Dom. Krótkie, trzyliterowe
słowo, mające dwa zupełnie różne znaczenia. Dom - pisany zwyczajnie, jako budynek,
w którym mieszkają ludzie, i Dom - z wielkiej litery, jako rodzina, wspólnota,
miejsce gdzie każdy jest kochany, ważny i równie potrzebny. W Domu panuje
atmosfera miłości, okazywanej na różne sposoby. Mama gotuje ulubiony obiad,
tata bawi się z młodszą córeczką, a starsza siostra pomaga bratu w trudnej, dla
trzecioklasisty, matematyce. Tak wygląda idealny Dom, gdzie niczego nie
brakuje. W bardzo bogatej rodzinie, żeby nie powiedzieć wręcz milionerów,
powinno być jeszcze lepiej i wygodniej. Wyobrażenia ludzi, którzy nie posiadają
tylu cyferek na koncie kieruje się właśnie w ten sposób. Pieniądze równa się
miłość na wieki.
Dla wyjaśnienia, to zwykły mit.
Czasami jednak czegoś
zabraknie, w tej nadzwyczajnej willi, i nie chodzi tu o woń niesamowitych potraw,
nad którymi mama stała przez całe popołudnie, tylko o coś o wiele ważniejszego.
Zabraknie ciepła i miłości.
To, że ktoś posiada więcej dóbr
materialnych nie oznacza, że nie potrafi kochać; nie w tym rzecz.
Zdarzają się, ludzie pracujący
na utrzymanie wysokiego stanu majątkowego, którzy zapominają jak należy kochać, a jakiekolwiek braki
próbują zatrzeć drogimi prezentami. Nic jednak nie zastąpi silnej więzi
pomiędzy bliskimi sobie ludźmi. Prawdziwa miłość to wieczna troska i
zmartwienie, przeplatające się nawzajem z radością i szczęściem; jest jedyna i
wyjątkowa.
Ludmiła wie jak to jest, gdy
mamy nie ma, a tata pracuje i wyjeżdża na długi czas. Wtedy zostaje z gosposią,
która jest dla niej jak ciocia. Nie babcia czy matula, bo jak na jej
trzydzieści sześć lat byłaby trochę za młoda. Pulchna Mirta, zwana przez
dziewczynę Tiarą, zawsze wysłucha i zrozumie, potrafi ją również rozweselić i
dodać otuchy na trudne dni.
W Lu kryje się tysiąc osobowości. Zawsze
zakłada jedną z wielu różnych, zależnych od sytuacji, masek, z którymi
praktycznie nigdy się nie rozstaje. Potrafi być ukochaną córeczką tatusia, pomocną dziewczynką w kuchni, zdolną jak i również egoistyczną artystką oraz divovatą Królową Studio. Niestety
najczęściej używa dwóch ostatnich przebrań. Stwarza niewidzialną granicę,
budując wokół siebie wysokie, mocne i zarazem sztuczne mury. Odgradza się od
swojego prawdziwego „ja” i chowa je gdzieś głęboko w środku serca obkutego
grubą warstwą lodowatych pozorów. Łatwiej
być wredną i popularną, niż dobrą i niewidzialną - To jej życiowe motto. Lepiej
ranić niż pomagać, burzyć niż budować, udawać niż być sobą - kolejne dopiski w
kodeksie „bycia” Ludmiły.
Każdy w Studio myśli, że jest
bezuczuciową divą i nic ją nie obchodzi prócz czubka własnego, przypudrowanego,
nosa. Albo ukrywanie prawdziwych uczuć wychodzi jej mistrzowsko, albo to ich
łatwo oszukać. Długonoga blondynka z toną makijażu ubrana w najdroższe marki rządząca przyjaciółką-służącą i kierująca się tylko nienawiścią. Chyba jednak
jest mistrzynią w tym co robi. Nikt nie ma pojęcia co się dzieje z Lu kiedy nie
dręczy i wyśmiewa innych, czy rozkazuje Natalii. To kim ona jest w domu,
pozostaje dla wszystkich wielką tajemnicą…
- Luniu, możesz mi pomóc z tymi
zakupami? - zawołała Mirta, dla „Luni” była jednak Tiarą. Zwracała się do
Ludmiły w taki sposób tylko jeżeli były w domu same. Gosposia dobrze wiedziała,
że jej ukochana Lunia nie lubi jak nazywa się ją w ten sposób w towarzystwie znajomych.
