miała guwernantkę. Oczywiście indywidualne lekcje mają swoje atuty; plan jest dopasowany pod przyzwyczajenia, czasami ma tylko jeden przedmiot dziennie i nie istnieje brak przygotowania. Mimo tych wspaniałych zalet, wolałaby chodzić do normalnej szkoły, pytać się znajomych co było zadane, odpisywać niezrobione zadanie w czasie przerwy czy podpowiadać pytanemu koledze. Niby takie błahostki, ale nigdy nie zaznała smaku prawdziwej przyjaźni, a co dopiero miłości jakiegoś chłopaka… Za często przeprowadzała się z miejsca na miejsce, tak, że nie zdążyłam nikogo poznać, a adoratorzy byli od razu odpędzani przez tatę.
Dziś wraca do Buenos Aires. Czeka tam Olga, Ramallo i Jade. Myśl o powrocie do rodzinnego miasta przyprawia ją o dreszcze. Wróci tam gdzie się urodziła i gdzie żyła jeszcze z mamą, do miejsca wypełnionego nielicznymi, jednak znaczącymi wspomnieniami.
Violetta za kilka dni kończy szesnaście lat. Nie chce ich hucznie świętować. Chciałaby, żeby w taki dzień była z nią mama, nie Jade. Przyszła macocha uwielbia wielkie przyjęcia i z okazji urodzin swojej - już wkrótce - pasierbicy, organizuje właśnie taką uroczystość. Viola wolałaby wtedy schować się w jakimś małym pokoiku i tam w spokoju spędzić resztę dnia, bez konieczności zakładania sukien, przyjmowania prezentów i życzeń od zupełnie obcych osób oraz maskowania żalu i smutku, sztucznym, wyćwiczonym już uśmiechem…


###

Serduszko zrobiłam nożykiem na korze drzewa, a promienie czystego jesiennego światła dopełniły cały obraz.

Witam w mojej książce. Na tym blogu będę pisała historię Violetty i otaczającego ją świata. Głównym wątkiem będzie... miłość. Charaktery będą w zbliżonej wersji, jednak odkryję cechy, na które wpływ ma to wyjątkowe uczucie. Nie mam zamiaru niszczyć czy znieważać żadnej postaci. Mam szacunek dla każdego bohatera filmu. Pierwszą część piszę po trochu od dawna. Dzisiaj, po setnych już poprawkach, postanowiłam ją opublikować. Sen Violetty tak naprawdę przyśnił się mi, tylko zamiast "on" jasno pojawił się mój ulubieniec. Kiedy tajemniczy bohater snu się ujawni, będziecie wiedzieć kto jest moim ideałem. Na pewno nie znajdziecie w tej historii porwań, ciąży, ślubów czy zamachów, bo nie przepadam za tego typu historiami. Czytałam wiele blogów i wolę z góry przeprosić za nieświadome powtórzenia. Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócicie w poszukiwaniu dalszej części historii :)