niedziela, 2 listopada 2014

OS. 3 - Un momento sólo para nosotros - 365 dni na Blogerze

      Wolnym krokiem szła przez czerwony dywan ciągnąc za sobą śnieżny tiul ślicznej, białej sukienki obszytej koronkową siateczką. Po obydwu stronach jej drogi stały najbliższe im osoby, dodawały otuchy. Jedni płakali, drudzy klaskali, inni uśmiechali się i gwizdali. Wszyscy cieszyli się ich szczęściem. Byli tam tylko i wyłącznie dla nich. Wzięła niezauważalny wdech. Wreszcie go zobaczyła. Wyglądał wspaniale ubrany w czarny, dopasowany garnitur i równo zapiętą białą koszulę. Wyciągnął w jej stronę rękę, w którą włożyła swoją kruchą dłoń. Delikatnie zacisnął palce na drobnych kostkach i spojrzał prosto w jej karmelowe oczy.
         – Całe życie czekałem na ten moment – Mówił tylko do niej. To nie były słowa rzucone na wiatr. Wyrwały się prosto z jego serca, nie mogąc dłużej się ukrywać. Uniósł lekko kąciki ust.
                Podeszła bliżej i zatopiła się w miłości bijącej od zielonych tęczówek.
            – Ja też. – Dwa banalne słowa oznaczały ni więcej ni mniej jak potwierdzenie.
            Ale nie byle czego.
Uśmiechnęli się i razem weszli na małe podwyższenie. Głośnie oklaski nie ucichły nawet, kiedy stanęli  naprzeciwko siebie i byli gotowi.
             To ten moment.
         Nachylił się w jej kierunku, tak samo, jak robił to wiele razy. Ona podniosła dłoń do jego policzka i delikatnie oparła palce na brzegu kości, tym samym zmniejszając odległość jeszcze bardziej. Wraz z nadejściem wyczekiwanego pocałunku, świat zwolnił, a serca przyśpieszyły.
Gwałtownie podniosła się na łóżku i otworzyła oczy. To był tylko sen. Przetarła czoło i ponownie położyła głowię na poduszkę. Potrzebuję całego ciebie. Mocno zacisnęła powieki powstrzymując łzy cisnące się jej do oczu.
– Nie ważne czy jesteś przy mnie, czy nie. Zawsze będziesz w moich snach…

– Dlaczego go nie zaprosiłaś?  – zapytała Francesca, siadając na łóżku i oglądając porozrzucane sukienki.
       – Nie wiem, Fran, naprawdę nie wiem. – Zamknęła oczy i zakryła twarz dłońmi. – Może wydawało mi się zbyt oczywiste, że powinien przyjść. Może bałam się kolejnego odrzucenia z jego strony. Może jestem po prostu głupia.– Wzięła głęboki wdech i starała powstrzymać się szloch. – Wszystko zepsułam. Mogłam mu nie wypominać odejścia ze Studia, mogłam nie mówić tych wszystkich smutnych słów. Tak bardzo go kocham, tak bardzo go teraz potrzebuję… – Po jej policzkach spłynęły łzy. Opadała na łóżko i przygarnęła do siebie poduszkę w różowe kwiaty.
– Violu… – Francesca podeszła do przyjaciółki i mocno ją objęła. – Będzie dobrze, musicie dać sobie po prostu trochę czasu. –  Dziewczyna lekko kiwnęła głową w stronę Camili siedzącej po drugiej stronie łóżka.
– Jesteście dla siebie stworzeni – potwierdziła rudowłosa i także przyłączyła się do grupowego uścisku.
– Będziemy cię wspierać, na dobre i na gorsze, pamiętaj o tym – zapewniła Włoszka.
Pokój wypełnił szczery śmiech Violi i Cami, bez problemu rozmywający wszystkie problemy.
– Dziękuję. Wspaniale jest mieć przy sobie tak wspaniałe przyjaciółki jak wy – szepnęła Violetta i mocnej wtuliła się w ramiona dziewczyn.


– Proszę, Leon, odbierz. Potrzebuje cię. – Kolejny raz próbowała się do niego dodzwonić, ale na próżno, znów słyszała tylko jego głos nagrany na automatyczną sekretarkę.
Przygładziła dłonią złotą sukienkę i poprawiła kwiatowy wianek we włoskach. Mimo tego wszystkiego, tych kłamstw, przykrych słów i oddalenia, ich serca nadal się potrzebują. Nadal potrzebują wspólnej miłości.
Ciche pikanie dochodzące z laptopa przerwało denerwującą ciszę panującą w pokoju. Kiedy włączyła odpowiednią stronę wyskoczyło małe okienko:
Masz wiadomość od:
LEON: Jesteś?
Pamiętaj, pisze do niej, nie do ciebie.
ROXY: Cześć, co u Ciebie?
LEON: Nie najlepiej.
                Ale przecież…?
ROXY: Dlaczego?
LEON: Nie mogę przestać myśleć o przyjaciółce, martwię się czy u niej wszystko w porządku.
                Przyjaciółce…?
ROXY: A dlaczego do niej nie zadzwonisz?
LEON: Nie mogę. Dziś żeni się jej tato. Dobrze, nie żeni się, coś podobnego.
                Wystarczy, gdybyś chociaż odebrał…
ROXY: I dlaczego jej nie towarzyszysz?
LEON: Bo ona nie chce bym z nią był. Zaprosiła wszystkich oprócz mnie.
                Nie tak miało być…
ROXY: Potrzebujesz zaproszenie?
LEON: Jak to?
ROXY: Chciałbyś iść?
LEON: Tak. Bardzo ją kocham i chciałbym jej towarzyszyć.
                Kocha… Jak to pięknie brzmi.
ROXY: To idź i bądź z nią.
                – I? – Angie wyszła już przebrana i umalowana. Aż nazbyt było widać jej zdenerwowanie. – Jak wyglądam, jak leży sukienka? Okropnie, prawda? – kolejne pytania wypowiadała chaotycznie, machając dołem materiału i wygładzając nieistniejące zagięcia.
                – Nie… – Violetta podniosła wzrok z nad monitora, nie do końca oderwana od tamtej rozmowy.
                – Przebiorę się, przebiorę i…
                – Nie, nie, nie! Ja po prostu… – Już chciała powiedzieć o rozmowie z Leonem, ale w porę ugryzła się w język. – Wyglądasz bosko. – powiedziała uspakajająco i uśmiecha się w stronę cioci.
                – Sama nie wiem, już zostaw to wszystko i chodźmy, zaraz będą wszyscy goście.
            – Dobrze, ja za sekundkę zejdę. – Zacisnęła mocniej pace na monitorze i podniosła go do góry.
ROXY: Wybacz, ale muszę kończyć. Zrób to, co czujesz. Tak nigdy nie będzie źle.
               
Ale czy to przez miłość
Wszystko będzie prawdą
Czy to przez miłość
Daję z siebie wszystko
Moje serce
 Jest wszystkim co mam
Wygrałam i przegrałam
 Nigdy się nie poddam
Bo taka jestem