- Tak, już idę! - odkrzyknęła
dziewczyna i szybkim krokiem wyszła ze swojego pokoju kierując się w stronę
kuchni.
Królowa Studio wyglądała zupełnie
inaczej. Pojedyncze kosmyki włosów wysuwały się ze spiętego na czubku głowy
koka, twarz była pozbawiona jakiegokolwiek makijażu, a luźny dres otulał ciało
blondynki. Dodatkowo na nosie spoczywały okulary. Wada wzorku, noszenie idiotycznych
szkieł - to nie mieściło się na liście rzeczy dozwolonych Wielkiej Ludmiły; jednym słowem
- zupełnie inna Ludmi, o której nie wie nawet Naty.
- Jak minął dziś Tobie dzień? -
zapytała Mirta wykładając zakupy z siatek.
- Dobrze, byłam z Naty na zakupach. Kupiła
nowe botki i wisiorek, ja za to zdobyłam śliczny błękitny sweterek z wełny -
pochwaliła się blondynka układając w szafce najróżniejsze przyprawy. Co jak co,
ale zakupy są nieodłączną częścią życia każdej nastoletniej dziewczyny.
- A kiedy zrobimy przegląd szafy z
ubraniami Supernowej? - spytała z przekąsem Tiara. Dobrze wiedziała, że Ludmiła
nie lubi rozmawiać o swojej drugiej osobowości, ale od czasu do czasu trzeba
zrobić porządek.
- Może jutro? Naty wychodzi gdzieś z
mamą, z kolei Leon idzie z Andresem na mecz. Mam wolny dzień - beznamiętnym tonem zaproponowała blondynka. Zazdrościła Natalii. Mama Lu ani razu nie zabrała jej
na spacer czy lody. Wyjechała do Europy, gdzie, jak twierdzi, przyda się
bardziej jako modelka i projektantka niż matka w Buenos Aires. Do córki odzywa
się sporadycznie, częściej wysyła paczki z ciuchami od tamtejszych
projektantów.
- Dobrze, to rano przygotuje parę
kartonów. Część będziesz mogła zatrzymać dla Naty, a reszta pójdzie do lumpeksu - zarządziła wesoło Tiara. Po chwili rozległ się dzwonek. - Nie smuć się Lusiu.
Jak przyjdę to porozmawiamy, dobrze? - Na twarzy dziewczyny pojawił się nikły
uśmiech. Gosposia wyszła, by otworzyć drzwi, a Ludmiła usiadła na krześle w
kuchni wpatrując się tępo w widok za oknem. Po paru minutach Mirta wróciła
niosąc w rękach dość sporych gabarytów paczkę.
- Zobacz co tutaj mam dla Ciebie -
zaszczebiotała wesoło wchodząc z
powrotem do kuchni. - To paczka od mamy - dodała wręczając osłupiałej Lu
prezent. Dopiero po chwili, kiedy się otrząsnęła, otworzyła podarunek. W środku
znajdowała się śliczna błękitno-zielona letnia sukienka. Kiedy Tiara wyciągała prezent z pudełka
wypadła mała karteczka:
-
Trochę spóźniony prezent urodzinowy. Szczęśliwej szesnastki Lu :) - przeczytała była jubilatka. Jej urodziny były
miesiąc temu. To „trochę” jest dość spore. I tak to sukces, że nie
zapomniała. Przecież jest tak zabiegana pokazami mody i najrozmaitszymi galami,
że Ludmiła częściej czyta o swojej matce w prasie niż rozmawia z nią osobiście.
A jednak pamiętała o swojej Lu…
###
Nie każde serce jest idealne, ale każde kocha najmocniej jak potrafi.
Nie każde serce jest idealne, ale każde kocha najmocniej jak potrafi.
To serduszko stanęło po prostu na mojej drodze.
I witam ponownie w nowym rozdziale. Wyszedł taki... nijaki, wręcz jak wycięty ze stałego szablonu; pracujący tata, mama robiąca niesamowitą karierę i ona, zupełnie inna niż się wydaje. Zagubiona w swoich osobowościach i maskach.
Nie wiem czy się udało, czy nie.
