Wolnym krokiem szła przez
czerwony dywan ciągnąc za sobą śnieżny tiul ślicznej, białej sukienki obszytej
koronkową siateczką. Po obydwu stronach jej drogi stały najbliższe im osoby,
dodawały otuchy. Jedni płakali, drudzy klaskali, inni uśmiechali się i gwizdali.
Wszyscy cieszyli się ich szczęściem.
Byli tam tylko i wyłącznie dla nich.
Wzięła niezauważalny wdech. Wreszcie go zobaczyła. Wyglądał wspaniale ubrany w
czarny, dopasowany garnitur i równo zapiętą białą koszulę. Wyciągnął w jej
stronę rękę, w którą włożyła swoją kruchą dłoń. Delikatnie zacisnął palce na
drobnych kostkach i spojrzał prosto w jej karmelowe oczy.
–
Całe życie czekałem na ten moment – Mówił tylko do niej. To nie były słowa
rzucone na wiatr. Wyrwały się prosto z jego serca, nie mogąc dłużej się
ukrywać. Uniósł lekko kąciki ust.
Podeszła
bliżej i zatopiła się w miłości bijącej od zielonych tęczówek.
–
Ja też. – Dwa banalne słowa oznaczały ni więcej ni mniej jak potwierdzenie.
Ale nie byle czego.
Uśmiechnęli
się i razem weszli na małe podwyższenie. Głośnie oklaski nie ucichły nawet,
kiedy stanęli naprzeciwko siebie i byli
gotowi.
To ten moment.
Nachylił
się w jej kierunku, tak samo, jak robił to wiele razy. Ona podniosła dłoń do jego
policzka i delikatnie oparła palce na brzegu kości, tym samym zmniejszając
odległość jeszcze bardziej. Wraz z nadejściem wyczekiwanego pocałunku, świat
zwolnił, a serca przyśpieszyły.
Gwałtownie
podniosła się na łóżku i otworzyła oczy. To
był tylko sen. Przetarła czoło i ponownie położyła głowię na poduszkę. Potrzebuję całego ciebie. Mocno
zacisnęła powieki powstrzymując łzy cisnące się jej do oczu.
– Nie ważne
czy jesteś przy mnie, czy nie. Zawsze będziesz w moich snach…
– Dlaczego go
nie zaprosiłaś? – zapytała Francesca, siadając
na łóżku i oglądając porozrzucane sukienki.
–
Nie wiem, Fran, naprawdę nie wiem. – Zamknęła oczy i zakryła twarz dłońmi. – Może
wydawało mi się zbyt oczywiste, że powinien przyjść. Może bałam się kolejnego
odrzucenia z jego strony. Może jestem po prostu głupia.– Wzięła głęboki wdech i
starała powstrzymać się szloch. – Wszystko zepsułam. Mogłam mu nie wypominać
odejścia ze Studia, mogłam nie mówić tych wszystkich smutnych słów. Tak bardzo
go kocham, tak bardzo go teraz potrzebuję… – Po jej policzkach spłynęły łzy.
Opadała na łóżko i przygarnęła do siebie poduszkę w różowe kwiaty.
– Violu… –
Francesca podeszła do przyjaciółki i mocno ją objęła. – Będzie dobrze, musicie dać
sobie po prostu trochę czasu. – Dziewczyna
lekko kiwnęła głową w stronę Camili siedzącej po drugiej stronie łóżka.
– Jesteście
dla siebie stworzeni – potwierdziła rudowłosa i także przyłączyła się do
grupowego uścisku.
– Będziemy cię
wspierać, na dobre i na gorsze, pamiętaj o tym – zapewniła Włoszka.
Pokój wypełnił
szczery śmiech Violi i Cami, bez problemu rozmywający wszystkie problemy.
– Dziękuję. Wspaniale
jest mieć przy sobie tak wspaniałe przyjaciółki jak wy – szepnęła Violetta i
mocnej wtuliła się w ramiona dziewczyn.
– Proszę,
Leon, odbierz. Potrzebuje cię. – Kolejny raz próbowała się do niego dodzwonić,
ale na próżno, znów słyszała tylko jego głos nagrany na automatyczną
sekretarkę.
Przygładziła
dłonią złotą sukienkę i poprawiła kwiatowy wianek we włoskach. Mimo tego wszystkiego,
tych kłamstw, przykrych słów i oddalenia, ich serca nadal się potrzebują. Nadal
potrzebują wspólnej miłości.
