Buenos Aires - piękne, tętniące
życiem miasto, kolorowe parki, śpiewające ptaki i ludzie uśmiechający się na
każdym kroku, są obrazem niezwykłej atmosfery. Dla niej było to wymarzone
miejsce, jednak po męczącej podróży, pragnęła tylko położyć się pod miękką
kołderką i zasnąć, z nadzieją, że znów przyśni jej się on.
Niestety, często nadzieja jest matką głupich jak i tym razem rozpłynęła się w powietrzu.
Violetta obudziła się dość
późno, bo kiedy kościelny dzwon wybijał dwunastą. Sobotni, ciepły i kolorowy poranek,
a właściwie to już południe, zachęcał do
wyjścia i wkroczenia w zachwycający nastrój nowego dnia. Kiedy dziewczyna
przetarła oczy, zobaczyła przy swoim łóżku manekin, na którym wisiała suknia. Była
ona dość… oryginalna? Dopiero po chwili przypomniała sobie o przyjęciu.
Westchnęła cicho i znów spojrzała w stronę kreacji na ten „wyjątkowy” dzień.
Kiedy tylko jej wzrok uchwycił
niebieski, satynowy materiał,
skrojony w bardzo dziwny sposób, jej usta wygięły się w wyrazie niezadowolenia. Ponownie przyjrzała się zbyt dużym "pufkom" na ramionach i opadła z powrotem na łóżko.
- Nie da się z nią nic zrobić. Chyba
jedynym wyjściem jest założyć ją na przyjęcie w zestawie ze sztucznym
uśmieszkiem - mruknęła pod nosem, po
czym nakryła głowę kołdrą, chcąc zapomnieć o zbliżających się urodzinach.
Dziś ma przyjść nowa
guwernantka. Violetta ma cichą nadzieję, że będzie ona mniej sztywna,
zasadnicza i drętwa od poprzednich nauczycielek. Chciałaby się wreszcie zaprzyjaźnić
z osobą, z którą będzie - siłą rzeczy - spędzała dużo czasu. Panna Elsie -
poprzednia guwernantka - miała trudny charakter, zupełnie odmienny od oczekiwań
jej uczennicy.
Po zakończeniu obowiązkowych,
motywujących do wstania rozmyślań, dziewczyna wynurzyła stopy z pod kołderki i
wsunęła je w mięciutkie kapciuszki, w których powędrowała do łazienki. Kiedy
była już ubrana, umalowana i uczesana w podskokach zeszła na śniadanie. Jako
pierwsza powitała ją Olga z talerzem naleśników w ręku. Nie wypadało odmówić sobie
takich delicji. Do stołu usiadła sama, reszta domowników już dawno pracowała
lub wydawała fortuny w najdroższych butikach.
- I jak kruszynko, smakują? Pamiętałam,
że najbardziej lubisz te ze startym jabłkiem.
- Pyszne! Już dawno nie jadłam takich
delicji, nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam - Violetta podeszła do
Olgi chwytając jej ręce. - Za tobą i za twoimi wybornymi kuchennymi czarami - dodała uśmiechając się w stronę gosposi.
- Mi też ciebie brakowało, słoneczko -
odpowiedziała mocno przytulając swoją "małą dziewczynkę". - Ten dom bez ciebie
był pusty i zszarzały, mimo że sumiennie go odkurzałam i dbałam o mojego Ramallo.
A wiesz, że on nadal na każdy kroku okazuje swoją „przestrzeń osobistą”? - szepnęła
zabawnie gestykulując rękoma. - Ale ja wiem jak bardzo mnie kocha, tylko boi
się mi o tym powiedzieć.
- Och Olgo, Olgo, co też pani za
niestworzone historie wymyśla. Dzień dobry panienko.
- Witaj Ramallo. - odpowiedziała Violetta.
- Ja swoje wiem mój drogi Ramallito,
nie ucieknie pan przed przeznaczeniem. - mruknęła zadowolona gosposia
przybliżając się do swojego wybranka.
- Przestrzeń osobista, Olgo. Poza tym,
jak zapewne doskonale wiesz, moim przeznaczeniem jest praca w tym domu i nic
więcej.
- Jak pan śmie! Ja wyznaje Tobie miłość, a Ty?! I widzisz
kruszynko? Miałam rację! Nie kłamałam, nigdy tego nie robię! Niech się pan może
ożeni z tą swoją „przestrzenią osobistą” i niech ona o ciebie dba Ramallo! -
krzyknęła w furii gosposia. - I wyjdź z mojej kuchni niewdzięczniku! Nie ma tu
miejsca dla takich zarozumialców! - dodała trzaskają ścieką w stronę niewinnego
mężczyzny.
A Violetta stała z boku i przyglądała
się codziennemu przedstawieniu, do którego scenariusze zawsze były pisane z
przymrużeniem oka. Na podstawie tej historii można najlepiej ujrzeć jedną z
wielu stron miłości. Przez twarz dziewczyny przemknął figlarny uśmiech. Oczami
wyobraźni przywołała wspomnienie z dzieciństwa, które było jednym niewielu
związanych z Buenos Aires. Wtedy jako mała czteroletnia dziewczynka bawiła się
z Ramallo na pobliskim placu zabaw. Niestety kiedy chciała wsiadać na
drewnianego konika, popchnął ją jakiś chłopiec i upadła na ziemię, czego
skutkiem było rozbite i obolałe kolano. Doskonale pamięta zdziwioną minę Olgi,
kiedy jej ukochany wnosił Violette do domu. Pierwszą reakcją gosposi było
oburzenie, że pozwolił komukolwiek naruszyć swoją „przestrzeń osobistą”,
następne zaczęła wykład na temat jej niewiarygodnej miłości jaką darzy swego
wybranka. Oczywiście uroczysty i dyplomatyczny adwokat próbował na marne
wtrącić swoje wyjaśnienie. Dopiero kiedy Violetta zaczęła cichutko pochlipywać,
ze względu na coraz bardziej bolącą nogę, Olga zauważyła powód, dla którego
Ramallo pozwolił naruszyć swoją „przestrzeń osobistą”.
Miłość
jest ślepa, a serce nie sługa.
- Kolejny trafny cytat zaplatał się pomiędzy myślami i znów na jej twarzy zagościł promienny uśmiech. Po
chwili jednak naszły ją przeróżne obawy. A co jeśli zakocha się bez wzajemności?
A co jeśli zakocha się niewłaściwie? A co jeśli… Miłość jej życia pokocha ją
tak samo jak ona jego? Ostatnia opcja
jest najpiękniejsza - szepnęła lekko wzdychając - I najmniej realna. - dodała. - Bo
kto chciałby być blisko mnie? Jestem zwyczajna, przeciętna, nieśmiała i
zupełnie odizolowana od świata. - Nawet nie wiedział jak bardzo po raz
kolejny może się pomylić…
###
Słodkie naleśnikowe serduszko dostałam do mamy.
Zdecydowanie za krótkie, za dużo dialogów i... takie nieopowiadające o niczym ciekawym. Nie wiem czy znajdę jakieś sensowne wytłumaczenie tego czego nad tym tekstem.
Dziękuje także moim nowym czytelniczkom za wyczerpujące komentarze :*