Chcę jeszcze podziękować za niesamowicie motywujące komentarze, które zostawiła Ag., Maja, Kirena i kornelia80. Nie zdawałam sobie sprawy jak dobre słowo motywuje. Dziękuje Wam :*
Cześć! Chyba jestem pierwsza, ale myślę, że to się zmieni, gdyż strasznie długo schodzi mi się z pisaniem sensownych komentarzy.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że rozdział niezwykle mi się spodobał.
Uwielbiam postać Ludmiły. Już w serialu jest jedną z moich ulubionych bohaterek, a u ciebie to normalnie ideał. <3
Ależ nie masz za co dziękować. Świetnie piszesz!
Czy mogę liczyć na Naxi?
Zapraszam cię również do siebie na nowy rozdział. Liczę na szczerą opinię:
violetta-and-her-world.blogspot.com
Na końcu, chciałabym cię bardzo przeprosić za jakość tego komentarza, ale jest bardzo wcześnie rano, a ja ledwo kontaktuję.
Pozdrawiam! :)
Jesteś pierwsza, a ja jestem zdumiona, że o tak wczesnej godzinie ktoś czyta mojego bloga! A jednak mam za co dziękować ;) Co do Naxi... Niech pomyślę... może?... A może jednak nie... Jak pisałam: Wszystko w swoim czasie...
UsuńBuziaczki,
*Lissa*
Lisso! kochanie moje,
OdpowiedzUsuńZawsze dażyłam Ludmiłe wielka sympatią, już od pierwszego sezonu, a w drugim to normalnie ją pokochałam, wiesz Fede i te sprawy <3. No nic do rzeczy,
Pokazałaś w tym rozdziale, jak ważna jest miłość, dom, rodzina. Nie wystarczy miec pieniędzy w ciul a co z tego jak nie jest się szczęsliwym i kochanym?. Bo to rodzina i dom daje nam swobodę bycia sobą i poczucia bezpieczeństwa. Lu, być może jest taką "divą" i zachowuję się tak w Studio 21 bo nie doświadcza miłości od rodziców, którzy są zapracowani a córkę mają gdzieś, jednak jej mama pamiętała o urodzinach, co na pewno wiele dla niej znaczyło. Jednak nasza Lu, jest dobrą dziewczyną, w domu przy Mircie, którą kocha, która jako jedyna się nią interesuje, moze być sobą i pokazać swoją prawdziwą, delikatną i wrażliwą siebie. Nawet nie wiesz jak bardzo podoba mi się takie połączenie. Z jednej strony Super Nova, diva i super gwiazda a z drugiej strony, cicha, subtelna i wrażliwa i to jest piękne ;) Wiem, że wyeksponujesz to cudownie i jej wątek mnie zachwyci, nie wiem co zamierzasz dalej w związku z Lu ale wiedz, że podoba mi się i to bardzo to jak piszesz ;*.
P.S - nawet nie wiesz jak się ciesze że jednak postanowilaś dac rozdział o Ludmile, a nie Violi ;)
Dziękuję za podziękowania, ale tutaj nie masz za co dziękować, bo ja czytam to co podziwiam i mi się podoba, a zdecydowanie Amor Alas takie jest ;*
Całuję i do następnego:d
Maja ;)
Maju, czytelniczko moja,
UsuńNastępnym razem jak będziesz pisała komentarz, to uprzedź mnie żebym usiadła. Dobrze, że jak teraz go czytałam to nie stałam, bo nie wiem kto zbierałby takiego kogoś jak ja z podłogi.
Każdy zasługuje na miłość, a Lu jednak brakuje tego uczucia. Ja próbuje pokazać, że ma rodziców i jest oczkiem w głowie taty (o tym wspomnie później), ale... - no właśnie, bo historia bez "ale" nie istnieje - ... Ludmi sama ubiera te maski. Chce ukryć samą siebie, tę prawdziwą.
Kiedy pisałam ten rozdział myślałam o Tobie Maju, ze względu na Twój parging na "Ale Ty zawsze...". Czerpałam inspiracje z historii, które u Ciebie przeczytałam. Mama nadzieje, że nie będziesz miała mi tego za złe.