                – Dziękuję, bardzo dziękuję wam obydwóm. – Uśmiechnął się do córki i swojej przyszłej pasierbicy, a następnie zwrócił się w stronę zgromadzonych gości. – Po pierwsze chcieliśmy wam podziękować za przyjście, za to, że jesteście z nami.
                – To nie jest formalny ślub, ten związek jest dla nas bardzo ważny – Priscila kolejny raz podkreśliła to samo, słodko uśmiechnęła się do gości i ponownie spojrzała na narzeczonego.
                – Tak ważny, że chcieliśmy zaznaczyć naszą miłość razem z wami wszystkimi, ludźmi, których naprawdę kochamy… – Zrobiło jej się ciepło na sercu, słysząc słowa taty. Przebiegła wzrokiem po zaproszonych gościach, byli wszyscy; Olga, Ramallo, Angie, Francesca, Camila, Natalia, Federico, Diego, Broduey, Maxi, Andres, Alex, nawet Beto i…
Niemożliwe. On…
Szedł niepewnie w kierunku zebranych ludzi, ale kiedy ją zobaczył, wycofał się.
 Nie pozwolę ci odejść.
Spojrzała przelotnie na zaaferowanego przemową ojca i pobiegła za Leonem.
– Przyszedłeś. – Przekroczyła próg kuchni, szczęśliwa, że nadal tu jest.
– Tak, ale już idę. – Odwrócił się i postawił kilka kroków w jej stronę.
– Nie odchodź, zostań.
– Nie zaprosiłaś mnie. – Gorycz w jego głosie zakuła jej serce.
Bo byłam głupia…
– Potrzebujesz zaproszenie?
– Już to dziś słyszałem.
– Kto ci to jeszcze powiedział? – Wiele kosztowały ją te słowa.
Przez jego twarz przewinęły się różne emocje; zdziwienie, zmęczenie, lekka irytacja i… strach? W końcu wzruszył tylko ramionami, chcąc jak najszybciej uciąć temat.
Ja wiem wszystko, nie musisz udawać…
– Leon, wydaje mi się, że będziesz musiał wybrać. – Nie wiedziała, jak przeszło jej to przez gardło.
– Tu jesteśmy tylko ty i ja.
Przestań mną pogrywać…
– Nie. Jesteś ty, jestem ja, i jest ona. – Zrobiła kolejny krok w jego stronę. – Kimkolwiek by nie była, jest ona.
– Przyszedłem jako twój przyjaciel… – zaczął bez przekonania, ale weszła mu w słowo.
– Ja nie chcę być twoją przyjaciółką. Nie potrafię być twoją przyjaciółką. A jeśli myślisz o innej, lepiej, żebyś już poszedł.
 Nie rób tego, nie chciałam…
– Powiedz jedno słowo, a wyjdę.
Nigdy nie popełnię tego samego błędu…
– Nie odchodź… – Gdzieś w sercu zdławiła łzy.
Liczy się teraz, jutra będzie.
– Idziemy? – Spojrzała z nadzieją w jego zielone tęczówki i wiedziała, że nie zniosłaby odmowy.
Zamknął oczy. Po chwili wysunął przed siebie dłoń.
– Idziemy.
Jej serce się uśmiechnęło. Jak we śnie. Wsunęła między jego długie palce swoje i niepewnie się posłała mu uśmiech
Dzisiejszy dzień będzie tylko nasz.

– Mogę prosić? – Delikatnie położył swoją dłoń nad jej talią i ujął jej palce, a muzyka poniosła ich w melodię walca.
Nic nie mówili. Po prostu patrzyli na siebie i cieszyli się z chwili beztroski. Kiedy Leon zaśmiał się i odwrócił wzrok, Violetta nie mogła powstrzymać wrażenia, że bawi go jej taniec.
– Wiem, że nie za dobrze tańczę walca, ale nie na tyle, żebyś śmiał mi się w twarz. – Po raz kolejny uśmiechnęła się i poprawiła rękę na jego ramieniu.
– Nie śmieję się z ciebie.
– Tak, śmiejesz się ze mnie. – Potrząsnęła głową wzburzając loki opadające na jej plecy.
– Nie śmieję się z ciebie, naprawdę.
– A więc co się stało? – Jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a w oczach zagrały chochliki.
– Nie jestem pewien, ale to co się ze mną dzieje to przez ciebie.
Spojrzała na niego na początku lekko wystraszona.
– Przeze mnie, czy dlatego, że myślisz o innej? – zapytała.
Wziął wdech i gwałtowny wydech, jakby sam z siebie się podśmiewając.
– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że teraz rozumiem, co czułaś wybierając pomiędzy mną, a Tomasem. – Przestała tańczyć i wyczekująco spojrzała w jego oczy. – Mam mętlik w głowie.
Zrobiła krok w tył.
To nie może być prawda.
– Co?
– Leon, pozwolisz, że zatańczę z Violą? – Alex pojawił się znikąd, przerywając wyjaśnienia chłopaka.
– Tak… – zaczął, ale jego partnerka weszła mu w słowo.
– Nie. Wybacz, Alex, ale muszę porozmawiać z Leonem.
– Jasne, przyjdę później…  – Francuski akcent nie zrobił na niej wrażenia. O wiele ważniejsze są dla niej słowa wypowiadane z tą jedyną meksykańską nutą.

Od dłuższego czasu siedzieli na długiej huśtawce w zapomnianym kącie ogrodu. On bawił się stokrotką zerwaną z małej kępki przy krzewie róży, a ona machała nogami i próbowała ułożyć w głowie, co chce powiedzieć.
– Kochasz ją? – szepnęła, odrywając stopy od ziemi.
– Co? – Lekko zaskoczony odwrócił głowę w jej stronę. Spodziewał się wrzutów, wypomnień, jak bardzo jest dla niej ważny i wszystkiego innego, oprócz tego.
– Pytam, czy ją kochasz? – Odepchnęła się kolejny raz.
– Ja… chyba tak – wyrzucił po dłuższej chwili.
Zamknęła oczy przestając bujać huśtawką. Odebrał to jako zachętę do dalszego mówienia.
– Prawie jej nie znam, ale jestem pewien, że coś mnie do niej przyciąga. Kiedy patrzę jej w oczy, czuję, jakbym kochał ją już wcześniej. – Postanowił być szczery, ale kiedy zobaczył mocno zaciśnięte oczy Violetty, zrozumiał dlaczego o to zapytała. – Nie zapomniałem o nas, nigdy nie zapomnę, tak samo jak nigdy nie przestanę cię kochać. – zapewnił. – Z doświadczenia doskonale wiem, że to niemożliwe, zawsze będziesz częścią mnie. Chwile, które z tobą przeżyłem, były najpiękniejsze w moim życiu, ale… nie jestem pewien, czy dalibyśmy radę to wszystko na nowo odbudować. Nie chcę, żebyś cierpiała. Wiem, co znaczy czekać na odpowiedź, która może nigdy nie nadejść; jakiś sygnał, że jest się tym jedynym.
Dopiero po kilkunastu sekundach uświadomiła sobie, co znaczyły jego słowa.
Teraz to ja jestem na jego miejscu z przed kilkunastu miesięcy. Najpierw Tomas, później Diego…
Tego wszystkiego było za wiele. Zaręczyny taty, podwójne życie, zauroczenie Leona w jej drugiej twarzy i to wyznanie... Emocje wzięły górę. Zaczęła raptownie brać głębokie wdechy.
– Przepraszam. Przeze mnie cierpiałeś tyle czasu, ale nigdy nie naciskałeś, a ja… Wybacz mi. – Zasłoniła twarz dłońmi, próbując ukryć płynące łzy.
– Hej… Spokojnie… – Odruchowo objął ją ramieniem, a ona z całej siły do niego przylgnęła i zaczęła wypłakiwać łzy tuż przy jego sercu.
Nie potrafiła określić ile czasu spędziła zamknięta w bezpiecznych objęciach, za którymi tak bardzo tęskniła. Powoli starała się uspokoić nagle zszargany oddech i wyrównać go z nim.
– Nie tak to miało zabrzmieć… – szepnął tuż przy jej uchu. – Nie przekreśliłem nas, nic takiego nie powiedziałem. Nie chcę cię oszukiwać, zasługujesz na szczerość, po prostu… To wszystko wydaje mi się takie nierealne… Nie wiem jak to inaczej wyjaśnić.
Mocniej wtuliła się w jego błękitną koszulę i mimo wszystko uśmiechnęła się w duchu.
Wiem zbyt dobrze, co czujesz.
– Znam sposób na odprężenie się. Pamiętasz, co powiedziałeś mi tamtego dnia, rok i dwa lata temu? – Podniosła głowę ukazując mu mieniące się od łez policzki, zaczerwieniony nos i błyszczące ekscytacją oczy.
To były jedne z najpiękniejszych słów…
Zamyślił się, próbując przypomnieć sobie, o co może chodzić dziewczynie.
– Powiedziałeś, żebyśmy w końcu przestali mówić i zaczęli działać…
–… żebyśmy podarowali sobie piękną chwilę – dokończył i otarł zaróżowione policzki. – Wciąż pamiętasz? – zapytał ze zdziwieniem.
– Nie mogłabym zapomnieć jednej z najważniejszych chwil mojego życia. – Znów się uśmiechnęła, tym razem jednak bardziej nieśmiało; spuściła wzrok.
Podniósł jej podbródek i pogłaskał kciukiem kącik jej ust posyłając zachęcające spojrzenie.
– Podarujesz mi kolejne wspaniałe wspomnienia? Zapomnijmy o tym wszystkim co działo się podczas ostatniego miesiąca i żyjmy chwilą, dobrze? – zapytała prawie niesłyszalnie. – Bez zobowiązań, bądźmy ze sobą przez cały czas szczerzy. Po prostu… niech to popołudnie będzie nasze – dodała widząc jego zamyślony wyraz twarzy.
Przez chwilę nic nie mówił, jakby zastanawiał się nad konsekwencjami tej decyzji. Jeżeliby się zgodził, było pewne, że znów poczuje to samo do Violetty, znów pokonają wszystkie przeszkody i będą razem. Czy tego właśnie chce? A co z Roxy?… Nie był do końca pewien, czy to co do niej czuł, było w stanie zastąpić mu uczucie, którym darzył szatynkę. W końcu uśmiechnął się i odpowiedział:
– A mam jakiś wybór? – Ponownie ogarnął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy.