Ciche pikanie
dochodzące z laptopa przerwało denerwującą ciszę panującą w pokoju. Kiedy włączyła
odpowiednią stronę wyskoczyło małe okienko:
Masz wiadomość od:
LEON: Jesteś?
Pamiętaj, pisze do niej, nie do ciebie.
ROXY: Cześć, co u Ciebie?
LEON: Nie najlepiej.
Ale przecież…?
ROXY: Dlaczego?
LEON: Nie mogę przestać myśleć o
przyjaciółce, martwię się czy u niej wszystko w porządku.
Przyjaciółce…?
ROXY: A dlaczego do niej nie zadzwonisz?
LEON: Nie mogę. Dziś żeni się jej tato.
Dobrze, nie żeni się, coś podobnego.
Wystarczy, gdybyś
chociaż odebrał…
ROXY: I dlaczego jej nie towarzyszysz?
LEON: Bo ona nie chce bym z nią był.
Zaprosiła wszystkich oprócz mnie.
Nie tak miało być…
ROXY: Potrzebujesz zaproszenie?
LEON: Jak to?
ROXY: Chciałbyś iść?
LEON: Tak. Bardzo ją kocham i chciałbym jej
towarzyszyć.
Kocha… Jak to pięknie brzmi.
ROXY: To idź i bądź z nią.
–
I? – Angie wyszła już przebrana i umalowana. Aż nazbyt było widać jej zdenerwowanie.
– Jak wyglądam, jak leży sukienka? Okropnie, prawda? – kolejne pytania wypowiadała
chaotycznie, machając dołem materiału i wygładzając nieistniejące zagięcia.
–
Nie… – Violetta podniosła wzrok z nad monitora, nie do końca oderwana od tamtej
rozmowy.
–
Przebiorę się, przebiorę i…
–
Nie, nie, nie! Ja po prostu… – Już chciała powiedzieć o rozmowie z Leonem, ale
w porę ugryzła się w język. – Wyglądasz bosko. – powiedziała uspakajająco i
uśmiecha się w stronę cioci.
–
Sama nie wiem, już zostaw to wszystko i chodźmy, zaraz będą wszyscy goście.
–
Dobrze, ja za sekundkę zejdę. – Zacisnęła mocniej pace na monitorze i podniosła
go do góry.
ROXY: Wybacz, ale muszę kończyć. Zrób to,
co czujesz. Tak nigdy nie będzie źle.
Ale czy to przez miłość
Wszystko będzie prawdą
Czy to przez miłość
Daję z siebie wszystko
Moje serce
Jest wszystkim co mam
Wygrałam i przegrałam
Nigdy się nie poddam
Bo taka jestem
Wszystko będzie prawdą
Czy to przez miłość
Daję z siebie wszystko
Moje serce
Jest wszystkim co mam
Wygrałam i przegrałam
Nigdy się nie poddam
Bo taka jestem
–
Dziękuję, bardzo dziękuję wam obydwóm. – Uśmiechnął się do córki i swojej przyszłej pasierbicy, a następnie
zwrócił się w stronę zgromadzonych gości. – Po pierwsze chcieliśmy wam
podziękować za przyjście, za to, że jesteście z nami.
–
To nie jest formalny ślub, ten związek jest dla nas bardzo ważny – Priscila kolejny
raz podkreśliła to samo, słodko uśmiechnęła się do gości i ponownie spojrzała
na narzeczonego.
–
Tak ważny, że chcieliśmy zaznaczyć naszą miłość razem z wami wszystkimi,
ludźmi, których naprawdę kochamy… – Zrobiło jej się ciepło na sercu, słysząc
słowa taty. Przebiegła wzrokiem po zaproszonych gościach, byli wszyscy; Olga,
Ramallo, Angie, Francesca, Camila, Natalia, Federico, Diego, Broduey, Maxi,
Andres, Alex, nawet Beto i…
Niemożliwe. On…
Szedł
niepewnie w kierunku zebranych ludzi, ale kiedy ją zobaczył, wycofał się.
Nie
pozwolę ci odejść.
Spojrzała
przelotnie na zaaferowanego przemową ojca i pobiegła za Leonem.
– Przyszedłeś.
– Przekroczyła próg kuchni, szczęśliwa, że nadal tu jest.
– Tak, ale już
idę. – Odwrócił się i postawił kilka kroków w jej stronę.
– Nie odchodź,
zostań.