Napisałam o Lu, bo na Viole najpierw muszę znaleźć odpowiedni sposób, tak by przedstawić ją jak najbardziej wiarygodnie. Z Ludmiłą przyszło mi łatwo, nie wiem co będzie później. Wolę żyć teraz i martwić się przyszłością...
Jednak dziękuje ponownie i ściskam,
*Lissa*
Ja bym chętnie przyszła i pomogła ci wstać, ale tutaj nie ma co cie podnosić , bo i tak nie napisałam wszystkiego co chciałam, ale wiedz że podoba mi się to strasznie, strasznie. Umiesz ubierać słowa w całośc co w efekcie tworzy piękny rozdział ;).
UsuńZa złe? chyba sobie żartujesz, jestem zaszczycona że mogłam być dla ciebie inspiracją ;) [ le, będe się tym szczycić, norma xD haha] :d
Tak, masz rację stuprocentową, nalezy żyć chwilą a nie przyszłością, nie dość że zdolna to jeszcze mądra ;D. Ja będę czekać i czytać z zapartym tchem kolejne rozdziały xd
Twoja, wierna czytelniczka,
Maja ;)
Lisso!
OdpowiedzUsuńI co ja mam teraz z Tobą zrobić, co? Jestem na Ciebie zła, ale nie bój się - to nic złego. Ja myślałam, że dowiem się, kim jest chłopak ze snu Violetty, a tutaj taka niespodzianka. Lubisz trzymać ludzi w niepewności, co? Ale to jest plus. Lubię, gdy nie wszystko od razu jest wyłożone i podane na tacy. Nutka tajemniczości - musi być. Więc poczekam sobie jeszcze na chłopaka ze snu.
Lu, dziewczyna o wielu twarzach, która jak dla mnie jest sprzeczną postacią. U ciebie ma jeszcze więcej twarzy. Dla każdego jest inna. W każdej sytuacji pokazuje inną twarz. Jaka jest więc ta prawdziwa Lu. Prawdopodobnie, to ta, która jest ze swoją gosposią. Gosposią, która zna ją lepiej niż własna matka. Paradoks. A ja uwielbiam paradoksy. Tak samo jak sarkazm i ironię. Lu potrzebuje ciepła i miłości. Prawda jest jednak taka, że tego nie ma. Dlaczego? Nie ma przy sobie rodziców, bo zajęci są karierą. Pieníądze ważniejsze od córki? Tak. Bo w ich mniemaniu pieniądze dają szczęście. Jakże mają błędny tok myślenia. Ale ludzie się mylą, codziennie, każdego dnia, nadzwyczajniej w świecie popełniają błędy. Któż ich nie popełnia. Tylko, że człowiek powinien uczyć się na błędach.
Tak jak wspomniałaś na początku. Wydaje się, że jak ktoś ma pieniądze, to jest szczęśliwy. Nie. Pieniądze nie otoczą nas ciepłem i nie dadzą nam miłości.
I na koniec. Chciałabym, aby kiedyś Lu była taka jak jest przy gosposi, aby zawsze taka była. Nie ma sensu zakładać maski.
Pozdrawiam :*
Ag.
Zapomniałam. Nie masz za co dziękować.
UsuńPrzepraszam także za mój nieskładny komentarz.
Ag.!
UsuńChłopak ze snu pojawi się już niedługo. Ale na pytanie kto nim jest, odpowiem: Wszystko w swoim czasie. To, że się pojawi, nie znaczy, że Violetta będzie wiedziała, że to on. Potrzyma Cię w niepewności jeszcze dłuższy czas, więc z góry przepraszam. Nuta tajemnicy zawsze zostanie.
Co sprzeczności Lu zgadzam się w pełni, ale również za dużo nie zdradzę co z nią będzie. Mogę tylko powiedzieć, że będzie miała wzloty i upadki, oraz nieprzewidziane wydarzenie. I tak za dużo wyjawiłam. Resztę wpisałam pod komentarzem od Mai.
Pozdrawiam,
*Lissa*
Spokojnie. Poczekam ile będzie trzeba. Zresztą. Ja kocham niespodzianki <3
UsuńNo więc na początek tak....
OdpowiedzUsuńRozdział jest...... przepiękny.. :-D
Przepraszam, że tak późno dodaję, ale miałam szlaban na kompa :-D
Tak perspektywa z Lu...
Była naprawdę super...