Leżała oparta głową o jego kolana i obserwowała skupiony wyraz twarzy chłopaka. Od kilku minut bawił się jej włosami owijając je wokół palca ciągle od nowa i od nowa.
– Kiedy wtedy spadałaś, podczas przedostatniego koncertu, cholernie bałem się, że cię stracę – wyznał, nie przestając plątać pasm. – Przestraszyłem się, że nie zdążę podbiec.
Podniosła się i spróbowała spojrzeć w jego oczy. Przez cały czas odwracał spojrzenie unikając jej wzroku. W końcu podciągnęła się, usiadła na jego kolanach i chwyciła go za podbródek.
– Dzięki tobie nic mi się nie stało. Zdążyłeś, a to tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie, że nasza miłość jest o wiele silniejsza i bardziej powiązana, niż moglibyśmy sobie wyobrazić.
W końcu popatrzył jej w oczy i nie zobaczył ani cienia kłamstwa.
– Ty też uratowałaś mi życie, pamiętasz?
Spojrzała na niego lekko zaskoczona; nic takiego nie mogła sobie przypomnieć.
– Nadal nie wiem, jak to zrobiłaś. Mimo wszystko, byłem wtedy najszczęśliwszy, bo to ciebie zobaczyłem jako pierwszą.
Dopiero teraz sobie przypomniała.
– Mam to powtórzyć? – zapytała, poprawiając się niespokojnie na jego kolanach. Powoli kiwnął głową i delikatnie objął ramieniem.
Spojrzała na jego doń i powoli przesunęła ją na talię, a drugą ulokowała odrobinę wyżej. On przez cały czas uważnie obserwował jej ruchy i niepewnie wzmocnił na nowo ułożony uścisk. Uśmiechnęła się i obróciła się ponownie do jego twarzy.
– I obudzę cię pocałunkiem… – szepnęła i leciutko zetknęła jego usta ze swoimi.
Od miesiąca nie byli tak blisko siebie; od miesiąca nie czuli się tak magicznie, jak w tamtym momencie.
– Mam rozumieć, że jestem Śpiącą Królewną, tak? – Jego poważny ton, zupełnie nie pasował do tego, co mówił. Wstał biorąc na ręce Violettę. – W takim razie, w ramach podziękowań za wzbudzenie mnie, zabieram cię na małą przechadzkę po twoim ogrodzie w moich ramionach. I nie przyjmuję domowy.
Zaśmiała się i oparła głowę o jego ramię.  

Po wczorajszym wieczorze wszystko dokładnie przemyślała. Nie będzie już dużej Roxy, zniknie już teraz, ale najpierw powie mu całą prawdę. Powolnym krokiem idzie nad staw, w tak dobrze znane jej miejsce. Miała na sobie różową perukę, różową, skórzaną kurtkę i biały top nasunięty na różowy podkoszulek. Do torby przewieszonej przez ramię schowała miętową sukienkę i pamiętnik.
To zdecydowanie nie jestem ja.
Z roztargnieniem pokręciła głową i w ostatniej chwili przytrzymała zsuwające się zerówki.
Nigdy taka nie będę.
Zauważyła go. Siedział po tej samej stronie, co wtedy; był wyjątkowo spięty. Możesz jeszcze zawrócić, szeptał jakiś głosik w jej głowie. Jeżeli mu to powiesz, nie wybaczy, a jeśli po prostu znikniesz, wszystko wróci do normy. Wzięła głęboki wdech i już chciała obrócić się na pięcie, jak najszybciej odejść, ale usłyszała wołanie. Zamknęła oczy, policzyła do pięciu i z powrotem ruszyła w kierunku brzegu. Uśmiechnęła się do Leona i usiadła na drugim końcu ławki.
– Muszę z tobą porozmawiać –  powiedziała i nerwowo poprawiła torbę na swoich kolanach.–  Zanim zacznę, obiecaj mi, że nie odejdziesz, póki nie wyjaśnię wszystkiego – zastrzegła.
Przybrał dość zaskoczony wyraz twarzy, ale nie odezwał się. Uznała to za powiedzenie. Zamknęła na moment oczy. Otworzyła torbę i wyciągnęła z niej filetowy zeszyt wraz z kluczykiem.
– Skąd masz pamiętnik Violetty? Zabrałaś jej go? – Ostrość w jego głosie gdzieś w środku poruszyła dziewczynę.
Nadal jestem dla niego ważna.
– Nie. Zaraz się wszystkiego dowiesz, tylko proszę, nie odchodź. – Położyła notatnik na jego kolanach i kontynuowała. – Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się u ciebie po raz pierwszy? Powiedziałeś wtedy, że skądś mnie znasz, a ja zaprzeczyłam. – Kiwnął głową, więc mówiła dalej. – Skłamałam. Znasz mnie bardzo dobrze, czasami wydaje mi się, że lepiej niż ja sama.
– Nie rozumiem…
Jedną dłonią chwyciła go za rękę, drugą najpierw powoli ściągnęła okulary, a później, z lekkim wahaniem, pociągnęła za różowe loki, zsuwając perukę z głowy.
Zamarł. Nie mógł wydusić z siebie ani jednego słowa. Dziewczyna, która go zauroczyła, tak naprawdę była dziewczyną, której nigdy nie przestał kochać.
Przecież to co czuję, to miłość.
– Nie oczekuję od ciebie przebaczenia, czy nawet zrozumienia. To, co zrobiłam na to nie zasługuje. Ale nie możesz zapomnieć, że cię kocham ponad wszystko i nigdy nie będę wstanie przestać.
Czyta mu w myślach?
– W tym pamiętniku są wszystkie sekrety, myśli, wspomnienia i przeżycia, które są dla mnie ważne. Proszę, przeczytaj go w całości. Może to w jakiś sposób… Nie wiem, po prostu go przeczytaj. Ja żałuję. Jeśli miałabym jeszcze jedną szansę, nigdy bym tak nie postąpiła. Ale nie jestem w stanie cofnąć czasu. Przepraszam – skończyła już stojąc. Z wahaniem lekko pocałowała jego policzek i odeszła.

Jak ogień w zimie dajesz ciepło mojemu światu
To miłość bezwarunkowa
Czuję ją
Będąc z Tobą
Powiedz, czy to wszystko jest prawdziwe
Przyszłaś zmienić 
Pocałunkiem moją rzeczywistość
Nie wiem, jak wyrazić słowami, że
Kiedy patrzę w Twoje oczy, wiem, że
Kochałem Cię już tysiąc żyć wcześniej 

Part na podstawie 30/31 odc. 3 sez.