– Nie
zaprosiłaś mnie. – Gorycz w jego głosie zakuła jej serce.
Bo byłam głupia…
– Potrzebujesz
zaproszenie?
– Już to dziś
słyszałem.
– Kto ci to
jeszcze powiedział? – Wiele kosztowały ją te słowa.
Przez jego
twarz przewinęły się różne emocje; zdziwienie, zmęczenie, lekka irytacja i… strach? W końcu wzruszył tylko
ramionami, chcąc jak najszybciej uciąć temat.
Ja wiem wszystko, nie musisz udawać…
– Leon, wydaje
mi się, że będziesz musiał wybrać. – Nie wiedziała, jak przeszło jej to przez
gardło.
– Tu jesteśmy tylko
ty i ja.
Przestań mną pogrywać…
– Nie. Jesteś
ty, jestem ja, i jest ona. – Zrobiła kolejny krok w jego stronę. – Kimkolwiek
by nie była, jest ona.
– Przyszedłem
jako twój przyjaciel… – zaczął bez przekonania, ale weszła mu w słowo.
– Ja nie chcę być
twoją przyjaciółką. Nie potrafię być twoją przyjaciółką. A jeśli myślisz o
innej, lepiej, żebyś już poszedł.
Nie rób
tego, nie chciałam…
– Powiedz
jedno słowo, a wyjdę.
Nigdy nie popełnię tego samego błędu…
– Nie odchodź…
– Gdzieś w sercu zdławiła łzy.
Liczy się teraz, jutra będzie.
– Idziemy? –
Spojrzała z nadzieją w jego zielone tęczówki i wiedziała, że nie zniosłaby
odmowy.
Zamknął oczy.
Po chwili wysunął przed siebie dłoń.
– Idziemy.
Jej serce się
uśmiechnęło. Jak we śnie. Wsunęła
między jego długie palce swoje i niepewnie się posłała mu uśmiech
Dzisiejszy dzień będzie tylko nasz.
– Mogę prosić?
– Delikatnie położył swoją dłoń nad jej talią i ujął jej palce, a muzyka
poniosła ich w melodię walca.
Nic nie
mówili. Po prostu patrzyli na siebie i cieszyli się z chwili beztroski. Kiedy
Leon zaśmiał się i odwrócił wzrok, Violetta nie mogła powstrzymać wrażenia, że
bawi go jej taniec.
– Wiem, że nie
za dobrze tańczę walca, ale nie na tyle, żebyś śmiał mi się w twarz. – Po raz
kolejny uśmiechnęła się i poprawiła rękę na jego ramieniu.
– Nie śmieję
się z ciebie.
– Tak,
śmiejesz się ze mnie. – Potrząsnęła głową wzburzając loki opadające na jej
plecy.
– Nie śmieję
się z ciebie, naprawdę.
– A więc co
się stało? – Jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej, a w oczach zagrały
chochliki.
– Nie jestem
pewien, ale to co się ze mną dzieje to przez ciebie.
Spojrzała na
niego na początku lekko wystraszona.
– Przeze mnie,
czy dlatego, że myślisz o innej? – zapytała.
Wziął wdech i
gwałtowny wydech, jakby sam z siebie się podśmiewając.
– Najgorsze w
tym wszystkim jest to, że teraz rozumiem, co czułaś wybierając pomiędzy mną, a
Tomasem. – Przestała tańczyć i wyczekująco spojrzała w jego oczy. – Mam mętlik
w głowie.
Zrobiła krok w
tył.
To nie może być prawda.
– Co?
– Leon,
pozwolisz, że zatańczę z Violą? – Alex pojawił się znikąd, przerywając
wyjaśnienia chłopaka.
– Tak… –
zaczął, ale jego partnerka weszła mu w słowo.
– Nie. Wybacz,
Alex, ale muszę porozmawiać z Leonem.
– Jasne,
przyjdę później… – Francuski akcent nie zrobił
na niej wrażenia. O wiele ważniejsze są dla niej słowa wypowiadane z tą jedyną meksykańską nutą.
Od dłuższego czasu
siedzieli na długiej huśtawce w zapomnianym kącie ogrodu. On bawił się
stokrotką zerwaną z małej kępki przy krzewie róży, a ona machała nogami i
próbowała ułożyć w głowie, co chce powiedzieć.
– Kochasz ją? –
szepnęła, odrywając stopy od ziemi.