Czytałam ten rozdział dość późno, ale naprawdę się popłakałam :-D]
Ludmiła jest jedną z moich ulubionych postaci w całym serialu....
Ale tutaj jest....
Ukazana jest naprawdę super :*
I co ja mam ci teraz powiedzieć??
Że rozdział jest przepiękny??
To już było...
Że przepięknie piszesz???
Tak to też....
Że jesteś moją nową ulubioną blogerką??
Aham...
I że masz jedno z najpiękniejszych opowiadań jakie w życiu czytałam??
Tak, to właśnie to o co mi chodziło :-D
No więc na sam koniec, przepraszam, że taki krótki ten komentarz :-D
No i miło mi że uważasz, że to co piszę ( ach te moje komentarze i wypociny :-D ), tak ci pomogły :-D
No więc czekam na piękny next :-D
Pozdrawiam i Życzę Weny :-D ♥♥
Kriena
Dziękuje Kirenko! Nie mogę nic więcej napisać, bo jestem tak szczęśliwa, że... to nie do opisania :*
UsuńWitam :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu całkiem przypadkiem. Wpadłam na bloga Mai i kątem oka spojrzałam na listę ulubionych blogów. Patrzę i widzę coś, czego jeszcze nie czytałam. Klikam i co się ukazuje? Przepiękny rozdział. Nie chcąc zapeszać, cofam się do początku historii i czytam z zapartym tchem. Wszystko tak pięknie opisane. Nie da się tego nie zauważyć. Cudowny styl i bezbłędnie napisany tekst. Przynajmniej według mnie ;)
Okej. Zamiast rozpisywać się nad poprzednim rozdziałem, przejdę to tego. Ludmiła zawsze mnie intrygowała. Coś w niej było tajemnicze, niezwykłe. W serialu nie poznaliśmy jej przeszłości, a szkoda. Zawsze byłam ciekawa, co kryło się pod tą twardą skorupą, którą otoczyła się Lu. Kryje się coś warte poznania. Dziewczyna czuje się zaniedbywana, brakuje jej prawdziwej, rodzicielskiej miłości. Na szczęście ma jeszcze gosposię, która musiała zacząć zastępować matkę blondynki.
No cóż. To chyba tyle. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział :*
Jest już późno, i chyba wzrok płata mi figle. Czy to sama Lady Godiva skomentowała mój rozdział? Nie wierze! Czytam Cię od samego początku, i od dawna zbieram się na komentarz, ale non stop coś mi przerywa. Podziwiam Twoją historię, i jej zupełnie odmienny charakter. Praktycznie w każdym rozdziale doszukam się czegoś z mojego ulubionego niegdyś filmu, który znam praktycznie na pamięć, HSM. Wiem, niesamowity banał, ale kiedy jako sześcio-siedmiolatka razem z moim ulubionym kolegą siadaliśmy i oglądaliśmy go setki razy, i za każdym razem przeżywaliśmy wszystko od nowa. Ja wyobrażałam sobie siebie jako Gabrielle, a mój przyjaciel skakał za piłą do kosza jak Troy. Niesamowite zafascynowanie muzycznym hitem.
UsuńNajpiękniejsze dla mnie opowiadania, w tym oczywiście Twojego autorstwa, umieściłam na bocznym pasku. Naprawdę bardzo, bardzo dziękuje za komentarz. Jestem zafascynowana Twoim stylem i opisami, więc Twoja opinia ma dla mnie bardzo ważne znaczenie. Kila prostych słów, a ja skaczę ze szczęścia. Każda osoba, która pozostawia po sobie komentarz, wystawia tym samym ocenę moich starań i pracy. Dla autora, najważniejsi są czytelnicy.