Ayy, estoy tan feliz! Już od 365 dni jestem razem z Wami na Bloggerze i od 365 dni tworzę dla Was moją historię. W ciągu tego roku osiągnęłam 6463 wyświetlenia, 14 obserwatorów i 75 komentarzy. Encerio gracias:

Ag. - bo była jako pierwsza i tchnęła we mnie nadzieję,

Kirenie - najszczersze komentarze,

Mai - bo była na początku i nadal pamięta,
Inolvidable - byłaś jak taki promyczek,
Lady Godivi - ja nadal czekam, wiesz? :),
Dianie - wspaniała pisarka, która niedawno skończyła swoją historię, a którą tak bardzo podziwiam,
Pannie Hazel Xeni Collins (Verdas) - spełniłaś moje Gwiazdkowe marzenie,
Marciakowi - w wakacje trułaś mi głowę i  za to dziękuję oraz za najdłuższy komentarz,
Dulce - kolejny świetlisty promyczek, nie przestawaj wierzyć w swój talent :),
Maddy Parks - wieka legenda, która mnie odwiedziła,
Truskawce - tyle drobnych słów,
Mechi Lambre - :),
Scarlett Walker - :),
Cauvigilia Comello - :),
Fance Violetty - bez Ciebie nic by nie było, dziękuję za tamtą rozmowę,
Lili Ferro - :),
Sophiak - oj, długo by wymieniać, mój misiaczku :*,
Hasy Valler - :)
Oraz wszystkim pozostałym osobom, które były, a nie skomentowały.

Całuję, 
Wasza i tylko Wasza
Lissa

niedziela, 14 września 2014

'Nuestro vida sin nosotros' - I miejsce w konkursie u Sophie Cortes

Tak, tak, Lissa się chwali, ale ma czym :)

Do Miśki: Z całego serduszka pragnę Tobie podziękować kwiatuszku, za tak wielkie wyróżnienie.
Te quiamo :) 

Kiedy Sophie opublikowała trzecie miejsce i zostały już tylko dwie prace, Frutis i moja, byłam pewna, że zajmę drugie miejsce.A jednak, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Nuestro vida sin nosotros uplasowało się na najwyższym podium. 
Z całego serduszka gratuluję pozostałym uczestniczkom i życzę im dalszych sukcesów w pisaniu.

Na ramie okna w szkolnej łazience :)



piątek, 29 sierpnia 2014

OS. 02. - Nuestro vida sin nosotros

Dedykacja dla Diany, bo jest z nami już od roku i kilkunastu dni,
 i Sophie, za ciepłe słowa :*
– Witamy państwa w programie „Mundo de las Estrellas”! Tego wieczoru gościmy jedne z naszych najmłodszych śpiewających gwiazd! Podczas dzisiejszego wywiadu, zadamy im kilka pytań dotyczących ich związku, życia oraz pracy, licząc na szczere odpowiedzi!
Głos Susany jest jak zawsze przesadnie przesłodzony i zbyt donośny; ogarnia całe studio. Oznajmia jeszcze, że wywiad idzie na żywo i pozdrawia wszystkich telewidzów.