– Co? – Lekko
zaskoczony odwrócił głowę w jej stronę. Spodziewał się wrzutów, wypomnień, jak bardzo jest dla niej ważny i wszystkiego
innego, oprócz tego.
– Pytam, czy
ją kochasz? – Odepchnęła się kolejny raz.
– Ja… chyba
tak – wyrzucił po dłuższej chwili.
Zamknęła oczy
przestając bujać huśtawką. Odebrał to jako zachętę do dalszego mówienia.
– Prawie jej
nie znam, ale jestem pewien, że coś mnie do niej przyciąga. Kiedy patrzę jej w
oczy, czuję, jakbym kochał ją już wcześniej. – Postanowił być szczery, ale kiedy
zobaczył mocno zaciśnięte oczy Violetty, zrozumiał dlaczego o to zapytała. –
Nie zapomniałem o nas, nigdy nie zapomnę, tak samo jak nigdy nie przestanę cię
kochać. – zapewnił. – Z doświadczenia doskonale wiem, że to niemożliwe, zawsze
będziesz częścią mnie. Chwile, które z tobą przeżyłem, były najpiękniejsze w
moim życiu, ale… nie jestem pewien, czy dalibyśmy radę to wszystko na nowo odbudować.
Nie chcę, żebyś cierpiała. Wiem, co znaczy czekać na odpowiedź, która może
nigdy nie nadejść; jakiś sygnał, że jest się tym jedynym.
Dopiero po
kilkunastu sekundach uświadomiła sobie, co znaczyły jego słowa.
Teraz to ja jestem na jego miejscu z przed
kilkunastu miesięcy. Najpierw Tomas, później Diego…
Tego
wszystkiego było za wiele. Zaręczyny taty, podwójne życie, zauroczenie Leona w
jej drugiej twarzy i to wyznanie... Emocje wzięły górę. Zaczęła raptownie brać
głębokie wdechy.
– Przepraszam.
Przeze mnie cierpiałeś tyle czasu, ale nigdy nie naciskałeś, a ja… Wybacz mi. –
Zasłoniła twarz dłońmi, próbując ukryć płynące łzy.
– Hej…
Spokojnie… – Odruchowo objął ją ramieniem, a ona z całej siły do niego
przylgnęła i zaczęła wypłakiwać łzy tuż przy jego sercu.
Nie potrafiła
określić ile czasu spędziła zamknięta w bezpiecznych objęciach, za którymi tak
bardzo tęskniła. Powoli starała się uspokoić nagle zszargany oddech i wyrównać
go z nim.
– Nie tak to
miało zabrzmieć… – szepnął tuż przy jej uchu. – Nie przekreśliłem nas, nic takiego
nie powiedziałem. Nie chcę cię oszukiwać, zasługujesz na szczerość, po prostu… To wszystko wydaje mi się takie nierealne… Nie wiem jak to inaczej wyjaśnić.
Mocniej
wtuliła się w jego błękitną koszulę i mimo wszystko uśmiechnęła się w duchu.
Wiem zbyt dobrze, co czujesz.
– Znam sposób
na odprężenie się. Pamiętasz, co powiedziałeś mi tamtego dnia, rok i dwa lata
temu? – Podniosła głowę ukazując mu mieniące się od łez policzki,
zaczerwieniony nos i błyszczące ekscytacją oczy.
To były jedne z najpiękniejszych słów…
Zamyślił się,
próbując przypomnieć sobie, o co może chodzić dziewczynie.
– Powiedziałeś,
żebyśmy w końcu przestali mówić i zaczęli działać…
–… żebyśmy
podarowali sobie piękną chwilę – dokończył i otarł zaróżowione policzki. –
Wciąż pamiętasz? – zapytał ze zdziwieniem.
– Nie mogłabym
zapomnieć jednej z najważniejszych chwil mojego życia. – Znów się uśmiechnęła,
tym razem jednak bardziej nieśmiało; spuściła wzrok.
Podniósł jej
podbródek i pogłaskał kciukiem kącik jej ust posyłając zachęcające spojrzenie.
– Podarujesz
mi kolejne wspaniałe wspomnienia? Zapomnijmy o tym wszystkim co działo się
podczas ostatniego miesiąca i żyjmy chwilą, dobrze? – zapytała prawie
niesłyszalnie. – Bez zobowiązań, bądźmy ze sobą przez cały czas szczerzy. Po
prostu… niech to popołudnie będzie nasze – dodała widząc jego zamyślony wyraz
twarzy.