Pozdrawiam i przesyłam tysiąc buziaków,
*Lissa*
Hola! (Diana zaszpanowała hiszpańskim, a co tam xD)
OdpowiedzUsuńWidzę, że wszyscy zostawiają komentarze, a tylko ze mnie taka gapa. Ale spokojnie, wszystko już nadrobiłam, a teraz będę na bieżąco ;)
Od czego tu zacząć? Okej, z racji, że to mój pierwszy komentarz, zacznę od spraw typowych. Jak zawsze, gdy wchodzę na nowego bloga o Violetcie, towarzyszą mi spore obawy. Tak było i w tym przypadku. Aczkolwiek mam miłą wiadomość. Moje obawy wcale się nie potwierdziły. Ba! Było wręcz przeciwnie. Już po pierwszych kilku zdaniach, wiedziałam, że odnalazłam kolejne cudeńko, blog, który będę często odwiedzać. Nawet nie wyobrażasz sobie mojej radości :) Masz naprawdę dobry styl, nie można się do niczego przyczepić. Błędów nie ma, a jeśli już to jakieś drobne lub literówki. Ale one zdarzają się każdemu, więc w ogóle się tym nie przejmuj.
To może teraz o ogólnej koncepcji, która, co prawda, nie jest mi jeszcze do końca znana. Violetta i jej sen. No kochana, wprawiłaś mnie w nie lada kontemplację na ten temat xD Kim jest ten tajemniczy On? On, o którym marzy, którego zna tylko ze swoich snów, ten, który jest tak ważny? No to sobie jeszcze chwilę poczekam, bo w tym rozdziale się nie dowiedziałam xD Ale jak powiedziałaś - wszystko w swoim czasie. Tak więc, mi nie pozostało nic innego, jak cierpliwie czekać. Jednakże mam cichą nadzieję na to kim może być ten tajemniczy On ;)
Teraz Ludmiła. Moja kochana blondynka. Jak już niejednokrotnie wspominałam, według mnie, panna Ferro jest niezwykle złożoną i ciekawą postacią. Niby z pozoru, twarda i niezależna, w środku jednak zagubiona i pełna sprzeczności. Jak powiedziałaś, przybiera maski. Stara się grać kogoś innego, kogoś kim wcale nie jest. A dlaczego? Dlatego, że ona, najzwyczajniej na świecie, wycierpiała już w swoim życiu sporo. Ciągle pracujący ojciec, matka, która spędza praktycznie cały czas poza domem. Poświęca się karierze. A przecież dorastająca dziewczyna potrzebuje mamy. Mamy, z która mogłaby porozmawiać na różne tematy, której mogłaby się wyżalić, która służyłaby jej dobrą radą, była by oparciem. Tak, to prawda, że ma Mirtę, którą bardzo kocha, zresztą z wzajemnością. Ale to niestety nie to samo. Tak jak napisałaś - Dom odgrywa niezwykle istotną rolę w kształtowaniu charakteru każdego z nas. I tak było w przypadku Ludmiły. Brak zainteresowania ze strony rodziców wywarł ogromne piętno na jej osobowości. Przez to stała się odrobinę nieczuła, zimna, zagubiona. Ale to tylko na zewnątrz. Lu stworzyła te pozory, tę twardą powłokę tylko dlatego, ze nie chce nikogo do siebie dopuścić, nie chce dać się do siebie zbliżyć, bo boi się cierpienia. Po prostu się boi.
Wiem, że to co napisałam, nie ma ładu i składu, ale moje komentarze przeważnie się do niczego nie nadają, ale się staram ;) Z niecierpliwością czekam Słonko na kolejny rozdział :D
Buziaki, Diana ;***
Diano, artystko duszy!,
UsuńBardzo dziękuje! (znowu :D)
Znowu tracę poczucie rzeczywistości i odpływam. Co mogę powiedzieć? Że uwielbiam Twojego bloga? Że spotyka mnie kolejny zaszczyt? Że znów prawie ryczę ze szczęścia jak bóbr? Że brak mi słów? Że nie wierze w to wszystko co się dzieje dookoła mojego opowiadania?
Jejku, jak mi wstyd. Wasze komentarze są trzy razy dłuższe do rozdziału. To dziwne uczucie, jednoczesnego wzruszenia i dumy, zmieszanie ze zdziwieniem i podziwem (brakiem sensu w tym zdaniu pomartwię się później :D)
Dziękuje stokrotnie i przesyłam tysiąc buziaków,
*Lissa*
Ludmiłę przedstawiłaś doskonale. Zagubiona i ukrywająca swoje prawdziwe oblicze. Mama pracuje, tata pracuje, gosposia pomaga jak może. To trochę smutne, ale dobrze bo w prawdziwym życiu nie może być idealnie. Nie umiem pisać długich komentarzy, ale co tam. T x3
OdpowiedzUsuń