Po praz ostatni spogląda w lustro przed sobą. Czy tak właśnie teraz wygląda? Czy jest dwudziestotrzyletnią, szczęśliwą, zakochaną i prawdziwą sobą? Czy zyskała sławę, o której tak bardzo marzyła? Czy to wszystko to prawda?
– Tak, to prawda. – Widzi jego odbicie tuż obok siebie. Posyła mu uśmiech. On jest jej szczęściem, jej miłością, światem i to on sprawia, że jest sobą.
Chwyta dłoń, którą jej podaje i podnosi się. Bladoróżowa, prawie biała, sukienka delikatnie szeleści i ponownie układa się w równe fale. Już czas?
Pierwszy krok. Stąpa niepewnie, boi się, że go zawiedzie. Drugi krok. Mocniej wtula się w jego tors. Trzeci krok. Chce zawrócić, ale już za późno, obiecała. Czwarty krok. Kątem oka zauważa mężczyznę wychylającego się z za ściany. Staje. Patrzy uporczywie w czubki swoich beżowych szpilek i bawi się rąbkiem materiału.
– Czy mógłbyś… – spogląda wymownie w jego oczy i ma nadzieję, że ją zrozumie.
– Zawsze – mówi spokojnie, rozkładając lekko ramiona.
Dziewczyna powoli podchodzi bliżej, niepewnie go obejmuje i mocno przyciera do jego ciała. Pozwala jej się w siebie wtulić, jak wtedy; głaszcze ją delikatnymi ruchami po plecach, a ona przez cały czas słucha równomiernego bicia serca, tuż pod marynarką. Trwa tak jeszcze chwilę w bezpiecznych objęciach, na środku korytarza.
Błysk flesza.
– Już przeszedł. – Cichy szept przerywa beztroski moment. Idą dalej.
Piąty. Nie będzie tak źle. Szósty. On jest ze mną. Siódmy. Zawsze mi pomoże. Ósmy. Damy radę. Dziewiąty. Przeszliśmy razem gorsze chwile. Dziesiąty. Kocham go. Jedenasty.
Razem możemy wszystko. – Obejmuje ją ciaśniej i całuje w czubek głowy. Czuje na sobie spojrzenie kilku ludzi pracujących przy kamerach.
Dwunasty
– Jesteście gotowi ich przywitać?! Proszę o wielkie oklaski, przed wami Violetta Castillo i Leon Verdas!
Trzynasty – ten pechowy. Ostatni krok starej drogi i pierwszy nowej.
Idą powoli, przez cały czas trzymają się za ręce i posyłają krzyczącym fanom ciepłe uśmiechy. Doskonali. Siadają na małej sofie, najpierw ona, potem on. Uroczy. Czeka aż wygonie się usadowi, po czym ponownie wtula się w jego ramię i splata ich palce. Kochający. Czuje jego obecność. Teraz już jest pewna, że da radę. Prawdziwi.
Susana poprawia się w fotelu na przeciw nich i zaczyna przedstawienie.
Przesadnie wesoły szczebiot znów ogarnia wszystkich zgromadzonych. To będzie trudna godzina. Dalej następuje wymiana uprzejmości, wstępne opisanie toku rozmowy i kilka nieszczerych śmiechów. W końcu nadchodzi ostateczny czas.
– Zaczynajmy. Jak się poznaliście?
Dziewczyna patrzy na chłopaka i z uśmiechem kiwa głową.
– To był 1 lipca 2012 roku. Razem z uczniami Studio byłem na koncercie Rafy Palmera. Kiedy wracaliśmy do busa, zobaczyłem ją. Była taka… niewinna. Piękna i niesamowita. – Lekko się peszy, nigdy nikomu nie mówił co wtedy czuł. – Przechodziła zamyślona przez jezdnię, ale nie zauważyła skaterów jadących w jej kierunku. Po prostu, podbiegłem do niej i chwytając ją lekko za ramię odciągnąłem w tył – kończy, zupełnie tak, jakby to co zrobił było całkowicie normalnym zachowaniem.
Pamięta ten dotyk.
– Udało się? Został twoim bohaterem? – To pytanie kieruje w stronę dziewczyny, kurczowo trzymającej się ramienna swojego ukochanego.
– Tak, oczywiście, że tak. Uratował mnie wtedy po raz pierwszy. Kiedy spojrzałam jego w oczy, byłam pewna, że chcę go jeszcze zobaczyć. Teraz też w nie spoglądam i nadal widzę tą samą miłość i troskę – mówi szczerze.
– Po raz pierwszy? Zrobił to jeszcze w przyszłości? – Susana jakby ignoruje resztę wypowiedzi i skupia się na pierwszej części sekretów.
– Tak i to nie raz. Ale gdyby wtedy nie zareagował, to… Nie wiem, po prostu nie wiem jak by się to dalej potoczyło. – Nie potrafi znaleźć odpowiednich słów, które wytłumaczyłyby co działo się tamtego wieczoru w jej myślach. Czuje mocniejszy uścisk na swojej dłoni.
– Byłem wtedy, jestem teraz, będę zawsze – szepcze cicho do jej ucha. Ma mikrofon tuż przy kołnierzyku. 
Wszyscy słyszą?
Coś w środku się w niej ściska.
Przez publiczność przechodzi przeciągnięte westchnienie, a rozmowa toczy się dalej.
– Jakie były początki waszej znajomości?
Tym razem to Violetta zabiera głos.
– Były… przyjacielskie. Zobaczyliśmy się po raz drugi, kiedy przyszłam zapisać się na zajęcia gry na fortepianie w Studiu. Oprowadził mnie i opowiedział trochę o szkole. Kiedy zapisałam się na stałe, dostaliśmy pracę za zajęcia, mieliśmy wspólnie skomponować piosenkę
W tej historii wszystko jest przeciwne?
– I jak Wam poszło?
– Wspaniale. To był pierwszy utwór, który dla niej napisałem. I również wtedy po raz pierwszy razem zaśpiewaliśmy. To było coś… niesamowitego. Byliśmy w sali razem z nauczycielką i resztą uczniów, ale ja czułem jak razem unosimy się gdzieś daleko, tam gdzie istnieje tylko miłość i muzyka. Liczyliśmy się tylko my dwoje.
Czuje ukłucie, w sercu?
– Wtedy się w sobie zakochaliście?
Spoglądają na siebie nieco zmieszani. Doskonale. W końcu Violetta odpowiada. Mówi spokojnie i zdecydowanie.
– Nie do końca. Jeszcze wtedy nie byliśmy pewni co z nami będzie. Wiedziałam, że Leon jest dla mnie bardzo ważny i on również czuł coś między nami. Ale…
– Ale to wszystko nie poszło tak szybko. Zaczęliśmy od przyjaźni, stworzyliśmy między nami silną więź, którą budowaliśmy przez długi czas. Uczyliśmy się sobie ufać, pomagać i poznawać siebie nawzajem. Stopniowo nasza relacja się pogłębiała, a my zaczynaliśmy uświadamiać sobie, że możemy wytrwać jednego dnia bez rozmowy. – Spogląda jej w oczy i uśmiecha się. Jak zawsze wie, co powiedzieć. Uratował ją, znowu?
– Od kiedy jesteście razem?
– Zostaliśmy parą po naszym pierwszym pocałunku – odpowiada chłopak, nie zważając na mocniejsze ściśnięcie dłoni. 
To był też mój pierwszy.
– Naprawdę? To tak bardzo romantyczne! Opowiedzcie więcej! – Oczy jej błyszczą, a gdyby mogła zapewne zatarłaby teraz ręce. Obdziera ludzi z ostatnich, najintymniejszych, sekretów. Za to jej płacą.
Przełomowa chwila wtedy i teraz?
– Zabrał mnie nad jezioro. Usiedliśmy na naszej, ławce i powiedział mi… – urywa, zamykając oczy i próbując odtworzyć myślach ten magiczny moment. Zatraca się we wspomnieniu i zapomina o tym wszystkim.
– Pomyśl, że to miejsce idealne i gra idealna muzyka. A teraz brakuje już tylko jednego... – Nachyla się i delikatnie całuje jej usta.
Przez widownię przechodzi fala głośnych gwizdów i owacji.
Otwiera oczy i widzi jego twarz opartą o swoje czoło. Uśmiecha się.
Będę zawsze blisko Ciebie.
Chcę patrzeć na Ciebie, chcę śnić o Tobie, chcę przeżyć z Tobą każdą chwilę – nuci patrząc w jej oczy.
Chcę Cię przytulać, chcę Cię całować, chcę Cię mieć zawsze blisko mnie – śpiewa dalej wpatrując się jego tak uroczy uśmiech.
Przecież miłość jest tym co czuję, jest dla mnie wszystkim – kończą już razem.
Słychać krzyki zachwytu i wielkie oklaski, na cześć zakochanych?
Obraca się w stronę, z której dochodzi hałas i macha w stronę fanów. Czuje jak od tyłu mocno obejmuje ją obiema rękoma i opiera brodę o jej nagie ramię. Dawno nie czuła tak silnego ciepła. Znajduje jego dłonie i delikatnie okrywa je swoimi.
Są momenty, które wydają się prawdziwe.
– Pięknie razem brzmicie. I ta piosenka, kto ją napisał? Nie kojarzę jej z radia.
Cicho się śmieją, pierwszy raz od tak dawna szczerze i bez przymusu. Spoglądają na siebie, tak ciepło, jak wtedy?
Jedno spojrzenie, gest nieodparty.
– My – odpowiadają razem. – Jakoś tak wyszło, że my – prostuje Leon. Nie uważa, że powinni opowiadać jak było naprawdę. Sny są zbyt intymną częścią ich związku. – To była nasza… trzecia wspólna piosenka? – Patrzy pytająco w jej oczy. Widzi w nich pełne i bezgraniczne szczęście.
– Trzecia? Napisaliście dla siebie trzy piosenki?
– Tak jakby. Leon zazwyczaj tworzył ich większą część, bo to on potrafi malować słowami, ja nie. Pierwsza była na zajęcia do Studia, druga postała jako podsumowanie naszej… miłości, trzecią napisałam kiedy się pokłóciliśmy, czwarta była naszą wzajemną tęsknotą, piątą skomponował na moje osiemnaste urodziny, a szóstą napisałam kiedy mieliśmy problemy przez osobne kariery – ostatnie słowa wypowiada z bólem, przecież go wtedy nie było?
Do Susany podchodzi jakiś człowiek i wręcza jej małą karteczkę, którą kobieta od razu chowa do kieszeni żakietu. Zachowuje się, jakby nic się nie stało.
– Niesamowite. Co było najromantyczniejszą rzeczą, jaką dla Ciebie zrobił? – pyta Violettę.
– Najromantyczniejszą? Mogę wybrać tylko jedną? – Susana kiwa głową. – Chyba nie mogę odpowiedzieć – mówi po dłuższym namyśle. Zapytana dlaczego odpowiada: – Leon jest zbyt romantyczny, bym mogła wybrać tylko jedną chwilę. Już wiecie o wspaniałych piosenkach i pierwszym pocałunku, ale oprócz tego było coś jeszcze. W dzień moich osiemnastych urodzin byliśmy w trasie razem z uczniami Studia. Barcelona, kilka koncertów i powrót do domu. Przyjaciele powiedzieli mi, że będziemy świętować po przyjeździe do Buenos Aires, bo teraz wszyscy są zmęczeni i zabiegani. Leon też od jakiegoś czasu zaczął znikać, nie mówiąc gdzie idzie i częściej rozmawiał przez telefon. Wydawało mi się, że wszyscy o mnie zapomnieli. Francesca, moja najlepsza przyjaciółka, pod pewnym pretekstem zabrała mnie na polanę, gdzie czekał Leon z bukietem moich ulubionych kwiatów.
Chłopak uśmiecha się, przypominając sobie scenę zazdrości, którą Viola pominęła w opowieści.
– Zasłonił mi oczy i zaprowadził na dużą łąkę. Kiedy się obróciliśmy, zobaczyłam niesamowity, kolorowy balon. To on był powodem dziwnego zachowania i częstych telefonów. Mój wspaniały chłopak, chodził na kurs… Nie wiem jak to nazwać, może… coś w rodzaju latania? Niech będzie, w każdym razie spędzi dwa miesiące ucząc się pilotować „to coś” specjalnie dla mnie. Czułam się jak księżniczka, szczególnie wtedy, jak niósł mnie w stronę naszego statku powietrznego. A to był dopiero początek niespodzianek… – opowiada dalej, i dalej, nie mogąc wstrzymać się od napływu emocji.
Słucha jej i nie może przestać się uśmiechać. Nie miał pojęcia, że ten prezent aż tyle dla niej znaczył. I że tak dobrze to wszystko pamięta.
– …kiedy wzlecieliśmy… – przerywa, zastanawiając się co powinna powiedzieć, a czego nie. Decyduje się pominąć te niesamowite słowa które od niego wtedy usłyszała. – …zagrał specjalnie skomponowaną na ten dzień piosenkę. To było jakoś tak…
Miłość wisi w powietrzu, zbliż się do mnie, wybierasz to, co czuję, miłość wisi w powietrzu, zaufaj mi, już widzisz, że czas nie istnieje – przypomina jej pierwsze strofy refrenu.
Tylko przeznaczenie, które połączyło na zawsze, na zawsze – Po raz kolejny kończą razem i znów czują tą samą magię.
Na zawsze?
Po kilkudziesięciu minutach i zaledwie kilku pytaniach później, Susanie kończą się tematy wyciąga z kieszeni małą karteczkę i jeszcze raz czyta je zawartość.
– Jedna z waszych fanek, Leila prosi byście zaśpiewali jakąś piosenkę. Co wy na to? – zwraca się do publiczności, nie dając im tym samym żadnego wyboru. Ponowie rozlegają się głośne krzyki i oklaski. Niska dziewczynka w chustce na głowie klaszcze najgłośniej.
Leon wstaje podając Violetcie rękę i prowadzi ją do fortepianu który cudownym trafem nagle znalazł się w studiu. Dziewczyna opiera się lekko o wieko i z uwielbieniem obserwuje sprawne palce muskające klawisze.
Tak dawno nie widziałam jak gra.
Z instrumentu wydobywają się pierwsze dźwięki jej ukochanej piosenki.
Nie jestem ptakiem, aby latać, i obrazu nie umiem namalować. Nie jestem poetą, rzeźbiarzem, tylko jestem jaki jestem. – Jego głos jest ciepły i czarujący.
– Z gwiazd nie umiem czytać, i księżyca nie zniżę. Nie jestem niebem ani słońcem, tylko jestem – anielski śpiew otula całą salę.
To nie jest zwykła piosenka.
Ale są rzeczy, które wiem. Chodź tu, pokażę Tobie, że w twoich oczach mogę zobaczyć je. Możesz też to ujrzeć, spróbuj sobie wyobrazić, że…
Możemy malować kolorami duszy, możemy krzyczeć yeh, możemy latać nie mając skrzydeł, być słowami w mojej piosence i stworzyć mnie w Twoim głosie…
Przez cały czas patrzą w swoje oczy. Mogą malować kolorami duszy, nadając sobie kolejne barwne cechy miłości; mogą latać bez skrzydeł, jak wtedy kiedy unosili się w balonie; mogą być słowami swoich piosenek i już zawsze śpiewać razem; mogą na nowo stworzyć siebie nie tylko w głosie, ale i w sercach.