Przez chwilę
nic nie mówił, jakby zastanawiał się nad konsekwencjami tej decyzji. Jeżeliby
się zgodził, było pewne, że znów poczuje to samo do Violetty, znów
pokonają wszystkie przeszkody i będą razem. Czy tego właśnie chce? A co z Roxy?…
Nie był do końca pewien, czy to co do niej czuł, było w stanie zastąpić mu
uczucie, którym darzył szatynkę. W końcu uśmiechnął się i odpowiedział:
– A mam jakiś
wybór? – Ponownie ogarnął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy.
Leżała oparta
głową o jego kolana i obserwowała skupiony wyraz twarzy chłopaka. Od kilku minut
bawił się jej włosami owijając je wokół palca ciągle od nowa i od nowa.
– Kiedy wtedy
spadałaś, podczas przedostatniego koncertu, cholernie bałem się, że cię stracę
– wyznał, nie przestając plątać pasm. – Przestraszyłem się, że nie zdążę
podbiec.
Podniosła się
i spróbowała spojrzeć w jego oczy. Przez cały czas odwracał spojrzenie unikając
jej wzroku. W końcu podciągnęła się, usiadła na jego kolanach i chwyciła go za
podbródek.
– Dzięki tobie
nic mi się nie stało. Zdążyłeś, a to tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie,
że nasza miłość jest o wiele silniejsza i bardziej powiązana, niż moglibyśmy
sobie wyobrazić.
W końcu
popatrzył jej w oczy i nie zobaczył ani cienia kłamstwa.
– Ty też
uratowałaś mi życie, pamiętasz?
Spojrzała na
niego lekko zaskoczona; nic takiego nie mogła sobie przypomnieć.
– Nadal nie
wiem, jak to zrobiłaś. Mimo wszystko, byłem wtedy najszczęśliwszy, bo to ciebie
zobaczyłem jako pierwszą.
Dopiero teraz
sobie przypomniała.
– Mam to
powtórzyć? – zapytała, poprawiając się niespokojnie na jego kolanach. Powoli
kiwnął głową i delikatnie objął ramieniem.
Spojrzała na
jego doń i powoli przesunęła ją na talię, a drugą ulokowała odrobinę wyżej. On
przez cały czas uważnie obserwował jej ruchy i niepewnie wzmocnił na nowo
ułożony uścisk. Uśmiechnęła się i obróciła się ponownie do jego twarzy.
– I obudzę cię
pocałunkiem… – szepnęła i leciutko zetknęła jego usta ze swoimi.
Od miesiąca
nie byli tak blisko siebie; od miesiąca nie czuli się tak magicznie, jak w
tamtym momencie.
– Mam
rozumieć, że jestem Śpiącą Królewną, tak? – Jego poważny ton, zupełnie nie
pasował do tego, co mówił. Wstał biorąc na ręce Violettę. – W takim razie, w
ramach podziękowań za wzbudzenie mnie, zabieram cię na małą przechadzkę po
twoim ogrodzie w moich ramionach. I nie przyjmuję domowy.
Zaśmiała się i oparła głowę o jego ramię.
Po wczorajszym
wieczorze wszystko dokładnie przemyślała. Nie będzie już dużej Roxy, zniknie
już teraz, ale najpierw powie mu całą prawdę. Powolnym krokiem idzie nad staw,
w tak dobrze znane jej miejsce. Miała na sobie różową perukę, różową, skórzaną kurtkę
i biały top nasunięty na różowy podkoszulek. Do torby przewieszonej przez ramię
schowała miętową sukienkę i pamiętnik.
To zdecydowanie nie jestem ja.
Z roztargnieniem pokręciła głową i
w ostatniej chwili przytrzymała zsuwające się zerówki.
Nigdy taka nie będę.
Zauważyła go. Siedział po tej
samej stronie, co wtedy; był wyjątkowo spięty. Możesz jeszcze zawrócić, szeptał jakiś głosik w jej głowie. Jeżeli mu to powiesz, nie wybaczy, a jeśli
po prostu znikniesz, wszystko wróci do normy. Wzięła głęboki wdech i już
chciała obrócić się na pięcie, jak
najszybciej odejść, ale usłyszała wołanie. Zamknęła oczy, policzyła do
pięciu i z powrotem ruszyła w kierunku brzegu. Uśmiechnęła się do Leona i
usiadła na drugim końcu ławki.
– Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała i nerwowo poprawiła torbę na
swoich kolanach.– Zanim zacznę, obiecaj mi, że nie odejdziesz, póki nie wyjaśnię wszystkiego – zastrzegła.
Przybrał dość zaskoczony wyraz
twarzy, ale nie odezwał się. Uznała to za powiedzenie. Zamknęła na moment oczy. Otworzyła torbę i wyciągnęła z niej filetowy zeszyt wraz z kluczykiem.
– Skąd masz pamiętnik Violetty? Zabrałaś jej go? – Ostrość w jego głosie gdzieś w środku poruszyła dziewczynę.
Nadal jestem dla niego ważna.
– Nie. Zaraz się wszystkiego dowiesz, tylko proszę, nie odchodź. – Położyła notatnik na jego kolanach i kontynuowała. – Pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się
u ciebie po raz pierwszy? Powiedziałeś wtedy, że skądś mnie znasz, a ja zaprzeczyłam.
– Kiwnął głową, więc mówiła dalej. – Skłamałam. Znasz mnie bardzo dobrze,
czasami wydaje mi się, że lepiej niż ja sama.
– Nie rozumiem…
Jedną
dłonią chwyciła go za rękę, drugą najpierw powoli ściągnęła okulary, a później, z
lekkim wahaniem, pociągnęła za różowe loki, zsuwając perukę z głowy.
Zamarł. Nie mógł wydusić z siebie
ani jednego słowa. Dziewczyna, która go zauroczyła, tak naprawdę była
dziewczyną, której nigdy nie przestał kochać.
Przecież to co czuję, to miłość.
– Nie oczekuję od ciebie
przebaczenia, czy nawet zrozumienia. To, co zrobiłam na to nie zasługuje. Ale
nie możesz zapomnieć, że cię kocham ponad wszystko i nigdy nie będę wstanie
przestać.
Czyta mu w myślach?
– W tym pamiętniku są wszystkie sekrety,
myśli, wspomnienia i przeżycia, które są dla mnie ważne. Proszę, przeczytaj go
w całości. Może to w jakiś sposób… Nie wiem, po prostu go przeczytaj. Ja żałuję. Jeśli miałabym jeszcze jedną szansę,
nigdy bym tak nie postąpiła. Ale nie jestem w stanie cofnąć czasu. Przepraszam
– skończyła już stojąc. Z wahaniem lekko pocałowała jego policzek i odeszła.
Jak
ogień w zimie dajesz ciepło mojemu światu
To miłość bezwarunkowa
Czuję ją
Będąc z Tobą
Powiedz, czy to wszystko jest prawdziwe
Przyszłaś zmienić
Pocałunkiem moją rzeczywistość
Nie wiem, jak wyrazić słowami, że
Kiedy patrzę w Twoje oczy, wiem, że
Kochałem Cię już tysiąc żyć wcześniej
Part na podstawie 30/31 odc. 3 sez.
Ayy, estoy tan feliz! Już od 365 dni jestem razem z Wami na Bloggerze i od 365 dni tworzę dla Was moją historię. W ciągu tego roku osiągnęłam 6463 wyświetlenia, 14 obserwatorów i 75 komentarzy. Encerio gracias:
Ag. - bo była jako pierwsza i tchnęła we mnie nadzieję,
Kirenie - najszczersze komentarze,
Mai - bo była na początku i nadal pamięta,
Inolvidable - byłaś jak taki promyczek,
Lady Godivi - ja nadal czekam, wiesz? :),
Dianie - wspaniała pisarka, która niedawno skończyła swoją historię, a którą tak bardzo podziwiam,
Pannie Hazel Xeni Collins (Verdas) - spełniłaś moje Gwiazdkowe marzenie,
Marciakowi - w wakacje trułaś mi głowę i za to dziękuję oraz za najdłuższy komentarz,
Dulce - kolejny świetlisty promyczek, nie przestawaj wierzyć w swój talent :),
Maddy Parks - wieka legenda, która mnie odwiedziła,
Truskawce - tyle drobnych słów,
Mechi Lambre - :),
Scarlett Walker - :),
Cauvigilia Comello - :),
Fance Violetty - bez Ciebie nic by nie było, dziękuję za tamtą rozmowę,
Lili Ferro - :),
Sophiak - oj, długo by wymieniać, mój misiaczku :*,
Hasy Valler - :)
Oraz wszystkim pozostałym osobom, które były, a nie skomentowały.
Całuję,
Wasza i tylko Wasza
Lissa