– To był wspaniały wywiad, moi drodzy. Kiedy usłyszałam te wszystkie wzruszające historie, to… Ach, i jeszcze niebywałe piosenki. Jesteście mistrzami. – Pochwały sypiące się z ust menedżerki nie robią na nich wrażenia. Wiedzą, że jest równie sztuczna, co Susana, ale skuteczna. – Na dole czekają na was limuzyny, oficjalnie Leon jedzie na urodziny ciotecznej siostry, a ty masz umówione ważne spotkanie dotyczące przyszłego wyjazdu. Paparazzi w większości już pojechali, zostało tylko kilku z tych mniejszych magazynów. A, i prawie bym zapomniała: Twitter nie boli, jak wstawicie jakieś wspólne zdjęcie, świat też się nie skończy – woła wychodząc z pokoju. Zostają sami.
– Robisz to wszystko dla niego, prawda? – pyta po dłuższej chwili, wciąż nie odrywając wzroku od drzwi, które chwilę wcześniej się zamknęły.
– Tak, ale…
– Nie musisz nic mówić, rozumiem. Zawsze rozumiałem. I pamiętaj, że zawsze będę, aby ci pomóc. – Niepewnie całuje jej zmarznięty policzek i kieruje się w stronę wyjścia. – Dziękuję, za to co dzisiaj mówiłaś. – Chce coś powiedzieć, ale nie daje jej dojść do słowa. – Doskonale zdaję sobie sprawę, że to nie było szczere. Ale mimo to dziękuję. To był niezapomniany wieczór – uśmiecha się smutno i zostawia ją samą.
Nie może pozbierać myśli. Z jednej strony próbuje za wszelką cenę nie zakochiwać się w Leonie, bo dobrze wie, że nie powinna tego robić przez to, co łączyło ją z kilkanaście miesięcy temu z jej byłym chłopakiem. Ale z drugiej obiecała mu, że będzie szczęśliwa, bez względu na wszystko. Czuje się winna. Gdyby nie wypadek, nadal byliby szczęśliwą parą, nie spotkałaby Leona i jej menadżerka nie wpadłaby na pomysł z tą cała szopką.
Dlaczego wtedy zginął on, a nie ja?
– Masz być zawsze szczęśliwa, bo to Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze, dobrze?
Pamięta, jak jej tak mówił dzień przed wypadkiem, ponad dwa lata temu.
Jest szczęśliwa. Ale tylko wtedy, kiedy jej ukochany śpiewa specjalnie dla niej, całuje ją i przytula. To paradoksalne, że najbezpieczniej czuje się wtedy, kiedy staje na wyimaginowanej scenie i daje kolejne przedstawienia dla nieświadomych widzów.
Przyznaj się, że kochasz go o wiele mocniej, niż za pierwszym razem, potrzebujesz jego ciepła – szepce głos sumienia. – Tomas by tego chciał.
To przeważa szalę.
– Kocham go – uświadamia sobie. – Kocham go całym sercem, jak jeszcze nikogo innego. I dlatego go potrzebuję, potrzebuję jego głosu, jego miłości i jego ramion.
Wstaje i pędem wybiega z garderoby. Pędzi po stromych schodach, śliska się po kafelkach w holu i nadal biegnąc zauważa go na ławce przed budynkiem.
Nie odjechał?
Uspokaja oddech i szybkom krokiem podchodzi do niego, z całej siły wtulając się w jego tors.
Zdziwiony chłopak niepewnie obejmuje jej trzęsące się ciało i opiera głowę na jej, nadal nagim, ramieniu.
– Potrzebuję Cię, bo Cię kocham – szepce tuż obok jego ucha.
Czuje jak z jej serca spada wielki ciężar. Powiedziała to. Po raz pierwszy od tak dawna powiedziała to szczerze, bez żadnych nakazów.
– Kocham Cię, słyszysz? – Wciąż się trzęsąc patrzy w jego ciepłe oczy. – Kocham Cię całą sobą, wszystkimi pięcioma zmysłami. Kocham na Ciebie patrzeć, kocham czuć Twoje ciepło, kocham słuchać Twojego głosu, kocham zapach Twoich perfum, kocham smakować Twoich ust. Nie chcę więcej udawać za każdym razem, kiedy ktoś nas widzi. Ja cie kocham naprawdę – powtarza po raz kolejny, mocno akcentują ostatnie słowo.
Nie wie co powiedzieć. Po prostu spogląda w jej niebywale orzechowe oczy i próbuje to wszystko zrozumieć. Ona mnie kocha.
– Tak długo czekałem, aż znowu to usłyszę – mówi prawie niesłyszalnie i ponownie obejmuje jej kruche, zmarznięte ciało.
Ale ona nie czuje zimna. W środku niej płonie wielki ogień miłości, który nigdy nie zgasł i już zawsze będzie dawać jej siłę do dalszej walki o miłość.
###
Z chusteczki higienicznej, wyszło przez przypadek :)
Hola todos! Jeżeli to czytacie, to znaczy, iż pod poprzednim patrem pojawiły się nowe komentarze! (Szantaż przyjacielem człowieka :)) Podziękowania należą się: Tysi, Lili, i Sophie. Grasias również Marci, która okazała się nad wyraz  cierpliwa :* Tak w ogóle powracam ze zdwojoną siłą, szykuję się na podbój nowej szkoły i mocno kocham WAS WSZYSTKICH. Ten parcik na górze został napisany specjalnie na konkurs Sophie i wykończany wczorajszym (nie aż tak) późnym wieczorem (21:00-23:00 z przerwami, m.in. na samodzielne skręcenie fotela - udało się !). W każdym razie byłam nie do życia, a wszelką winę proszę zarzucić Axelowi (link do muzyki), bo to przy nim tworzyłam tą historią od A do Z. Przepraszam również, jeżeli zapominałam o komentarzach, przypomnijcie się, postaram się wpaść :)
I jeszcze chciałam gorąco polecić te dwa cudeńka: 
Kocham całym serduchem,
Lissa/Alicja/Ala/Alcia :*

piątek, 15 sierpnia 2014

OS 01. Parte 1 - Ojos de plata


Dla Marci.
Wiesz za co <3


Biologia. Od początku lekcji czekam na jej koniec. Ile mogą trwać wywody nad układem pokarmowym jakiegoś zwierzęcia? Nie powiem wam o czym mowa, bo nazwa jest tak skomplikowana, że od ponad 30 minut paplaniny na ten temat, ja nadal nie mogę jej zapamiętać. W dodatku, jak na złość, co około minutę za moimi plecami rozlega się głośne kichnięcie. Andres ma alergię na kurz, a nasze panie sprzątające nie przepadają za salą, w której przechowywane są różne części wszelakich stworzeń żyjących. Możemy chyba pominąć fakt, że w tym przypadku są już (najczęściej) uśmiercone.
Jak ja nie cierpię biologii. A szczególnie tego nauczyciela. To sztuczny, narcystyczny i próżny fanatyk wnętrzności zwierząt z niezłym tupetem. Nie mój typ. Mówi tak monotonnie, że jego głos dosłownie mnie usypia, co potwierdza odrobinę niedyskretne ziewnięcie. Szybko zamykam usta.
–  Mogłabym go słuchać całe życie – ­­­szepce Cami, delikatnie obracając głowę w moim kierunku. Natrafia na moje powątpiewające spojrzenie. Na serio? – No co? Nie można zachwycać się nauczycielem? Myślałam, że właśnie tego wymaga od nas szkoła; być zadowolonym ze sposobu nauczania. Mnie się podoba i on, i jego głos, którym wpaja nam wiedzę, czyli zachowuję się prawidłowo. Poza tym, z taką barwą nawet gdyby mówił alfabet brzmiałby jak książę z bajki –  kończy swój nieco przydługi, jak na środek lekcji monolog, a jej usta wyginają się w zwycięskim półuśmiechu.
No tak. Chyba zapomniałam wspomnieć, iż nasz szanowny profesor kilka miesięcy temu skończył studia, jest wysokim, niebieskookim, dobrze zbudowanym złotowłosym blondynem, a swoim uśmiechem potrafi oczarować 99,99% procenta dziewcząt w szkole. Wiecie kto jest tą 0,01%? Podpowiem: to ta, która zawsze siedzi w przedostatniej ławce koło okna, chorobliwie boi się rozmów z chłopcami i właśnie pisze to wszystko z tyłu trawiasto zielonego zeszytu. Tak, to ja. Ta najniższa, najbardziej skryta i najcichsza dziewczyna w klasie. Mogę jeszcze dodać, że zakochana. No dobrze, szaleńczo, ale i skrycie zakochana. On jest taki zabawny, czarujący, pogodny, ma w sobie tyle empatii i uroku osobistego. Czasami zachowuje się trochę niezdarnie, ale ja przecież też taka jestem. Ostatnio zaczęliśmy rozmawiać i chyba nie idzie mi najgorzej, a przynajmniej lepiej niż kiedy spotkałam go po raz pierwszy. Teraz nie zacinam się tak bardzo, choć i tak to on zazwyczaj mówi. Rozmawiamy o muzyce, pogodzie, zadaniach ze szkoły, nawet wczoraj wspomniał coś o komedii romantycznej granej w pobliskim kinie. Wydawało mi się, że Lena była na niej ostatnio z przyjaciółkami i narzekała na zbytnią banalność i romantyczność głównego bohatera. Biorąc pod uwagę, iż moja siostrzyczka ma zupełnie inny charakter i zupełnie inaczej postrzega pojęcie romantyczności, fabuła nie powinna być taka zła. Gdyby mnie zaprosił, byłabym najszczęśliwsza na świecie, może nawet…
– Co robisz? – Jego głos mnie płoszy. Z trzaskiem zamykam notatnik, odrobinę zbyt głośno, bo aż sama podskakuję na krześle.
– Nic – rzucam szybko. Kiedy ponoszę głowę, widzę jak zasłania sobie usta ręka próbując ukryć swój uśmiech. Na marne. Brawo, jesteś mistrzynią rozśmieszania ludzi swoim zachowaniem - szepce jakiś glos wewnątrz mnie. – C-co tu robisz? – Spokojnie jąkaczko, pięć wdechów i dziesięć wydechów - powtarza 'to coś' w mojej głowie. O czym ja myślę?
– Lekcja się już skończyła, a ty od kilku minut wpatrujesz się tylko w ten zeszycik i coś skrupulatnie notujesz. Zastanawiam się, czy naprawdę aż tak ciekawi cię układ pokarmowy dziobaka – oznajmia, odrobinę zbyt poważnie. No tak, to o dziobaku Daniel nawijał przez całą lekcję. A nazwa oczywiście nie chwytliwa.
– Oczywiście, że nie – odpowiadam oburzona, czym ponownie go rozbawiam. Włożyłam w to chyba trochę za dużo emocji. – Mówiłam ci, że on okropnie mnie nudzi. Nie da się go słuchać – Znów słyszę jego śmiech; on też jest uroczy tak jak jego właściciel. Spogląda na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami i posyła szczery uśmiech. Po chwili poważnieje i pochyla się przy moim policzku.
– Cami chyba myśli inaczej. – Przez te kilka sekund czuję jego ciepły oddech koło ucha, a potem to ja się śmieję. Nie jestem pewna czego to do końca była wina: tego co mi powiedział czy bardziej przyjemnego łaskotania, które poczułam.
Dalej rozmawiamy jeszcze trochę o tym, czego nie lubimy. Dyskutujemy o ludziach w zabawnych przebraniach, fast-food'ach, dziwnych reklamach i lodach pistacjowych. Kiedy dochodzimy do holu, mój potajemny ukochany otwiera przede mną drzwi i przepuszcza przodem. Uderza we mnie ciepło marcowego wiatru. Wciąż rozmawiamy, tym razem o bezsensownych obietnicach naszych "polityków". Razem schodzimy po dość długich kamiennych schodach. Czy pamięta to się tu wydarzyło trzy lata  temu?
Mieliśmy wtedy po 14 lat. Tydzień wcześniej przyleciałam z Madrytu i właśnie szłam zapisać się do miejscowej szkoły. Przez przypadek wpadałam na niego kiedy wchodziłam do budynku placówki. Z moich rąk wysypały się wszystkie dokumenty tworząc wielki bałagan. Pomógł mi pozbierać papiery i zaprowadził pod właściwy gabinet, po czym sam odszedł odesłany przez dyrektora przyjaznym skinieniem głowy. Ledwo zdołałam wydukać ciche „dziękuję”.
Kiedy jesteśmy już prawie na dole, zatrzymuje się i spogląda wprost w moje oczy. Lekko się peszę odwracając wzrok.
– Naty, mam do ciebie małe pytanie – zaczyna nieśmiało. Czeka aż podniosę wzrok, po czym kontynuuje. – Nie wiem od czego zacząć. Myślałem, czy może… Moglibyśmy….  My… Myślałem, czy my nie moglibyśmy… – plącze się sam w swoich słowach. Czuję się nieswojo. Gdybym mogła mu pomóc… Ale coś innego odwraca moją uwagę. Ktoś mnie obserwuje i nie chodzi o mojego rozmówcę. Przebiegam wzrokiem przez całe podwórze i zatrzymuję się przy bramie szkoły. Z niedowierzaniem wpatruję się w granatowy, nie oszczędzony przez czas kabriolet. Obok niego stoi wysoki brunet, który bacznie mi się przygląda. Nie mogę w to uwierzyć. – Nata, słuchasz mnie?
Nie słucham go. Pędem zbiegam ze schodów, przeciskam się przez zatłoczony dziedziniec i rzucam na szyję Diego. On kręci mną dookoła własnej osi, mocno obejmując w pasie swoimi silnymi dłońmi. Śmieję się i mocniej wtulam w moją własną niespodziankę. Między obrotami migają mi zdziwione spojrzenia kilku dziewczyn ze starszych klas i mojego tajemnego ukochanego. Nawet z takiej odległości widzę zdziwienie wymalowane na jego twarzy. Ale teraz to wszystko straciło znaczenie. Najważniejsze są mocne ręce, które właśnie postawiły mnie za ziemi.
– Przyjechałeś – szepcę patrząc w jego roześmiane oczy. Srebrne spojrzenie uważnie przygląda się mojej twarzy, już kolejny raz w ciągu kilku minut. Ale on może to robić. Ja także błądzę wzrokiem po jego rysach. Zdecydowanie zmężniały przez ostatnie kilka miesięcy.
– Jak mógłbym nie przyjechać, Naty. Za tydzień masz urodziny, a ja przerwę w zajęciach. Wykładowca się rozchorował, ale o tym opowiem ci później – puszcza mi oko i znów do siebie przyciąga, ale tym razem wyraźnie słyszę jego serce. Bije tak mocno jak moje.
Stoimy objęci jeszcze chwilę, beztrosko przytuleni i szczęśliwi. Tak bardzo mi tego brakowało. Tęskniłam za jego ciepłym uściskiem i zapachem lawendy na koszulkach. Tęskniłam za tym, jak wypowiada moje imię, zabawnie akcentując ostatnią literę. Tęskniłam za nim całym. Od kiedy trzy lata temu wyjechał na studia, widujemy się bardzo rzadko, wręcz okazyjnie. W wolnym czasie Diego uwielbia podróżować. Podczas ostatnich wakacji objechał całą Brazylię, w poprzednie oddał się Meksykowi, a za rok chce odkryć Nowy Jork. Za każdym razem bardzo za nim tęsknię.

Właśnie jedziemy do domu słuchając jakiś brazylijskich piosenek, które Diego kupił w Rio. Niesie nas ciepły głos romantycznej ballady, kiedy pyta mnie o chłopka, z którym rozmawiałam na schodach. Odpowiadam, że to tylko kolega z klasy. Nie daje się nabrać.
– Rozumiem, że rozmawiasz tak beztrosko z każdym „kolegą z klasy”? – pyta windując w powietrzu cudzysłów. – I nie jesteś już w ogóle nieśmiała? Nie boisz się rozmawiać z chłopakami, ani przebywania obok nich? – dodaje, unosząc brwi. Oczekuje, że zaprzeczę i właśnie tak robię.
– No to jak z nim jest, co? Ile ma lat? Jak długo go znasz? Jak się uczy? Uprawia jakieś niebezpieczne sporty? Potrafi być uprzejmy? Całowaliście się już? – Cierpliwie słucham całego tego „przedstawienia”, ale z ostatnim pytaniem to już przesadził.
– Diego! – karcę go błagalnym spojrzeniem, ale on tylko się uśmiecha i pyta co w tym dziwnego.
– Jako twój starszy brat powinienem osobiście przeprowadzić z nim tą rozmowę… – spogląda na mnie i napotyka mój wzrok; wyglądam jak dzikie zwierzę uporczywie czyhające aż ofiara wreszcie podejdzie wystarczająco  blisko... – …ale wspaniałomyślnie postanawiam jednak pożyć jeszcze kilka lat, więc oszczędzę ci tej przyjemności – kończy widząc jak głęboko wzdycham.
– A co u Clary? – Widzę jak jego twarz się odpręża, a przez usta przebiega rozmarzony uśmiech. Zawsze się tak zachowuje, kiedy ktoś o niej mówi. Ja właśnie tak chcę się zakochać; prawdziwie i bezgranicznie. Potencjalnego kandydata już znalazłam...

###
Serduszko z odcisku buta na bałtyckim piasku.

Hej, hej! Szybko publikuję, pozdrawiam i całuję wszystkich z wakacji! Zachęcam do komentowania i klikania "taków" :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Tanto tiempo juntos... - Gracias

Tanto tiempo...
Jesteśmy w tym wszyscy razem
Tylko my wiemy, że jesteśmy
Że wszyscy jesteśmy gwiazdami i my to widzimy
Jesteśmy w tym wszyscy razem
I to widać, kiedy stoimy
Ręka w rękę
Nasze marzenia się spełniają

     Ktoś wie skąd cytat? Wiem, że nie było mnie tu naprawdę długo, ale chcę Was wszystkich za to serdecznie przeprosić. Nie ma dnia, w którym nie myślałabym, jak poprowadzić dalsze losy moich bohaterów. Codziennie zastanawiałam się, w jaki sposób to opisać. Tylko nigdy nie mogłam się zebrać by to wszystko ze sobą skleić i opublikować.
     Nie będę próbowała się wymigiwać, że nie miałam czasu, bo po części tak było.
     2 listopada pojawił się tutaj pierwszy rozdział. 273 dni temu. Ag. skomentowała go jako pierwsza cztery dni później. 20 lutego opublikowałam ostatni rozdział. 136 dni temu. W marcu wciągnęłam się w czytanie "Igrzysk śmierci". Zaczęły rodzić się pierwsze pomysły na parta. W kwietniu pisałam test i obchodziłam -naste urodziny. Znów zatopiłam się w nowej lekturze, tym razem obserwując losy "Niezgodnej" i tak dotrwałam aż do początku maja. Piąty miesiąc był okresem szkoły; koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, jechaliśmy z klasą na naszą ostatnią wspólną wycieczkę, upewniałam się w końcowych ocenach i kontynuowałam tworzenie w mojej głowie kolejnych fragmenty parta, dodając jeszcze inspiracje z "Rywalek", które łyknęłam na początku czerwca. Ostatni miesiąc nauki był bardzo... inny od poprzednich. Wszytko stało się nagle krótkie i ulotne, zupełnie odległe i nieuchwytne. Kiedy nadszedł ostatni dzień chodziłam jak we śnie; nic do mnie nie docierało. Nie mogłam zrozumieć, przyjąć do wiadomości tego, że we wrześniu już się nie zobaczymy. Nie tak jak dawniej. I mimo, że ci wszyscy idioci irytowali mnie i doprowadzali mnie do białej gorączki, będę za nimi tęsknić. Zżyłam się z nimi. Przyzwyczaiłam się, że jeden gada od rzeczy, drugi pyskuje każdemu bez wyjątku, trzeci zawsze rozwiązuje zadania z matematyki do przodu, czwarty jest lekko ciapowaty i zrobi wszystko dla żelków, a piąty, mimo, że najniższy, zawsze potrafi nas rozbawić. Jest ich jeszcze kilkoro. Są też dziewczyny. Kiedyś często skłócone bez powodu, wtedy szanujące siebie nawzajem. Również każda inna.
     Teraz muszę zacząć od nowa. Nie wiem jak to będzie i na razie nie potrafię się w tym odnaleźć. Wszystko się zmieni, ale ja zawsze postaram się być z Wami. Miałam napisane pło rozdziału, ale okazał się czymś innym niż miał wyjść. Zaczęłam też pisać niespodziankę. Premiera już wkrótce.
Jeżeli ktoś dotrwał do końca to niech proszę zostanie jeszcze chwilę i skomentuje. To naprawdę daje nieziemskiego kopa.

Dziękuję Ci, że jesteś.